W felietonie „Jak rozpoznać film porno” Umberto Eco daje czytelnikowi dość klarowne wskazówki dotyczące rozpoznania „dzieła” erotycznego: bohaterowie, jadący samochodem z jednego miejsca w drugie, zużywają więcej czasu, niż widz sobie życzy, a bieg akcji wymaga. Jeśli zatem przez moment ktoś poczuje się zaniepokojony ślamazarną wycieczką „aktorów” z miejsca „a” do miejsca „b”, to wtedy właśnie może być pewien, że zaraz będą na ekranie dziać się sceny, o których Terlikowskiemu się nie śniło (lub właśnie się śniło, ale nie chce się przyznać). Inne z felietonów zawartych w tomie „Jak podróżować z łososiem” niosą ze sobą wiedzę równie pożyteczną. Z niniejszej książki możemy dowiedzieć się zatem, co następuje: jak jeść lody, jak nie rozmawiać o piłce nożnej, jak stać się popularnym, jak nie mówić „dokładnie”, jak inteligentnie spędzić urlop, jak przeżyć w chaosie mediów, jak stawiać wielokropek itd. Jednym słowem rad w tym zbiorze bez liku. A humoru, inteligencji, autoironii oraz błyskotliwych i ciętych ripost jeszcze więcej.
Część felietonów, które pierwotnie były publikowane w włoskim tygodniku „L’Espresso”, polski czytelnik zna już z tomów „Zapiski na pudełku od zapałek”. W niniejszej książce znajdują się także te pisane w latach 2004-2014, które ukazały się po raz pierwszy w wydaniu zwartym. Te najnowsze, takie przynajmniej można odnieść wrażenie, wiele mówią o stracie czasu, o jego dobrym wykorzystaniu; o mediach i zagrożeniach, które z sobą niosą najnowsze technologie. Te starsze natomiast, nic a nic, nie tracą na swojej aktualności. Gdyby nie redaktorska skrupulatność w datowaniu poszczególnych tekstów, trudno byłoby wyrokować, że felieton „Jak nie używać telefonu komórkowego” jest z 1991 roku. Artykuły włoskiego pisarza to ciągle świeże, aktualne literackie perełki, które czyta się z wypiekami na twarzy i jednak pewnym niepokojem celności formułowania zagrożeń. I ta ironia i dystans – rzecz godna odnotowania i podkreślenia.
„Jak podróżować z łosiem” (już wiem, że nie jest to prosta sprawa!) to zbiór świetnych i błyskotliwych tekstów, które warto poznać (ale chyba o tym nie muszę już nikogo przekonywać).
Na zakończenie, mała próbka tego, co Eco czytelnikowi oferuje. Zamiast puenty i licznych synonimów zachwytu.
Istnieje także kawa pomyje. Wyrabia się ją zazwyczaj ze zgniłego jęczmienia, kości nieboszczyka i ziaren prawdziwej kawy wygrzebanych na śmietniku poradni chorób wenerycznych. Rozpoznać ją można po zapachu nóg wymoczonych w wodzie, w której zmywano naczynia. Podawana jest w więzieniach, zakładach poprawczych, wagonach sypialnianych i luksusowych hotelach.
Kiedy dzwonię do dentysty, aby umówić się na wizytę, a on mówi, że przez cały tydzień nie ma już czasu, wierzę mu. To poważny profesjonalista. Kiedy jednak ktoś zaprasza mnie na zjazd, rozmowę przy okrągłym stole, proponuje, abym został redaktorem dzieła zbiorowego, napisał esej, uczestniczył w jury, a ja odpowiadał, że nie mam czasu, ta osoba mi nie wierzy. […] Najwidoczniej my, humaniści, nie uchodzimy za poważnych profesjonalistów, jesteśmy obibokami.
Czy wiesz, jaka jest proporcja starych do nowych tekstów?
Z moich poranny wyliczeń wyszło 10 nowych na 45. Ja niestety czytałam pożyczone "Zapiski…", więc zupełnie mi to nie przeszkadza.
Dzięki. To ja odpadam, niedawno kupiłem sobie trzecie Zapiski i nie inwestuję więcej 😀
o właśnie, chciałam o to samo zapytać. Czyli ta książka niekoniecznie dla mnie, a przynajmniej nie jako własność, może od kogoś tylko pożyczę. Mam już na półce trzy części "Zapisków…". Zostawiając wyliczenia, felietony autorstwa Eco dobrze się czyta. Serdeczności.
Kupuje książkę bez wahania, nazwisko autora i zamieszczone przez Ciebie fragmenty przekonują mnie w 100%! A jeśli chodzi o samą recenzję, w cudownie ironicznym fragmencie, w którym pada wzmianka o Terlikowskim wyczuwam talent nie mniejszy niż u Eco. 😉
dziękuję za dobre słowo 🙂
Czytałam dwie części ,,Zapisków…" i niezmiennie bawią mnie do łez. Niezmiennie – bo czytałam każdy felieton po kilka razy. Lubię wracać do książek, a te idealnie się do tego nadają. Ostatnio przypominam sobie zwłaszcza tekst o bibliotekach – mam nadzieję, że się nie pomyliłam i to właśnie z tej książki – i oczywiście cudowne felietony o doborze lektur na urlop.
Przy okazji to świetny sposób żeby dowiedzieć się czegoś o życiu ,,humanisty z zawodu", takiego prawdziwego, porządnego. Po prostu takiego, jakim chciałabym stać się ja i zapewne większość osób z mojego kierunku 😀 Ach, redakcja dzieła zbiorowego, jak można oprzeć się tak kuszącej propozycji?
Próbuję sobie wyobrazić, w jakiej sytuacji przydać by mi się mogła wiedza z zakresu rozpoznawania filmów porno, ale wyobraźnia mnie zawodzi. Poza tym zawsze wydawało mi się, że do tego nie trzeba żadnej wiedzy… Nie mniej jednak, znając autora i nie znając "Zapisków…", sięgnąłbym chętnie.