Pierwszą lekturą małego Samuela była książeczka pt. „Wybierz sobie przygodę”. Czytała mu ją mama, a gdy odeszła, zaczął po nią sięgać sam. To, że literaturze poświeci życie, wiedział od zawsze:
Toteż gdy pewnego ranka do jego pokoju weszła mama i obudziwszy go, zadała mu dziwaczne pytanie: „Kim chcesz zostać, kiedy dorośniesz?”, oznajmił całkiem pewny siebie, wciąż pławiąc się w swojej literackiej glorii: „Powieściopisarzem”. Światło za oknem było bladoniebieskie. Powieki wciąż miał ciężkie, a wzrok zamglony. „Powieściopisarzem?” – powtórzyła, uśmiechając się. Kiwnął głową. Tak, powieściopisarzem. Podjął tę decyzję w nocy, gdy przeżywał na nowo swój wielki triumf. Wspominał, jak klasa ryknęła z radości, gdy księżniczka została ocalona. Wdzięczność, miłość czytelników. Obserwując ich, jak kluczą po meandrach jego historii – zaskoczeni w miejscach, gdzie mieli być zaskoczeni, przechytrzeni w miejscach, gdzie chciał ich przechytrzyć – czuł się jak bóg, który zna odpowiedzi na ważkie pytania i spogląda w dół na śmiertelników, którzy ich nie znają. Uczucie to mogło go pokrzepić, nasycić. Dzięki temu, że stanie się powieściopisarzem, uznał, ludzie będą go lubić.
Samuel odziedziczył potrzebę akceptacji. Jego matka Faye, już jako nastolatka, postanowiła, że stanie się osobą, która nigdy nie zawodzi. Raz bowiem rozczarowała swojego tajemniczego i chmurnego ojca, norweskiego emigranta, i od tego momentu prześladuje ją niksa – demon, który mami i nakłania ludzi do złych wyborów. Gdy więc drogi matki i syna, po zgoła dwudziestu latach, znów się skrzyżują, Faye oskarżona jest o napaść na konserwatywnego polityka, a Samuel, chcąc spłacić swoje długi, musi napisać jej biografię. Zaś ich niksy mają się jak najlepiej.
Punktem wyjścia dla Nathana Hilla jest pozornie prosta historia. Dramat opuszczonego i samotnego człowieka, który nie potrafi poradzić sobie z życiem i ucieka w wirtualną rzeczywistość gry komputerowej. Hill jednakże nie poprzestaje na tym. Postać Samuela jest zaczynem do snucia opowieści o współczesnym świecie pozbawionym wartości i większych sensów. Gdzie umierają wielkie (jakiekolwiek idee!), a liczy się ilość a nie jakość.
Proszę Pana, na dzisiejszym rynku większość czytelników szuka książek o przystępnej, linearnej narracji, bazujących na wielkich ideach i łatwych życiowych lekcjach. W historii pańskiej matki te życiowe lekcje są, mówiąc delikatnie, rozmyte.
Faye (zresztą precyzyjnie i wspaniale przedstawiona postać) wybrała, podobnie zresztą jak Samuel, nie tę „przygodę”, którą trzeba. Idee o które walczyła, dla których poświeciła rodzinę okazały się nic nie wartą mrzonką. Wygrał natomiast ten, który je (ją) zdradzi.
Autorowi udało stworzyć się wielowątkową, szkatułkową powieść, którą traktować można jako swoiste memento czasów w którym przyszło nam żyć: pozbawianych zasad (wstrząsający epizod ze studentką Samuela), ale za to pełnych relatywizmu moralnego i hedonizmu. I choć czasami Hill zahacza o banał (Nie ma czegoś takiego jak zapomnienie – powiedziała. – Nie w ścisłym znaczeniu tego słowa. Tak naprawdę nigdy nie zapominamy. Najwyżej gubimy drogę do wspomnień), to bez wątpienia jest to debiut ważny i wyjątkowy.