O poecie, który rewolucji się (nie)kłaniał

Broniewski zwykł przedstawiać się: „Broniewski jestem. Polak, katolik, alkoholik”. Że Polak – jasna sprawa, trudno się nie zgodzić. To między innymi patriotyzm przywiódł Broniewskiego z powrotem do kraju po II Wojnie Światowej, mimo, że miał już kupiony bilet do Londynu. Zresztą dorobek poetycki Broniewskiego to przecież pean na cześć Rzeczypospolitej. Katolik to raczej igraszka i prowokacja, która jakże ochoczo wybrzmiewa z ust zatwardziałego komunisty. Alkoholik – no cóż, tu nie ma dyskusji – autoironia najwyższej klasy. W tych trzech określeniach można odnaleźć wspaniałą, pełną dystansu autocharakterystykę Broniewskiego – człowieka legendy, krezusa literackiego powojennego świata. Wybitnego twórcy, który na kartach pracy Mariusza Urbanka jawi się nie tylko jako mityczna postać, pupil komunistycznych władz, ale jako człowiek wielkiego talentu i niebanalnego charakteru.

Biografia Mariusza Urbanka to świetna praca, która w sposób na wyraz skrupulatny opisuje, jakże  niespokojne i pełne trudności, fascynujące życie Broniewskiego. A życie zaiste miał niezwykle – jako siedemnastolatek wstąpił do legionów Marszałka Piłsudzkiego u którego boku walczył z bolszewikami (sic!). W  pierwszych miesiącach wojny aresztowany przez NKWD we Lwowie wraz z Aleksandrem Watem. W wyniku układu Sikorski-Majski trafia na Zachód Europy wraz z Armią Andersa. Zaraz po wojnie wraca do kraju, gdzie odnajduje ukochaną Marię Zarębińską, która spędziła dwa lata w obozie w Oświęcimiu i która krótko bo zakończeniu wojny umiera. Potem kolejne małżeństwo i śmierć jedynej (biologicznej) i uwielbionej córki Anki (Joanny) we wrześniu ‘56. Tajemniczy pobyt w zakładzie psychiatrycznym w Kościanie, choroba alkoholowa i śmierć (rak krtani) w roku 1962.

Jaki był więc Broniewski naprawdę? Politycznie zaangażowany, poeta niebanalny w pracy twórczej i życiu, zwolennik komunistycznej władzy – to na pewno.

„Żyję sobie, jestem poetą,

Diabli komu do tego.

Łażę, depczę warszawski beton,

Piszę wierszę – z niczego.”

Niezaprzeczalnie posiadał wielki talent. Podziwiali go nawet najwięksi polityczno-literaccy oponenci Jan Lechoń, czy Witkacy:

„Do umarłej” i „Opowiadania oświęcimskie” w tomie „Nadzieja” – „Najbardziej wstrząsające, jakie po polsku czytałem – bebechowe (…)– tak, bebechowe, ale i bebechy widać trzeba umieć z siebie wypruwać […] wczoraj wciąż beczałem, czytając wiersze Broniewskiego”.

Poeta władzy, któremu „prawdziwi” komuniści zarzucali brak zaangażowania politycznego. Pisał z przekonania, szczerze i z serca. Nie kupczył poglądami. Wierzył w możliwość realizacji prawdziwie równego społecznie świata a  gdy zauważył, że ta idea jest nie możliwa do zrealizowania coraz bardziej pogrążał się w rozpaczy i pił coraz więcej wódki. Jakże znana jest anegdota w której odmawia Bierutowi napisania hymnu PRL słowami:  „Orła bez korony jeszcze mogę znieść, ale nowego hymnu nigdy”. Albo te wspominania bliskich i znajomych które mówią o nocnych telefonach Broniewskiego, gdzie podczas rozmów (może trafniej pijackich monologów) czytał swoje nowe utwory i dzielił się ewentualnymi pomysłami na wiersz. Jak chociażby telefon do Antoniego Słonimskiego:

„- Antek, powiem ci wiersz.

– Odczep się, idź spać – Słonimski odłożył słuchawkę.

Po chwili telefon zadzwonił jeszcze raz.

– Antek, powiem ci twój wiersz – usłyszał.

– Nie ma głupich, powiesz mój jeden, a potem trzy swoje – odparł.

