Urodziła się bez historii, a urodzić się bez historii oznacza życie bez duszy – pisze o swojej najważniejszej bohaterce, Julii Mrok, wszędobylski narrator najnowszej powieści Bator. Roboczo, a być może w kwestiach porządkowych i jednak w sensie nadrzędnym, nazwijmy to zdanie, zdaniem wytrychem. „Rok królika” to bowiem opowieść, która na skutek zabawy z literackim kiczem, igraszkami z powieścią grozy i groteską, domestic noir, flirtem z non-fiction, romansem z literaturą romansową, nawiązaniami do prozy Stevensona, Carrolla, Murakamiego (a jakże!) w końcu sama w kicz się przeistoczyła. Z przykrością i z wielki, nieutulonym, histerycznym wręcz żalem zmuszona jestem napisać, że najnowsza książka Joanny Bator to najpotężniejsze literackie rozczarowanie roku 2016.
„Rok królika” to opowieść o życiu i dziele Julii Mrok. Julia, to autorka poczytnych romansów historycznych, która mimo uregulowanego i stabilnego życia u boku oddanych kochanków postanawia, zmieniając przy tym tożsamość, odbyć podróż do Ząbkowic Śląskich. Już jako Anna Karr, zatrzymuje się w „Spa pod Królikiem” (który to okaże się przybytkiem zgoła odmiennej natury niż bohaterka zakładała na początku) i wyrusza na poszukiwanie swojej lepszej, siostrzanej połowy – Sandry Jasnej. Ponadto Julia/Anna to wiecznie niezaspokojona erotyczna fetyszystka i spragniona opowieści pisarka, którą w równej mierze podnieca niebanalna historia, jak i umięśnione męskie ciało (a najlepiej zaś, gdy te obie rzeczy idą w parze). I to mnie więcej tyle w kontekście fabuły.
Myślę, że śmiało (i bez straty dla obu stron) można porównać najnowszą powieść Bator do słabej, przesłodzonej, letniej herbaty. Zbyt dużo zabawy konwencją (oprócz flirtu międzygatunkowego m.in. jest i próba nawiązania do powieści szkatułkowej), zbyt mało esencji literackiej, a za dużo zdań podkradzionych Paulo Coelho (nie wiem, jak ma się on do herbaty, ale niech już będzie!). Nie wspominając o fabularnej nicości, pustce i rozpaczy.[1]
W materiałach promocyjnych i na okładce „Roku królika” wydawca mocno podkreśla, że to pierwsza powieść po uhonorowanej Nagrodą Nike 2013 „Ciemno, prawie noc”. Jakoby z czytelniczej pamięci chciał wymazać niesławny i cierpko przyjęty reportaż/eksperyment literacki „Wyspę łzę”. Sama autorka zresztą deklaruje (Tygodnik Powszechny 50/2016), że jej poprzednia książka była wprawką w „Rok królika”. Wiele jest punktów stycznych potwierdza tę deklarację: poszukiwanie bliźniaczej duszy, wariacje na temat doppelgänger, rozważania nad zmianą tożsamości etc. W końcu – równie kiepska jakość tekstu.
„Rok królika” to najsłabsza rzecz jaka wyszła spod pióra autorki. Poetycka wydmuszka, pozbawiona „zahaczek”, przerośnięta formą i słabowita treścią powieść, którą lepiej omijać szerokim łukiem. Lub sporymi (prze)skokami (kicnięciami?!).
[1] Gdyby nie mój czytelniczy masochizm, imperatyw, który każdą rozpoczętą książkę każe mi dokończyć, to moja przygoda z „Rokiem królika” skończyłaby się po 50 stronach!
Podoba mi się cytat wstępny, ale chyba jednak posłucham Twojej rady i będę omijać tę książkę.
ale za to polecam wcześniejsze tytuły autorki 😉 🙂
Ech, strasznie szkoda. Dostałam na Święta, zresztą naprawdę liczyłam na Bator. Bardzo, bardzo podobała mi się "Piaskowa góra", "Ciemno, prawie noc" było dla mnie trochę przekombinowane, ale w sumie też mi się podobało. A tutaj faktycznie z wielu stron słyszę, że tym razem Bator nie wyszło. No nic, może jeszcze sama się przekonam.
Ja również byłam zachwycona "Piaskową…" i zadowolona z "Ciemno,…" dlatego mój zawód jest aż tak duży. Bardzo żałuję. Szkoda, bo to taki potencjał…
Dziękuję za Twoją recenzję – raczej po nią nie sięgnę.
polecam się 🙂 😉 😀
Dzięki za tę opinię, już wiem, żeby po książkę na sięgać, bo jako fanka cyklu o Piaskowej Górze i "Ciemno, prawie noc" mogę się tylko zawieść 😉
mamy podobne doświadczenia z czytelnicze z jej poprzednimi książkami. Najgorzej jednak spada się z wysokiego konia 🙁
O, a byłam bardzo ciekawa tej książki, jednak zaufam Twojej opinii i raczej po nią nie sięgnę 🙂
dziękuję za zaufanie 🙂
O, to i ja ominę 🙂 Bator czytałam "Ciemno, prawie noc" i "Wyspę łzę". Pamiętam, że były w porządku, a o "Ciemno…" rozmawialiśmy całkiem burzliwie na klubie książki 🙂
lepiej tak 😉 Bardzo się rozczarowałam 🙁
Życzę owocnej dyskusji i jestem bardzo ciekawa wrażeń 🙂
To znaczy, że przynajmniej okładka jest adekwatna. 😉
hihihihihhi…TAK! 😉
Coehlo i jego obserwacje są tak samo oryginalne jak zwykła, codzienna herbata, o 😉
Pani Bator orbitowała gdzieś w okolicach moich zamiarów, ale chyba zaczyna powoli dryfować gdzieś w stronę pasa Kuipera.
hihihihih 🙂