[źródło] |
To nie jest tylko reportaż o relacjach pomiędzy Beduinami a Izraelczykami. To jest także reportaż o niesprawiedliwości, pogardzie i obojętności. Paweł Smoleński, jak mało kto, potrafi w sposób precyzyjny a zarazem bardzo dosadni przedstawić bliskowschodnie problemy i tym samym objaśnić europocentrycznym czytelnikom złożoność i problemy regionu. Jest bacznym obserwatorem, bezkompromisowym reporterem, utalentowanym autorem. „Wieje szarkijja” to dziennikarski majstersztyk, którego oszczędność słów wprost proporcjonalnie przekłada się na jakość tekstu.
Beduini to koczownicze plemię zamieszkujące m.in. teren dzisiejszego Izraela. Lud pustyni, który w sposób mistrzowski opanował sztukę przetrwania. W końcu jedyni muzułmanie, którzy podczas kolejnych konfliktów w regionie służyli w izraelskiej armii. Izraelczycy odwdzięczyli im się za to: wyburzaniem prowizorycznych domostw i nielegalnych osiedli (Gorsze od wichur są tylko wyburzenia), przymusowym osiedlaniem w blokach i tym samym marną wegetacją w czterech ścianach (dla przypomnienia: mamy do czynienia z ludem wędrownym!) oraz powszechną dyskryminacją. Najbiedniejsi, najprymitywniejsi, najsłabiej wykształceni, najczęściej chorujący – pada w książce. Jak sami o sobie mówią: Jesteśmy zapomnianym, niewidzialnym, zakopanym w piachu fragmentem historii Izraela i Palestyny. Nie obchodzimy nikogo, nawet arabskich braci. Dlatego nie dziwi fakt, że sceną otwierającą książkę jest zamach w Beer Szewie, którego dokonał Beduin. Do tej pory się to nie zdarzyło. Dla Smoleńskiego to ewidentny przykład na rosnącą frustrację Beduinów, ale też desperacka próba zwrócenia uwagi na hipokryzję Izraelczyków, którzy za nic mają prawa plemienia i którzy, z pozycji silniejszego, bezpardonowo roszczą sobie prawo do beduińskich ziem.
Włodzimierz Nowak powiedział kiedyś, że szkoda życia na literaturę piękną, na prozatorską fikcję (nawet wybitną!), bo świetny reportaż zawiera w sobie, oprócz walorów literacki, poznawczych, także/albo przede wszystkim – prawdę. „Wieje szarkijja. Beduini z pustyni Negew” jest właśnie tego typu lekturą. Bezkompromisowa, ascetyczna, interesująca. Reasumując: rzecz obowiązkowa.
Na marginesie: Jeden z lepszych reportaży jakie dane było mi przeczytać w 2016.* Wszystkie cytaty i tytuł recenzji pochodzą z książki.
***
Za książkę dziękuję Wydawnictwu Czarne
W prozie jest jest wiele prawdy, a i reportaż często prawdy prezentuje jednostronnie. W ogóle "prawda" to bardzo niebezpieczne słowo. Zachęciłaś mnie jednak entuzjazmem. Choć entuzjazm chyba zakłócił korektę ("roznęcą", "oprócz walorów literacki").
Dopiero teraz, i to jeszcze przy poniedziałku, zobaczyłam twój komentarz. Ale spieszę z odpowiedzią 🙂 Prawda, że "prawda" to niebezpieczne słowo ( w ogóle mam wrażenie, że ze wzrostem świadomości czytelniczej wzrasta też – niestety – relatywizm ich odbierania). Może powinnam (Nowak powinien) użyć "lepszego słowa" – "nie-fikcja" na przykład? I tak reportaż wygrywa! Nadal! A i dzięki za korektę! Tak to właśnie jest jeśli na recenzję ma się 1,5 h, bo dziecko wymaga uwagi. Czołem! 🙂