– Świnia jesteś.

– Wiem, dobranoc – Słonimski odłożył słuchawkę.”

Miał do niego słabość Giedroyc, który wybaczał mu o wiele więcej niż Iwaszkiewiczowi. Podobno słynął z wielkiej tężyzny fizycznej. Uwielbiany przez tłumy, potrafił zjednać sobie nawet najbardziej oporne gremium. Podczas nocnych libacji recytował z pamięci Słowackiego i Mickiewicza, śpiewał pieśni legionistów. Słynął z wielkiej otwartości na ludzi i poczucia humoru. Ponoć wydrukował sobie wizytówki o treści następującej:

„Władysław Broniewski

Prezes Kuli Ziemskiej

Prosi WPana na wódkę.”

Władysław Broniewski miał po roku 1989 odejść w zupełne zapomnienie. Ale przetrwał -dzięki doskonałości własnej poezji i godnej podziwu wiary we własną pracę twórczą. „Zrehabilitowany” przez twórców wychowanych „na Broniewskim” (m.in. płyta „Broniewski” – Świetlicki, Eldo, Muniek Staszczyk, Pustki, Pidżama Porno, czy przywołać słynny obraz Sasnala) dziarskim krokiem powraca na należne mu miejsce w gronie narodowych wieszczów. Bo jak pisała o nim Dąbrowska w „Dziennikach”: „Broniewski ma zresztą opinie człowieka upadłego (alkoholik), ale szlachetnego i odważnego”.

Książka Urbanka to fascynujące studium poety uwikłanego w historie szaloną, który do końca pozostał wierny swoim ideałom. Niezwykła książka o niezwykłym poecie. Napisana z dużym znawstwem i świetnym przygotowaniem merytorycznym.

PS

Dawno żadna lektura książki nie przyniosła mi tyle satysfakcji.

26 komentarzy

  1. Dla mnie to też była świetna książka. Broniewskiego pamiętałem tylko ze szkolnych akademii co nie wyszło mu na dobre. Takie "odbrązowienie" wyszło mu zdecydowanie na korzyść i gdyby takim znano go w szkołach z pewnością mógłby tylko zyskać na popularności :-).

    1. Marlow – dokładnie. Ja ze szkoły pamiętam jeden wiersz na pamięć i jest to "Bagnet na broń". Calutki. Bardzo dobra biografia Urbanka – czekam teraz na Brzechwę.
      A poza tym czytam polecaną przez ciebie książkę "Duch króla Leopolda" – jestem na półmetku i doprawdy robi wrażenie.

    2. Jestem teraz w trakcie powtórkowej lektury "Ducha" i wynajduję smaczki w rodzaju "nowowybudowanych barokowych schodów". Nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie to, że zostały wybudowane przez Leopolda w 1876 r. :-).

    3. Marlow – ja również zauważyłam kilka takich smaczków. Nie mam przy sobie mojego egzemplarza i już nie pamiętam konkretnych przykładów (coś tam zauważyła z szafowaniem tytułem pułkownikiem ). Ale książka i tak znakomita. Broni się zdecydowanie. Szkoda że redaktor/tłumacz nie wychwycił takich rzeczy. Czytałam w ostatniej "Polityce" felieton Dehnela o redaktorach właśnie – i zdecydowanie dobry w swym fachu człowiek to skarb 🙂

    1. Jak byłam dużo młodsza i byłam na pierwszym roku studiów, mój znajomy zaprosił mnie na bankiet organizowany przy okazji wręczenia nagrody czasopisma "Odra". Pan Mariusz jest tam felietonistą. Do końca życia nie zapomnę jak uczył mnie tańczyć twista :). Bardzo sympatyczny człowiek.

    1. Księgarka – u mnie już biografia Brzechwy na półce. Pewnie niedługo po nią sięgnę. A widzę, że tu już po lekturze…i też miałaś pozytywne odczucia 🙂 A Broniewskiego polecam – świetna biografia 🙂

    1. Ines – książka rewelacyjne (jak blisko słowa rewolucja. O!:) ). Sprawnie napisana rzecz, która pokazuje Broniewskiego przede wszystkim jako człowieka z krwi i kości. Świetna rzecz zaprawdę. Serdecznie polecam.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *