Spór o pamięć. „My z Jedwabnego” Anna Bikont

jedwabneMniej niż jedna trzecia Polaków uważa, że Polacy powinni przeprosić za Jedwabne. Takie są ostatnie wyniki CBOS-u – podaje w swojej książce Anna Bikont. Autorka zaczęła pracę nad reportażem w 2000 roku, skończyła w 2004. Jej publikacja była uzupełnieniem książki „Sąsiedzi. Historia zagłady żydowskiego miasteczka” Jana Tomasza Grossa. Chciała opisać to, co sama nazwała „poboczem życia” tj. zająć się rozmowami z żyjącymi świadkami, ocalałymi, ich potomkami przyjrzeć się z bliska dzisiejszemu miasteczku i jego mieszkańcom, przekopać się przez liczne świadectwa. Napisać o dzisiejszej  pamięci Zagłady. Zbadać z jakiego rezerwuaru słów i z jakiej narracji korzysta się obecnie do opisywania tragicznych zdarzeń z lipca 1941 roku. Chciała też dociec, co sprawiło, że Polacy z własnej i nieprzymuszonej woli byli gotowi zamordować swoich żydowskich pobratymców. Wiedziała, że napotka opór. Nie zdawała sobie jednak sprawy, że znajdzie się w samym epicentrum wojny polsko-polskiej (nie żydowsko-polsiej, ale właśnie polsko-polskiej!). Bezwzględnej i tak ciągle zaciekłej. Zresztą dziś, prawie dwie dekady później, jestem przekonana, że odsetek osób, które gotowe byłby przeprosić za Jedwabne, byłby jeszcze mniejszy[1], a spór o tamte wydarzenia jeszcze ostrzejszy. Polska to kraj skrajnego „patriotyzmu”, gdzie historyczna narracja mieści się w dwóch zbiorach – „czarne i białe”. Nic poza tym. Jest tylko narodowa duma. Narodowy wstyd nie istnieje.

Nikt na początku nie chciał uwierzyć w doniesienia Grossa. Jego książka podzieliła Polskę. Wywołała ostre dyskusje i niezliczoną ilość publikacji w mediach wszelkiej maści. Niewielu chciało przyjąć do wiadomości, że istnieli też „źli Polacy”, którzy byli wstanie wypędzić swoich sąsiadów z domów, bić ich, ośmieszać i gwałcić, po czym spalić w stodole – bez asysty i wsparcia Niemców[2]. Adam Michnik, ówczesny szef Anny Bikont, sam wątpił. Także w jej pomysł napisania tej książki. Chciał wierzyć, że Gross przesadził. Bo zbrodnia w Jedwabnym przechodziła ludzkie wyobrażenie o przemocy. Zresztą chodziło o coś jeszcze – Jedwabne wyostrzyło nasze poczucie konkurencyjności w cierpieniu. Poza tym, teraz nie tylko byliśmy ofiarami, ale też staliśmy się katami. Trudno się z tym pogodzić.

„My z Jedwabnego” porusza wiele wątków, wiele wątków wyjaśnia, jeszcze więcej pozostawia otwartych. Autorka z uporem i obsesją przemierzała bezdroża łomżyńskiego, rozmawiała z żyjącymi świadkami wydarzeń, z potomkami ratujących i uratowanych. Odwiedzała liczne archiwa i ślęczała nad tysiącami dokumentów. Wykonała tytaniczną pracę, próbując dociec, co faktycznie stało się w tamten upalny dzień 1941. Wnioski do których doszła były i nadal są przerażające. Mord były pokłosiem między innymi agitacji kościelnej (Zdecydowana większość prasy katolickiej przekonywała, że walka z Żydami w oczach Boga jest zasługą, nie grzechem, i wzywała do pracy nad odżydzeniem kraju), tzw. psychozy Dmowskiego, chęci zysku i odegrania się na wszystkich Żydach jako sprawców wywózek Polaków w głąb Rosji itd. (oczywiście to wszystko w dużym skrócie). Apoteoza nienawiści, która musiała znaleźć ujście.

Książka Bikont, co ważne, nie skupia się tylko na wątkach historycznych. Towarzyszy im narracja współczesna, która opowiada o pracy nad książką, o tym z jakim niezrozumieniem i szykanami spotkała się autorka podczas zbierania materiałów. Bo okazuje się, że mordercy i ich potomkowie także dziś wiodą prym w miasteczku, że narzucają własną wersję wydarzeń, że miejscowy proboszcz im sprzyja, i że ci co ukrywali Żydów teraz sami muszą się ukrywać, a kto potępia antysemityzm spotyka się z ostracyzmem. Jakby czas stanął w miejscu.

W Jedwabnym w kółko powtarzają to samo: chodzi o pieniądze, na krzywdzie mieszkańców bogacą się Gross, dziennikarze, fałszywi świadkowie i światowe żydostwo, które zażądało od Polski odszkodowań. Tymczasem zdaje się, że jedyną osobą, która ma szansę się wzbogacić jest wnuk gospodarza, który udostępnił stodołę na spalenie Żydów.

Prawda polska, prawda żydowska. Dla wielu mieszkańców jest oczywiste, że są tu jakieś dwie odrębne prawdy.

„My z Jedwabnego” to jedna z najważniejszych i najbardziej dramatycznych książek, które ukazały się na rynku polskim. Powinna stać się  (o ja naiwna!) lekturą szkolną. Zwłaszcza dziś. Bolesna publikacja, ale potrzebna. Reportaż kompletny.

 ***

Wszystkie cytaty za: „My z Jedwabnego” Anna Bikont, Czarne, Wołowiec 2015.

[1] Chociażby przywołać ówczesne głosy dzisiejszych rządzących: Kaczyński: Próbują nas zniesławić, zrobić z nas wspólników Hitlera. Macierewicz o przeprosinach: Kulminacja kamieniowania narodu polskiego. Jednak Aleksander Kwaśniewski, mimo tych głosów, stawił się na uroczystościach i przeprosił w imieniu narodu polskiego.

[2] W Jedwabnem ludzie stali się mordercami z własnej woli. […] że ludzie wyłączeni spod jurysdykcji prawa zostają wyłączeni spod jurysdykcji sumienia.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *