Wyruszył.
Lecz zanim to zrobił, postanowił zerwać ze swym dotychczasowym życiem (przynajmniej tym zawodowym). Napisał więc pożegnalny list do pracodawcy Sunday Times Magazine (lub jak podają inne źródła do domu aukcyjnego Sotheby’s) treści następującej „Wyjechałem do Patagonii na 6 miesięcy”. Pewnie spakował placek, pożegnał się z rodziną i znajomymi. Załatwił formalności z biletem na statek/samolot. Bez żalu (chyba) porzucił deszczową Anglię i wyruszył. Co skłoniło cenionego i dobrze opłacanego znawcę dzieł impresjonistów do tak radykalnej decyzji? Kawałek brontozaura, który potem okazał się jednak kawałkiem mylodonta (dalekiego kuzyna dzisiejszego leniwca) znajdującego się w rodzinnych zbiorach. Tenże fragment zwierzęcia, rozpalił wyobraźnie chłopca na tyle, iż postanowił, że gdy już będzie dojrzałym mężczyzną, udać się w miejsce, gdzie przodek Chatwinów odnalazł „włochaty skarb”. Jak postanowił, tak uczynił. Podobno w decyzji utwierdził go jeszcze pewien mit dzieciństwa, które naznaczone było cieniem zimnej wojny. Patagonia jako kraj w którym można bezpiecznie schować się przed Stalinem… Stalin jednak umarł i ucieczka nie był już koniecznością a kawałek prehistorycznego stwora zdążył się porządnie zakurzyć. Lecz marzenie…no cóż, marzenie należało spełnić. Więc wyruszył.
„ – Twoja religia jaka? – spytał Ali. – Chrześcijanin?
– Dziś rano moja religia żadna. Moim bogiem jest bóg piechurów. Jeżeli maszerujesz wytrwale, nie potrzeba ci innego boga” (podkreślenie M.D.).
Wiedziałam, że prędzej czy później muszę po tę książkę sięgnąć. „W Patagonii” to bowiem książka legenda. Pozycja obowiązkowa dla każdego miłośnika literatury podróżniczej. I jeśli przeczytałam Paul Theroux „Stary Ekspres Patagoński. Pociągiem przez Ameryki” to i lektura prozy Chatwina na pewno mnie nie ominie. I choć tych dwóch panów wybrało zupełnie różny środek transportu, tak jak diametralnie różna jest ich proza – Theroux stawia na konkret, prozaiczne tu i teraz. Chatwin jest mniej określony, przez co jego pisarstwo staje się bardziej uniwersalne – to zdecydowanie dwie rzeczy tych panów łączą – preferowana podróżnicza samotność oraz niespieszna wędrówka.
Chatwin jako podróżnik totalny. Sen na gołej ziemi. Zachwyt nad samą drogą i spotkanymi ludźmi. Indianie, niemieccy emigranci spoglądający z utęsknieniem na bawarskie landszafty, ukraińska pani doktor, Butch Cassidy i Sundance Kid, wspomniane już szczątki dinozaurów, trochę Darwina i wiele innych erudycyjnych oraz osobistych szkiców dotyczących historii Patagonii. Mistrzostwo gatunku. Każdemu życzę takiego debiutu literackiego.
Postscriptum
W trakcie lektury książka ta nie wzbudziła mojego entuzjazmu. Gorzej…ta książka zdawała się być wielkim rozczarowaniem. Lecz po kilku nieprzespanych nocach oraz kilku refleksyjnych dniach zweryfikowałam mój pogląd. Ta publikacja, chociaż odbiega od dzisiejszych „standardów” gatunkowych to swoim brakiem skonkretyzowania nabiera wartości ponadczasowej. Chatwin z tej literackiej potyczki zdecydowanie wychodzi zwycięsko.
Cytat za: Bruce Chatwin, W Patagonii, Świat Książki, Warszawa 2007
***
I ja wyruszyłam w literacką podróż, lecz nie z Anglii a ze wsi swojej. Podróż trwała około 4 godzin. W tym najtrudniejszy odcinek – w nocy o 22 z dworca PKP do domu około 1,5 km w (prawie) całkowitych ciemnościach. Ale się opłacało. Spotkanie z Anną Janko i Pawłem Śpiewakiem. I proszę o więcej!
Ale Ci zazdroszcze zobaczenia Anny Janko….Ja tez chce! Poprostu uwielbiam jej ksiazke "Dziewczyna z zapalkami", taka…….trafna!!!
Aniu – a nuż Janko wyruszy w świat z promocją swojej nowej książki 🙂
Rewelacyjna osoba pełna humoru i inteligencji – jednym słowem spotkanie warte trudnej drogi 🙂
moc pozdrowień
Nie czytałam "W PATAGONII", ale skusiłam się na "Anatomie niepokoju" tego samego autora. Nie mogę zaliczyć się do grona fanów Chatwina ( bo mówiąc szczerze prawie go nie znam) ani nawet do fanów literatury podróżniczej. Od czasu do czasu lubię jednak poczytać sobie książki tego gatunku. Ale teraz przynajmniej dowiedziałam się trochę o najsłynniejszej książce Chatwina.
Blanche –
a jakie wrażenia po "Anatomii…"? Podobno Chatwin jest bardzo kontrowersyjny. Wielu krytyków uznawało go za blagiera i pseudo-erudytę. Ale dla mnie bomba 🙂
wiesz jeszcze nie przeczytałam ;p ale mam na półce i w planach. w każdym razie zaczyna się ciekawie – podobno psom w Anglii często nadaje się imię Bruce hehe ;p
Podoba mi się ten Chatwin. Z Twojej recenzji wynika, że wyruszył za obietnicą przygody i wyobrażeniami z dzieciństwa. Mało kogo byłoby na to stać. Jak wpadnie mi w ręce, przeczytam, na pewno.
Anna Jurczyk –
dokładnie. Odwaga to dziś wartość deficytowa. Zasadniczo. A książkę polecam bo marzenia, właśnie te z dzieciństwa, mogą się spełnić. Rozczarowanie jest obce Chatwinowi. I dobrze, bo to rodzi nadzieję 🙂