Jej sprawą żył cały przedwojenny Lwów. Dla niektórych była żądną zemsty pospolitą zbrodniarką, dla innych zaś polską odpowiedniczką Alfreda Dreyfusa. W procesie poszlakowym skazana za zabójstwo siedemnastoletniej Lusi Zaremby, córki lwowskiego architekta Henryka Zaremby, któremu prowadziła dom i z którym także prowadziła się pod rękę. W 1939 roku na mocy amnestii z powodu wybuchu wojny opuściła więziennie i ślad po niej zaginął. Mówiono, że wyjechała do Ameryki Południowej, że prowadziła kiosk w Opolu… . Spekulacjom i plotkom nie było końca. Gorgonowa, bo o nią chodzi, budziła sporo sensacji i kontrowersji. Zresztą – nadal budzi. Pamięć o niej jest na tyle żywa, że Łazarewicz postanowił ponownie przyjrzeć się sprawie i spróbować odpowiedzieć na pytanie: Co naprawdę wydarzyło się w noc z 30 na 31 grudnia 1931 roku? I to zagadka numer jeden.
Brutalna zbrodnia, niewinna dziewczyna zdeflorowana podczas napadu – to ofiara. Piękna i pewna siebie kobieta, która podczas procesu jest w ciąży z ojcem zamordowanej – to potencjalna zbrodniarka. Namiętność, niespełniona miłość i tajemnica – brzmi jak doskonały temat na literaturę romansową. A co jeśli na warsztat weźmie go rasowy reporter? Jak się okazuje, może powstać dobry i interesujący tekst, którego autor nie tylko rewiduje zbrodnię sprzed lat, ale także podejmuje próbę rozwiązania powojennego zniknięcia Gorgonowej. To zagadka druga.
Reportaż historyczny nie jest łatwym kawałkiem chleba. Grzebanie się w archiwach nie należy do czynności prostych (i zdrowych). Wymaga sporego uporu, którego, zdaje się, Łazarewiczowi nie brakuje. I to zarówno w przypadku przeczesywania dawnych akt, jak i poszukiwania żyjących [sic!] świadków tamtych wydarzeń (autor rozmawia m.in. z Romaną – córką Rity i Henryka, która w momencie zbrodni miała 4 latka). Bo o ile pierwsza, zdecydowanie obszerniejsza część książki, to hołd oddany archiwistyce i bibliotekom, to druga jest pełnokrwistym współczesnym śledztwem, które (o dziwo!) przynosi rezultaty i częściowo wyjaśnia obie zagadki. Można tylko żałować, że ich proporcje rozkładają się tak nieproporcjonalnie. Trudno kwestionować rolę porządkującą pierwszej części, ale szkoda, że na samym porządkowaniu się nie skończyło. Część pierwsza to zatem szczegółowy opis zdarzenia i procesu. Czytelnik przebiera nogami, żeby tylko dotrzeć do fragmentów z poza rozprawy, bardziej współczesnych i mniej znanych. Ale umówmy się – te ostatnie rozdziały wynagradzają wszystko.
„Koronkowa robota” to rzecz dla której zarywa się noc. Temat, który fascynuje. Napisany ze znawstwem sztuki reporterskiej i kryminalnej. Reportaż zrodzony z ciekawości i wykaligrafowany uporem. W końcu tekst, którego kołem zamachowym jest tajemnica i próba jej rozwiązania. Czytelnik może czuć się usatysfakcjonowany.