Gliny nigdy nie mówią do widzenia.* „Cienie” Wojciech Chmielarz

Mortka powrócił. Jest jakby bardziej stateczny i opanowany, ale nadal to ten sam doświadczony i skuteczny glina, którego czytelniczy dobrze znają z wcześniejszych powieści Chmielarza. Bohater nie bez skazy, z drobnymi wadami, które obliczone zostały na sympatię odbiorców. Dla przeciwwagi jest i Sucha. Młoda, zdecydowana, bezwzględna. Trochę przerysowana. Po Marvelowsku szukająca sprawiedliwości i zemsty. W „Cieniach” oboje zaczynają ze zgoła innych miejsc. On próbuje ratować tyłek dawnego partnera, który oskarżony został o zabójstwo córki i konkubiny słynnego gangstera. Ona zaś poluje na zwyrodnialców, którzy dopuścili się gwałtu na młodym chłopaku. Jednak ich drogi szybko się przecinają, bo jak się okazuje, Warszawa to mały staw i nie ma w nim miejsca dla wielu grubych ryb. Sucha i Mortka stają więc ramię w ramię, żeby porządek snów zapanował w stolicy, a winni zostali ukarani.

Chmielarz sam siebie nazywa rzemieślnikiem. Twórcą literatury rozrywkowej**. W Polsce, gdzie do literatury podchodzi się ostatecznie i dzieli się ją tylko na dwie kategorie: dobra lub zła/gatunkowa i piękna (semantykę przeciwieństw można tutaj mnożyć) ta szczerość i bezpośredniość budzi sympatię i szacunek. Mniemać można, że nie jest to tylko krygowanie się i poza, gdyż deklarowana samoświadomość autora sprawia, że w uprawianym gatunku zdobył czarny pas. A zatem w „Cieniach” mamy: gangsterki półświatek rodem z Raymonda Chandlera, charaktery godne samego Kurta Wallandera, szczęśliwe zakończenie i twist fabularny nie gorszy niż u Nesbo czy Larssona. Wszystko zgodnie z wyznacznikami sztuki kryminalnej. I wszystko okraszone własnym, indywidualnym stylem i polską przaśnością (dużo przekleństw, sporo wódki pitej w oparach papierosowego dymu a to wszystko w kontekście biedy ojczyźnianej oraz wszędobylskiej beznadziei) .

„Cienie” to dobrze zszyty kryminał, w który nawet uważny czytelnik nie dostrzeże szwów. Chmielarz sprawnie prowadzi czytelnika przez meandry skomplikowanej sprawy (dla lepszego rozeznania przyda się jednak znajomość wcześniejszych części) aż do szczęśliwego finału. Finał zaś, to konsekwencja logicznych zdarzeń, żadne tam deus ex machina. Chmielarz wie co robi i robi to dobrze. Konsekwentnie i bardzo umiejętnie.

 

*Cytat z: „Długie pożegnanie” Raymond Chandler

** https://www.youtube.com/watch?v=2DeH367yIU4

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *