Chińska Republika Ludowa raz jeszcze…

„Raz na kilkaset lat” Krzysztof Bielecki
„Raz na kilkaset lat” to literacka relacja Krzysztofa Bieleckiego z trzytygodniowej, spontanicznej wprawy do Chin. Już po opisie na okładce możemy wywnioskować, że nie mamy do czynienia z tradycyjną relacją z podróży (oczywiście w jak najszerszym kontekście), lecz opisem wyprawy na tak zwanym „spontanie” – od jednej do drugiej kawiarenki internetowej. Autor podczas tej „niezwykłej” podróży pisał bowiem bloga, którego postanowił wydrukować i wydać własnym sumptem. Dla miłośników nowinek technologicznych, w publikacji znalazły się również fotokody, które po odczytaniu (odkodowaniu) ukazują fragmenty książki. Wiele innowacji, lecz kosztem jakości. Tekst zasadniczo nie wzbogaca w żaden sposób literatury gatunku (czy to w formie tradycyjnej, czy też innowacyjnej). Stylistycznie i merytorycznie tekst jest bardzo słaby. Rozumiem pewne zamierzenie autora, aby pozostawić zapiski w jak najbardziej pierwotnej formie publikowanej na blogu, lecz nie rozumiem w takim razie sensu wydruku. I dlatego niestety uważam że to wydawnictwo nie wnosi żadnej wartości dla przyszłych podróżników, czy też czytelników.
Relacja Bieleckiego z dalekiej i niezwykle „niebezpiecznej” wyprawy do Chin to silenie się na ciekawą opowieść. Autor podróżując wybiera wygodniejsze środki transportu, relacje z „tubylcami” taktuje jako przyrodniczą zagadkę, ewentualnie sposób na tani nocleg  a jedyną wartą uwagi historią zawartą w książce to ta, gdzie Bielecki opisuje spóźnienie się na pociąg.. No i może zaćmienie księżyca. To wszystko.
W dobie globalizacji, gdzie egzotykę można odnaleźć już chyba tylko na podniszczonych mapach Krzysztofa Kolumba, rodzi się pytanie, czy jeszcze inni (wszyscy!) blogerzy – podróżnicy  postanowią wydać swoje ksiązki. Bowiem świat tradycyjnego piśmiennictwa niekoniecznie musi zgodnie koegzystować, ze światem wirtualnym. Publikacja, którą rządzą przede wszystkim emocje, w której brak jest oparcia na fundamentalnych zasadach literackiego kunsztu, w końcu wydawnictwo w którym próżno szukać jakiejkolwiek pogłębionej refleksji trudno uznać za dobre – niestety.
*
 ***
Za książkę dziękuję portalowi „Lektury reportera”

6 komentarzy

  1. Po co bloger, który – zdaje się – nie ma wielkiego pojęcia o kulturze danego kraju i spędza tam śmiesznie mało czasu, decyduje się napisać o tym kraju książkę? Przepraszam, nie o kraju, a o własnym zetknięciu z krajem. Tylko czy kogoś to zainteresuje poza garstką znajomych owego blogera?

  2. Monotema –
    🙂
    Z "chińskich" rzeczy to tylko "Lekcje chińskiego" Pomfreta – które serdecznie polecam jak również – w planach "Prowadząc umarłych". Zresztą bardzo ciekawa jestem tej książki. Znasz może jeszcze jakieś ciekawe tytuły? 🙂
    Serdeczności

  3. Autora kojarzę ze studiów i nawet byłam ciekawa tej książki, jednak zrezygnowałam z niej po przeczytaniu, czym ona jest. Ja też kompletnie nie rozumiem idei tego typu książek – napisanych na podstawie spisywanych na gorąco wrażeń z podróży, bez żadnego dodatkowego pogłębienia. Takie rzeczy mogą być ciekawe na blogu (i to głównie dla garstki znajomych), ale na książkę to chyba za mało.

    Nie czytałam tej książki (i nie zamierzam), ale autora kojarzę ze studiów, zdarzały mu się ciekawe pomysły, ale lepiej mu wychodzi organizowanie gier miejskich niż pisanie książek 😉
    Podobne wrażenia miałam czytając "Jadę sobie" Marzeny Filipczak i nie bardzo rozumiem popularność tej pozycji (może wystarczyło pokazanie, że właściwie każdy może wziąć plecak i wyjechać do Azji oraz… napisać książkę?;) )

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *