Literatura zuch(wała) i piękna. „Zuch” Edmund White

Myśląc o klasyfikatorach literatury, najprostszy do przeprowadzenia podział to ten, który mówi o warstwie fabularnej i warstwie językowej. Wiele osób przekłada tę pierwszą wartość nad znaczenie tej drugiej. I trudno się dziwić. Narracja jako pierwsza dociera bowiem do jaźni potencjalnego czytelnika. Refleksja nad językiem przychodzi zasadniczo później, jeśli w ogóle. Zresztą nie oszukujmy się, nie każdy tekst posiada tę drugą warstwę lub – gorzej – nie posiada żadnej. Tym bardziej zachwycające jest jeśli autor potrafi doskonale poruszać się na obu płaszczyznach, tworząc tekst będący jednocześnie poetyckim i narracyjnym majstersztykiem. Oklaski i pokłony dla Edmunda White’a, gdyż jemu ta rzadka sztuka udała się wyjątkowo dobrze.

Powieść White’a, wydana po raz pierwszy w Stanach Zjednoczonych w 1982 roku, wzbudziła niemały rozgardiasz nie tylko w amerykańskim środowisku literackim, ale także wywołała całkiem niezłą awanturę pod dachem purytańskiego Smitha. Tekst będący dziś nazywany prekursorską powieścią gejowską, opisujący losy pewnego dorastającego chłopca, próbującego zmierzyć się z własną odmiennością w dość surowych i zachowawczych latach pięćdziesiątych XX wieku, to powieść, która przyniosła autorowi wielką sławę i uznanie. Książka, która wyraźnie nosi piętno autobiograficzne, stanowi pierwszą z trzech część cyklu. Bohaterem każdej z nich jest chłopiec, potem mężczyzna, próbujący określić swoje własne istnienie, mając jako matryce wartości własnych rodziców, których upośledzenie emocjonalne jest aż nazbyt widoczne, oczywiście naukę Kościoła oraz środowisko szkolne. Powieść okrzyknięta została manifestem homoseksualizmu i często czytana jest właśnie po tym kątem. Jednak dla mnie stanowi ona epicki poemat o samotności. Samotności totalnej, której źródło stanowi właśnie nieakceptowana odmienność.

Przez całe moje życie nawiązywałem przyjaźnie i traciłem kochanków, rozmawiałem o tych dwóch sprawach, jakby nie miały ze sobą nic wspólnego; lecz tak naprawdę miłość jest beznadziejną metodą przywołania Orfeusza, przyjaźń zaś okazuje się równie beznadziejna, gdyż jest czczą próbą znalezienia ciepła u innych cieni. Co dziwne, w tej historii Orfeusz jest równie samotny.

A kimże jest bohater powieści White’a? Nastoletni chłopak, który próbuje w swoim nad wyraz niestabilnym życiu kroczyć tą jedyną „właściwą” drogą wyznaczoną przez moralność ówczesnej rzeczywistości. Rozwód rodziców, matka histeryczka, ojciec despota oraz kolejne miłosne i erotyczne przygody utwierdzające go w przekonaniu, iż zasadniczo niemożliwe jest trzymanie się przyjętych standardów. Swój homoseksualizm traktuje jako chorobę, kiepski żart losu. Szuka więc pocieszania i wyzwolenia (wyleczenia) w świecie dorosłych. Porady u analityka doktor O’Reilly, który okaże się silnie uzależniony od narkotyków, u kolejnych nauczycieli, z którymi prędzej czy później odbędzie stosunek, w końcu u ksiądz Burke, który także okaże się… homoseksualistą. Wizyta w burdelu, randka z dziewczyną – wszystko na nic. Nie ma ucieczki przed własnym losem. Bohater w ostatniej scenie zdaje się być pogodzony z własnym istnieniem. Z premedytacją uwodzi swojego wychowawcę tylko po to, aby go za chwilę zdradzić. Pan i władca swojego życia. Samoświadomość niemal doskonała.

Jakże lekka i poetycka jest proza amerykańskiego twórcy. W każdym słowie, zdaniu można dostrzec mistrzostwo pióra White’a. Opisując losy i potyczki swojego młodego bohatera, czy to mamy do czynienia z opisem stosunku, czy modlitwy pisarz robi to z wirtuozerią godną najlepszego literackiego gracza. I tylko zastanawia jeden fakt. Dlaczego w Polsce powieść ukazała się pod tytułem „Zuch” jeśli tytuł oryginalny brzmi „A Boy’s Own Story”. Sprawa zasadniczo do wyjaśnienia.

Cytat za: E. White, Zuch, Buiro Literackie, Wrocław 2012.

***

Recenzja opublikowana pierwotnie na portalu „Lubimy Czytać”

3 komentarze

  1. Zajęcia z literaturoznawstwa mi się przypominają: każdy tekst literacki posiada i posiadać musi warstwę zarówno językową jak i fabularną, mogą być co najwyżej dobrej lub złej jakości;)
    A samą książką mnie zaintrygowałaś, skojarzyła mi się mimochodem z "Samotnym mężczyzną", pewnie przez podobne tło i temat homoseksualizmu. Polecam zresztą:)

  2. Carrie – jak najbardziej każda, każda chodziło mi właśnie o jakość lub jej brak 🙂 może wyraziłam się mało precyzyjnie.

    A przyjrzę się temu tytułowi – ja na razie czytam Irvinga "W jednej osobie" i tematyka także podobna.

    dzięki i pozdrawiam 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *