Alia, córka Eddy’ego Gawędziarz i Mrówki, urodziła się 26 lipca 1975 roku w Kinszasie. Imię otrzymała po Muhammadzie Ali (Alia […]to ta, która lata jak motyl, a żądli jak pszczoła – zwykł mawiać jej ojciec). Takie imię zobowiązuje. Ale równie dobrze, może być przekleństwem (podobnie jak kolor skóry – zwłaszcza on!), gdy dorasta się w ubogiej belgijskiej dzielnicy. To ojciec sprowadził rodzinę Alii do kraju króla Leopolda II (gdzie już nikogo się nie morduje, ale pogarda i szowinizm nadal mają się świetnie. Rzecz oczywista: Belgia nie jest wyjątkiem!). To on postanowił, wiedziony pokusą łatwiejszego życia, że zmienią afrykańskie „swoje/nasze/znane” na betonową klitkę w jednym z europejskich miast: inne/obce/wrogie. Bo tak miało być lepiej dla wszystkich. Eddy nie przewidział jednak, że straci dar opowieści. Że wyzbędzie się własnej tożsamości i będzie obcym w obcym kraju. Jednym z miliona emigrantów, którego obecność się tylko toleruje. Jednak po kilku latach pobytu Eddy’ego dopada marazm i frustracja. Postanawia więc wrócić do matecznika, do tak bezpiecznej i oswojonej ojczyzny. Na pastwę losu i belgijskich urzędników zostawia zaś resztę rodziny. W tym dorastającą Alię, która musi odtąd sama sobie radzić. Wykorzystywana przez matkę do opieki nad młodszym rodzeństwem, wspierana przez upartą i walczącą z upokarzającym systemem ciotkę Issę (Wszystko, co wasze, białych, jest „klasyczne”! Muzyka klasyczna, klasyka literatury. A to, co nasze, jest folklorem), poniewierana przez otoczenie, próbuje, skumulowaną złość nagromadzoną latami, wyładować. Najpierw na treningach bokserskich, potem w szkole policyjnej. Lecz nawet to, okaże się niewystarczające.
„Pani Furia” to opowieść, która ma ambicję być powieścią totalną. Plebanek starała się podjąć kilka (dużych) wątków, chociażby: wieloetniczność Europy, emigranckie wyobcowanie, pamięć o niewolnictwie i kolonizatorstwie, kobiecą solidarność i siłę etc. Niektóre jednak trącą nie tyle fałszywą, co nie doprecyzowaną nutą. Wielość poruszanych kwestii nie pozwoliła autorce na wgłębienie się w niektóre zagadnienia: jak chociażby wątki tożsamościowe. Z drugiej jednak strony, autorka doskonale poradziła sobie z przedstawieniem relacji rodzinnej Alii oraz z kreacją głównych bohaterów.
Czytając książkę Plebanek miałam w głowie powieść Zadie Smith „Białe zęby”, u której równie ważnym motywem była właśnie rzeczona identyfikacja społeczna, ale też kolor skóry. To właśnie skojarzenie, które pozwoliło mi spojrzeć na książkę Plebanek, jako powieść, która ma ambicję stać się powieścią europejską (nie ma co się zżymać i złorzeczyć, bo książka Plebanek to jednak nie proza Smith, ale jest to kawał interesującej i intrygującej prozy). Ponadto (i tu duży plus dla Plebanek!), podczas lektury często łapałam się na tym, że odczuwałam wręcz fizyczny brak: romantyzmu, pietyzmu, walki narodowowyzwoleńczej (tak, tak wiem – upraszczam jak cholera!) i całej reszty nadwiślańskiej zgrai (Przecież [prawie] żadna polska powieść bez tej identyfikacji nie funkcjonuje! O ironio!). Więc swoje zadanie pod kryptonimem „europejskość” spełniła. I za to jej chwała (zresztą nieprzypadkowo główną bohaterką nie jest Polka a rzecz nie dzieje się w kręgach rodzimej emigracji).
Reasumując: „Pani Furia” to powieść, której clou stanowi dość znane, ale często zapominane sformułowanie: agresja rodzi agresję. Proszę zapamiętać!
Podoba mi się ta uwaga z podziałem na folklor i to, co klasyczne. Europa narzuciła sporej części świata postrzeganie wielu spraw, które nie jest pozbawione poczucia wyższości. Zbyt często zapominamy, że nasza kultura nie jest jedyną i są takie o bogatszej tradycji.
Europocentryzm niestety jest zjawiskiem dominującym. Bardzo trafny cytat.