„Moja walka. Księga 1” Karl Ove Knausgård. Literatowi pokłony i oklaski

Jeden z krytyków, którego słowa przytoczono na obwolucie polskiego wydania książki, zauważył, że „Moja walka” Knausgårda to zwycięstwo literatury. I słusznie rzekł. Bowiem norweski pisarz udowodnił, że powinowactwo literatury i życia nie jest tylko czczą gadaniną. Teorią, którą z lepszym lub gorszym skutkiem próbowali praktykować, chociażby naturaliści (Ba! Autor powinien udzielić kilku porad niektórym reportażystom).  Knausgård śmieje się i spluwa w twarz mimetyzmowi literackiemu. „Moja walka” to życie. Nawet nie opis życia, ale życie z całym bagażem i nadbagażem. I tylko słowo „powieść” w podtytule może na chwilę ostudzić emocje. Chyba że autor robi sobie z czytelnika żarty (jaja?!) lub po prostu ufa intelektowi odbiorcy (właściwe podkreślić).

Książka na naszych oczach zyskuje status kultowej. Owiana mgiełką skandalu, chwalona zarówno przez krytyków, jak i zwykłych zjadaczy chleba, jest godnym uwagi wydarzeniem. Autobiograficzna opowieść, która zaczyna się niemal jak u Prousta, od bodźca przywołującego obrazy z przeszłości (tym razem magdalenką jest twarz Chrystusa na wodzie), obnaża wszystko, całą jednostkową egzystencję. Bez koloryzowania i kreacji. Bo, gdy bohater/Karl Ove pisze:

Taką tchórzliwością wykazywałem się często; nie chcą nikogo urazić, wstrzymywałem się od ujawnienia własnego zdania.

To trudno mu nie ufać. Trudno też się z nim nie zbratać.

„Moja walka” zaczyna i kończy się śmiercią. Śmiercią ojca bohatera, który tyranizował i niszczył małoletniego Karla Ove. Spora cześć tekstu poświęcona została opisowi przygotowań pogrzebu. Ćwiczeniom z (pożądanej) utraty.

No a śmierć… śmierć jest ostatnią wielką rzeczą na zewnątrz. Dlatego należy ją ukrywać. Bo śmierć istnieje wprawdzie poza imieniem i poza życiem, ale nie poza światem.

Przeszłość i teraźniejszość koegzystują w pamięci bohatera. Żaden z rozdziałów nie został zamknięty, dobre i złe wspomnienia (te drugie w znaczącej większości) przenikają się. Szczerość narracji rozbraja. Tak jakby bohater upublicznił cały swój układ nerwowy i powiedział: bierzcie i jedzcie. Obnażył zresztą całą swoją sferę sacrum (rodzina). Poświecił się dla literackiej, czytającej części ludzkości. Chwała i dziękczynienie Knausgårdowi.

I byle drugi tom „powieści” został wydany niebawem! Proszę.

***

Tym, czego próbowałem i czego być może próbują wszyscy pisarze – nic o tym nie wiem – było zwalczanie fikcji fikcją. Powinienem był wychwalać to, co istnieje, wychwalać stan rzeczy, a więc pławić się w świecie, zamiast szukać z niego wyjścia, bo w ten sposób bez wątpienia żyłoby mi się lepiej, ale to mi się nie udało, nie potrafiłem tak, coś we mnie zastygło, utkwiło we mnie to przekonanie i chociaż było ono esencjalistyczne, a więc niejednorodne w czasie, a na dodatek romantyczne, nie mogłem go ominąć z tego prostego powodu, że zostało nie tylko wymyślone, lecz również doświadczone w owych nagłych stanach objawienia, jakie chyba wszyscy przeżywają, kiedy to człowiek przez kilka sekund widzi świat zupełnie inny aniżeli ten, w którym znajdował się zaledwie przed chwilą, świat nagle się ujawnia i ukazuje na krótki moment, a zaraz potem z powrotem zamyka się w sobie i wszystko pozostaje takie, jakie było wcześniej.

7 komentarzy

    1. Mój typ na najlepszą książkę 2014.Zdecydowanie! Wydawca pewnie jeszcze sam do końca nie wie jak rozwiną się sprawy tłumaczeniowe i redakcyjne. Na stronie Literackiego widziałam tylko projekty okładek. Czekam i tupie nóżką z niecierpliwością 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *