Od recenzji „Herberta” po najlepsze biografie

W najnowszym numerze „Tygodnika Powszechnego” (Nr 33/2018) Ryszard Koziołek recenzuje biografię Herberta Andrzeja Franaszka. Obiecałam sobie, że tego tekstu na razie nie przeczytam, gdyż tkwię od 10 dni w biografii Herberta po uszy i lepiej dmuchać na zimne. Zatem czytam te Herbertowskie losy i nie mogę wybrnąć z lat 50., które biograf rozpisał gęściutko jak szpaler wojsk rzymskich. Ślimaczy mi się lektura niemożebnie i ciąży ciężarem właściwym 2000 stron litego tekstu (co nie jest równoważne z tym, że książka niedobra. Ale o tym później i w innych okolicznościach przyrody). Wróćmy więc do recenzji Koziołka, którą w końcu przeczytałam, bo zaintrygował mnie wpis Grzegorza Wysockiego na facebookowej grupie „Book’s not dead”:  To jest wspaniały tekst. Nazywam go „Jak zmasakrować Franaszka, mimo że muszę go pochwalić”. I mogłabym zostać, parafrazując Jana Himilsbacha, z tym moim „Herbertem” i 600 przeczytanymi już stronami, jak taka dupa, ale już teraz widzę, że trochę się w opinii z Koziołkiem rozmijamy, trochę mnie ta krytyka zaintrygowała, więc brnę dalej w lekturę „życia i twórczości” i pewnie skrobnę coś niecoś, gdy już ze Zbigniewem wspólnie zobaczymy kres życia (jego lub mojego – właściwe podkreślić). Ale nie o tym, nie o tej konkretnej biografii chciałam napisać, ale o biografii w ogóle, która wiedzie prym na rodzimym rynku wydawniczym (polecam uwadze topkę Empiku). Bo rzeczony Koziołek w rzeczonej recenzji podejmuje kilka ważkich kwestii związanych z biografią właśnie. Po pierwsze – po co pisać aż tak obszerne pracę? Czy „zwyczajny” czytelnik (zwyczajny czyli nie ekspert) jest w stanie przez nią przebrnąć? I czy ma na to czas? No i co z faktem, że „Miłosz” liczył 1104 strony, a skąd  te Herbertowskie 2000? Zbigniew lepszy?! Po drugie – Herbert oczami Franaszka – to często gęsto mizogin i utracjusz. Apokryfista i kreator własnego życiorysu, plagiator i konfabulator – jednym słowem niezbyt miły gość. Jak w takim razie biograf winien rozkładać akcenty („prawda” jest wartością bezwzględną)? Po trzecie – Koziołek pisze o rozczarowaniu faktem, że w biografii mało miejsca poświęcono na pracę twórczą/proces tworzenia. Że założyć można, że genialne wiersze same z siebie powstawały, z materii westchnięcia, gdy w tym czasie ich autor skupiał się na przelotnych romansach (Coetzee, na którego powołuje się Koziołek, twierdził, że życie twórcy nierozerwalnie związane jest z jego dziełem literackim i tylko głupcy twierdzą inaczej. Więc tworzy nam się pewien dysonans. Zresztą o tym zagadnieniu napisano już tomy i pewnie akademicy mozolą się nad następnymi). Reasumując i ździebko upraszczając: dobra biografia to taka, która mówi o ciele, ale i o duchu. Której biograf sympatyzuje ze swoich bohaterem, rozumie go, ale też nie boi się pokazać ciemnej strony charakteru (rzetelna!). Też taka, którą czytelnik może wziąć do plecaka, i z którą ma czas się zmierzyć (wybaczcie sceptycy – takie mamy czasy. Tutaj anegdotka – gdy chodziłam na zajęcia do Polskiej Szkoły Reportażu Mariusz Szczygieł zapytał, oto kto przeczytał całą Antologię polskiego reportażu XX wieku. Na 40 studentów zgłosiły się dwie osoby. Na grube książki nie mamy po prostu czasu). Może dodać jeszcze kilka punktów: wielość „przygód” opisywanego, giętkość pióra piszącego, źródła, przypisy etc. etc. Wiem, że te punkty/warunki traktuję po macoszemu, i że wiele jeszcze można tutaj dodać i nadpisać, ale na potrzeby tego tekstu te wyżej wymienione w zupełności nam wystarczą. A zatem – chciałabym wam pokrótce zaprezentować tytuły, które warunki rzeczone spełniają. A ponieważ biografia, to obok reportażu, mój ulubiony gatunek, oto moja subiektywna lista najlepszych biografii (kolejność nie ma znaczenia, a pod każdym tytułem jest link do recenzji):

  1. Mariusz Urbanek „Broniewski. Miłość, wódka, polityka”. Tak o niej napisałam w maju 2013 roku: Książka Urbanka to fascynujące studium poety uwikłanego w historie szaloną, który do końca pozostał wierny swoim ideałom. Niezwykła książka o niezwykłym człowieku. Napisana z dużym znawstwem i świetnym przygotowaniem merytorycznym.
  2. Magdalena Grzebałkowska „Beksińscy. Portret podwójny”. Warto chociażby dla takich zdań: Zdzisław Beksiński nigdy nie uderzy swojego syna. Zdzisław Beksiński nigdy nie przytuli swojego syna.
  3. Anna Bikont „Sendlerowa. W ukryciu”. Książka faworytka do tegorocznej Nagrody Nike. Trzeba znać.
  4. Artur Domosławski „Kapuściński non-fiction”. Odczarowuje Kapuścińskiego. Kamień milowy polskiej biografistyki. Pozycja obowiązkowa.
  5. Angelika Kuźniak „Stryjeńska.Diabli nadali”.  Odkrywa postać równie zapominaną, co fascynującą.
  6. Wojciech Orliński „Lem. Życie nie z tej ziemi”. Cytat, który przekona nieprzekonanych: Jerzy Jarzębski opowiada pyszną anegdotę o tym, jak Lem skrytykował jego esej na swój temat, w którym Jarzębski przedstawił konwencjonalną interpretację „Wizji lokalnej” jako zimniej wojny. „Przecież sam mi Pan to powiedział”, odparł zaskoczony Jarzębski. „nie trzeba było mi wierzyć!”, odpalił Lem.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *