„Bękart ze Stambułu” Elif Şafak
Książka pomiędzy. Pomiędzy jednym a drugim reportażem. Tym dla mnie ostatnimi czasy są powieści. Antrakt jest niezbędny dla zachowania równowagi i odpowiedniego dystansu. „Bękart ze Stambułu” Elif Şafak to książka po której spodziewałam się, że będzie niezwykłą i wyrafinowaną pauzą. Ale powieść tureckiej pisarki jest po prostu dobrą powieścią. Po prostu.
„Bękart ze Stambułu” to tekst przede wszystkim o kobietach, gdzie świat turecki przenika się ze światem amerykańskim. Głównymi bohaterkami są Asya i Armanusz. Ta pierwsza to mieszkanka Stambułu, córka pięknej Zelihy, oddana fanka Johnnego Casha, wolnej miłości i rozmów w zadymionej knajpie „Kundera”. Ta druga, Amerykanka pochodzenia ormiańskiego, dobra uczennica, głęboko osadzona w tradycji przodków. Tej pierwszej ciąży brzemię kultury, ta druga próbuje odnaleźć własne korzenie, doszukując się w rytuałach zagubionej tożsamości. Dwie totalnie różne osoby, których istnienia krzyżują się właśnie w Stambule. Miasto staje się świadkiem niezwykłych zdarzeń. I tylko gdzieś w oddali majaczy cień złowrogiego mężczyzny – Mustafy…
Wciągająca i nietuzinkowa warstwa fabularna posłużyła autorce do przemycenia ważnych dla Turcji problemów. Ludobójstwo Ormian, emancypacja kobiet, dwoistość Turcji, która balansuje pomiędzy kulturowym wschodem a zachodem – to tylko niektóre z nich.
Powieść Şafak to sprawnie napisany tekst. Na szczególną uwagę zasługuje barwny opis tradycyjnych potraw tureckich i ormiańskich (co ciekawe poszczególne rozdziały noszą miano np. ciecierzyca, cynamon, cukier, migdały, suszone figi etc.) oraz przedstawienie samego miasta, które w powieści jawi się jako miejsce niezwykłe – nasycone intensywnością barw i zapachów.
„Bękart ze Stambułu” jako książka posiada teoretycznie większość atrybutów dobrej powieści. Świetna i trzymająca w napięciu akcja, barwny język, nietuzinkowi bohaterowie. Lecz istnieje jedno małe „ale”. Zakończenie nie przekonuje. Trąci fałszem. W dialogach dostrzega się cień autora. Brak im naturalnością. I dlatego jeśli Elif Şafak porównuje się do Orhana Pamuka to myślę, że to jednak nie ta sama liga.
***
Oficjalnie ogłaszam zakończenie mojej dobrej passy pt: „Ostatnio sprzyja mi szczęście i czytam tylko bardzo dobre książki”
A jeśli stwierdziłabym po roku, że jednak Ann-Marie MacDonald mnie nie przekonuję, czy to bardzo źle?
W ramach „Klasyki reportażu i podróży” zakupiłam „Podróże do Polski” Iwaszkiewicza (1,50 zł.) oraz A. Bobkowskiego (tu drożej – 20 zł.). Już niedługo pierwsze recenzje.
Najlepsze na koniec: „Z (wielgachnym) Miłoszem pod pachą wyruszam na Woodstock. Nareszcie”. Zatem do zobaczenia pod sceną!
A na dobry początek (szczególnej uwadze polecam pierwszy utwór!):
Do zobaczenia!
a Miłosza już zaczęłaś? 🙂
Isabelle –
jestem na około 40 stronie 🙂 Porzuciłam Zarembe dla Czesława 🙂
Muszę się w końcu zebrać w sobie i też zacząć 🙂
Isabelle –
widziałam ją ostatnio u ciebie na spodzie wspaniałego stosiku 🙂 Początki jak na razie całkiem zacne 🙂 Serdeczności
Jak będzie okazja, dam jej szansę;)
Pozdrawiam!!
kasandra_85 –
Ja mam ogromny problem z tą autorką. Czytałam "Zapach cedru" i "Co widziały wrony" i byłam naprawdę zachwyconym czytelnikiem. Lecz im dłużej myślę o jej tekstach to dochodzę do wniosku, że niekoniecznie są one dobre. Chociaż jeśli o nich myślę – to właśnie ich siła. Trudna sprawa. Serdeczności 🙂
Ja wprawdzie jestem początkującą czytelniczką Safak ("Pchli pałac"), ale już widzę, że Ona i Pamuk to nie ta sama półka. Śmieszą mnie teksty marketingowe "… rzuciła wyzwanie Pamukowi". Po prostu pisze inne książki,bo jakżeby inaczej mogło to być.
