Stryjeńska była artystką pełną gębą. Nie tolerowała półśrodków. Obdarzona ogromnym talentem malarskim i poczuciem humoru. W pośpiechu, bo z wielkiej miłości, wyszła za mąż za Karola Stryjeńskiego. Urodziła mu kolejno: Magdę (wkurzona, bo córka), następnie bliźniaków: Jacka i Jan (i o zgroza – tylko jeden ciut, ciut przypomina słowiańskiego, jasnowłosego cherubina). W tzw. międzyczasie małżeńskiego pożycia Stryjeńska podróżowała, zdobywała malarskie szlify, obycie towarzyskie i nowe przyjaźnie oraz ciągle darła koty z Karolem. Ten, nie wytrzymawszy miłosnej presji i opresji, w końcu podstępnie zamknął ją w ośrodku dla obłąkanych. Uczucie wielkie i nieokiełzane skończyło się głośnym rozwodem. Potem kolejni kochankowie** (w tym m.in. Arkady Fiedler : (…)a „ryby śpiewały w Ukajali” wielkie Alleluja), kolejne zlecenia (w tym dla „Papieża czekolady” – Wedla) i kolejne kłopoty finansowe, które towarzyszyć już jej będą do końca życia (gdy poznaje smak rury z kremem pisze, że to feralny dzień dla jej kabzy). I wojna, która również w jej przypadku stanowiła cezurę dwóch, jakże odmiennych egzystencji. Całą okupację spędziła w rodzinnym Krakowie, zaraz po 1945 osiadła w Genewie, gdzie zmarła w 1976 roku.
Z książki Kuźniak wyłania się zatem Stryjeńska dwojaka: ta przed i ta powojenna. Ta pierwsza, to ekscentryczna (wspomnieć obiadowy epizod u szacownych Mortkiewiczów, kiedy Stryjeńska wylała pełen talerz zupy, chcąc sprawdzić markę talerza, na którym rzeczona zupa była podawana), bon vivant, pełna życia i witalności artystka znająca swoją wartość i przyjaźniąca się z wieloma, znanymi artystami międzywojnia. Nieznośna, gnuśna, rozpieszczana przez krytyków i odbiorców jej prac. Ta powojenna – pełna wiary, kochająca matka zatroskana o los własny i najbliższych, borykająca się z biedą i izolacją. Wówczas już w pełni świadoma, że: (…) praca twórcza – gdy już padnie na kobietę – nie znosi żadnego kompromisu. Osobowość niezwykła, talent wybitny.
„Stryjeńska. Diabli nadali” to kolejna, świetna, kobieca biografia (przedtem: „Papusza”, „Czarny Anioł. O Ewie Demarczyk”, „Marlene”) w dorobku Angeliki Kuźniak. Autorka bez wątpienia ma nosa do wspaniałych i unikalnych osobowości, a życiorys każdej z nich potrafi oddać w sposób interesujący i możliwe obiektywny. „Stryjeńska” to zatem portret niezwykły, bo i niezwykłą postacią była sama malarka: bezmiar wyjątkowa, znacząco wyróżniająca się na tle ówczesnej bohemy (co wcale łatwe nie było!). Uwielbiana i odtrącana, kochana i nienawidzona. Artystka, której przyszło żyć i tworzyć w najbardziej dynamicznych i tragicznym momencie historii. Znajomość jej biogramu nie jest oczywiście obowiązkowa, ale ten, kto nie sięgnie po tę książkę, niech liczy się z ogromną stratą i godną pożałowania niewiedzą!
* Tytuł recenzji oraz wszystkie cytaty za: „Stryjeńska. Diabli nadali” Angelika Kuźniak, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2015.
** „Ubrałam się, umyłam, zeszłam na dół do Ziemiańskiej. Jak to okropne, że nie mam nikogo, do licha ciężkiego, żeby się można troszeczkę erotycznie wyładować. Nie jest to normalne, będąc zdrową, tak ciągle żyć w cnocie i cnocie. Jeszcze mi się coś przyczepi, psiakrew, z tej cnoty i kto doktorów będzie płacił?”
***
Recenzja opublikowana pierwotnie na portalu „Lubimy Czytać”
Słyszałam o burzliwym życiu Stryjeńskiej i jej silnej osobowości – planuję niedługo sięgnąć po jej biografię. Dzięki za recenzję! 🙂
Mój blog o kulturze
Dziękuję i polecam książkę z całego serca 🙂
Wybitność najczęściej wymaga poświęceń. Nadmiar talentu oznacza niedobór czegoś ważnego w innym aspekcie życia. Geniusz rodzi szaleństwo lub też na odwrót. Stryjeńska chyba dobrze to ukazuje.
Jak najbardziej. Stryjeńska to najlepszy tego przykład. Książka cudna! 🙂
Zapraszam do udziału w zabawie http://popoludniezksiazka.blogspot.com/2016/01/wygrywajka.html
Muszę koniecznie kupić tą pozycję … świetna recenzja