Jakub Małecki „Dżozef”
Grzegorz Bednar – dwudziestotrzyletni mieszkaniec warszawskiej Pragi. Dresiarz po zawodówce, którego poznajemy w dość dla niego nieprzyjemnej sytuacji. Okradziony, pobity przez „Leszczy” trafia do szpital na odział laryngologiczny. Złamany nos, złamana kariera zawodowa (miał być to dla niego pierwszy dzień pracy w sklepie motoryzacyjnym, tysiąc czterysta brutto), złamana serce – jak się niebawem okaże – nie pozwalają mu na spokojną rehabilitację i powrót do zdrowia. Na szczęście w szpitalny pokój nie jest sam. W niedoli towarzyszą mu nomen omen Kurz – Leszek Czystecki, biznesmen, Heniu Jagiełło tzw. Maruda oraz najbardziej tajemniczy z trójki kompanów – Czwarty – Stanisław Baryłczak. Szpitalne, długie i gęste jak maminy budyń dni mijają bohaterom na rozmowach o tym, co w życiu najważniejsze: kobiety, miłość, szpitalne posiłki, ale też literatura. Tak, literatura, która za sprawą bibliofila i erudyty Czwartego również trafia na orbitę zainteresowań naszych bohaterów. I to literatura nie bulwarowa, lecz ta najwyższych lotów, „elita wśród elit”, czyli proza Josepha Conrada. Czwarty, który zaczytuje kolejne tomy jego powieści nie czyni tego bynajmniej, tylko z czystej fascynacji. Sprawa jest bardziej skomplikowana. Kolejne gorączkowe majaki Stacha, któremu wydaje się, że jest … Josephem Conradem, czyli Dżozefem, pozwalają snuć mu niezwykła historię własnego życia. Opowieść Czwartego okazuje się mieć bardzo nieprzyjemne konsekwencje. Świat zaczyna niebezpiecznie się kurczyć. Empiryczny dowód na istnienie „wciągającej historii”?
Powieść Jakuba Małeckiego to dobra, polska proza. Fabuła książki to porządna, dwupłaszczyznowa, literacka konstrukcja, która wciąga Czytelnika bez reszty. W powieści Małeckiego próżno szukać zgrzytów. Dialogi są przemyślane i prawdziwe. Język powieści jest świeży i mocny, a co najważniejsze i literacko bardzo trudne, doskonale komponuje się z fragmentami prozy Conrada. Dość ryzykowne połączenie pierwszoosobowej historii warszawskiego Dresiarza i literackiego Mistrza – autora „Jądra ciemności”, czyli totalnie różnych światów, w przypadku tej powieści sprawdza się doskonale. Ponadto autor świetnie rozeznaje się w kontekstach literackich. Poza Conradem trudno nie dopatrzeć się inspiracji Małeckiego wielkimi pisarzami dwudziestego wieku. Mann, Marquez, Kesey – to tylko niektóre nazwiska. Za literackim Olimpem, idzie również znakomity humor powieści – i tu już znacznie bliżej autorowi do gawędziarskiej książki „Trzech panów w łódce (nie licząc psa)” Jerome’a K. Jerome’a. „Dżozef” to naprawdę wyborna i nietuzinkowa rzecz.
***
Po kilku tygodniowym pobycie w szpitalu Grzechu – Dresiarz to teraz Grzegorz Bednar. Heroinista słów (czyż nie rewelacyjne stwierdzenie!), były mieszkaniec warszawskiego Davos, wyzwolony praski McMurphy, niezwyciężony Jim szpitala laryngologicznego.
Jednym słowem polecam!
Coraz bardziej przekonuję się do tej książki.
Świetna książka:) W moim osobistym rankingu na pierwszym miejscu w kategorii lit. polska a.d. 2011:)
"Dżozef" to świetna lektura i naprawdę jestem zaskoczona że aż tak mocno przypadła mi do gustu 🙂 Polecam każdemu 🙂
Pełno tej niebieskiej kozy (jak to brzmi!) na blogach. Pewnie kiedyś sięgnę 😉
Kornwalio –
Polecam. Dobra rzecz 🙂
Podsłuch –
Bez dwóch zdań 🙂
Luno –
oczywiście polecam 🙂
Podpisuję się pod każdym Twoim słowem. Właśnie tez jestem po lekturze i jestem pełna podziwu dla Jakuba Małeckiego za niesamowite wyczucie treści i wyobraźnię nie z tej ziemi. 🙂
Matyldo –
zgadzam się 🙂 Książka rewelacja! Świeża i elektryzująca 🙂
"Dżozef" jest chyba jednym, z moich większych zaskoczeń literackich. Świetny język, wciągająca akcja…Jestem na tak!:)
Brzmi zachęcająco. Czyli, że lista 'do przeczytania' mi się chyba powiększy…