Nutta –
całkowicie się z tobą zgadzam. Ja słyszałam o porównaniu "Pamuk w spódnicy" 🙂 Marketingowcy dzielnie walczą o klienta 🙂 Przeczytam pewnie niedługo "Pchli pałac".Ale niedługo … 🙂
Mmm… zazdroszczę Woodstocku 🙂
Ja Safak czytałam tylko "Pchli pałac" i całkiem mi się podobało, "Bękart…" jeszcze przede mną. Nie porywam sie na porównania do Pamuka, bo go niestety nie czytałam. Tzn. przeczytałam ćwiartkę "Nazywam sie Czerwień" i bardzo mi się podobało, ale niestety termin w bibliotece minął i musiałam oddać. Zdarzyło mi się to już drugi raz, pierwszy był kilka lat temu. To nie jest książka, w moim odczuciu, do połknięcia na raz, dlatego wolałabym mieć własny egzemplarz, żeby się z nim mierzyć dowolnie długo.
Jeśli chodzi o Ann-Marie MacDonald – ja czytałam tylko "Zapach cedru" i bardzo mnie wciągnęła, ale teraz z perspektywy czasu nie uważam jej już za tak dobrą. Niewiele po sobie pozostawiła. Po "Co widziały wrony" jednak zamierzam sięgnąć. Ale skąd w Twojej notce nawiązanie do tej autorki? tak nie a propos Safak? Bo się pogubiłam…
Soulmate –
a może jednak się skusisz? 🙂 Pozdrawiam.
Lilybeth –
myślę, że także niedługo sięgnę po "Pchli pałac". Z ciekawości (to po pierwsze) oraz z faktu, że podobno "Pchli…" jest zdecydowanie lepszy niż "Bękart…" (a to po drugie). Należy się zatem samemu przekonać 😀 A co do Pamuka to czytałam w czasie przed-blogowym "Śnieg" i właśnie "Nazywam się czerwień", którego przeczytanie serdecznie polecam. Zgadzam się – Pamuk wymaga od czytelnika pełnego skupienia:)
A jeśli chodzi o Ann-Marie MacDonald to faktycznie – oderwana od logiki notki. Taka luźna refleksja 🙂 Przeczytałam jej dwie powieści, byłam zachwycona, broniłam jej przed każdym krytycznym komentarzem a po pewnym czasie stwierdziłam, że chyba nie warto 🙁 Spojrzałam na jej teksty z dystansu, gdy emocje już opadły i trochę czasu upłynęło – zobaczyłam jej teksty nagie – i nie był to piękny widok. Niestety.
Serdeczności
Bardzo ciekawy pomysł z tymi tytułami rozdziałów, pewnie też by mi się spodobał. Niestety nie czytałam nic pani Safak, wiele razy miałam tę książkę w łapkach w empiku, ale chyba jeszcze nie mój czas 😉 Baw się dobrze na Wood i wracaj bezpiecznie ! Ja byłam jakoś dwa lata temu i do tej pory wspominam ten wyjazd jako pełen niespodziewanych przygód ;p Pozdrawiam !
Justyna K. –
właśnie czytałam twoją notkę o Nobokovie i chciałam zostawić komentarz. Ubiegłaś mnie 😀
U mnie również "Bękart…" musiał odleżeć swoje (jakiś rok) zanim zdecydowałam się przeczytać. Myślę, że warto po nią sięgnąć tak dla rozpoznania terenu 🙂
Dziękuję za Woodstock. To mój 4 wyjazd i po prostu nie mogę się już doczekać jutra, godziny 12 (o tej planujemy wyjazd). Ale zgadzam się – Kostrzyn jest pełen niespodzianek. Serdeczności 🙂
Miłego Woodstocku! A co Bobkowskiego? "Szkice piórkiem"? Bo jeśli za 20 zł, to baaaaaaaaaaardzo zazdroszczę!
Kavka –
dziękuję, wyruszamy jutro o 11. 🙂
Niestety nie "Szkice piórkiem" – jak dla mnie na razie cena zaporowa. Kupiłam "Z DZIENNIKA PODRÓŻY". Ale wypatruję, poluję – może się uda 🙂 Pozdrawiam 🙂
Mam nadzieję, że będziesz bawić się na Woodstock równie dobrze, jak ja bawiłam się na koncercie Roberta Planta dwa dni temu 🙂
Kasiu –
bardzo dziękuję za dobre słowo! Serdeczności 🙂
Mamma mia! Z takim tomiskiem na Woodstock? To miłych wrażeń czytelniczo-muzycznych życzę!
Mag –
dziękuję 🙂 właśnie wróciłam i niestety Miłosza ani strony nie ruszyłam (O! Nawet się zrymowało). Ale było wiele innych wrażeń 🙂 Oczywiście szczególnie tych muzycznych 🙂 Serdeczności 🙂
no to co się podobało najbardziej? muzycznie oczywiście – ciekaw jestem czy wrażenia podobne
Przynadziei –
chyba mamy bardzo podobne odczucia 🙂 Miło wspominam Enej i Gentleman & The Evolution, chociaż uważam, że tzw. "Prodidżi" 🙂 było nie najgorsze mimo rosnącej fali krytyki. Chociaż zgadzam się – niekoniecznie wpasował się klimatem w Woodstock. Faktycznie można było dostrzec trochę inną publiczność ;P Żałuję,że nie byłam na "Projekcie Republika" podobno koncert rewelacyjny. A sam Woodstock z roku na rok inny…Ale tak klimat rewelacja! Pozdrawiam 🙂