O literaturze, rzecz jasna, i o nieoczywistym sporcie przede wszystkim (ku zaskoczeniu i radości czytelnika). O polityce i o konflikcie izraelsko-palestyński. O ideach Platona i o teoriach Borgesa. O filmie, festiwalach i szalonym pomyśle Nabokova, który kiedy wykładał literaturę na jednej z amerykańskich uczelni, kazał swoim studentom odwzorowywać pomieszczenia opisywane w teście. O wstydzie czytania powieści (komentując tekst Franzena), o miłości i pracy. O wszystkim. O ważnych i nieważnych sprawach. Z troską i oddaniem piszą do siebie dwaj panowie literaci. Pięknie i mądrze, jak to przyjaciele mają w zwyczaju. I co najistotniejsze: z autoironią i humorem. Chociażby Coetzee w liście do Austera:
Chętnie w przyszłości porozmawiam z tobą o pamięci, jeśli nie zapomnimy wrócić do tego tematu
I jak w późniejszej korespondencji konkluduje autor „Hańby”:
Twój niepokój jest moim niepokojem: dzielony niepokój dwóch starzejących się dżentelmenów dotyczący kierunku, w jakim podąża świat.
Gdy Auster i Coetzee zaczynają ze sobą korespondować są już po sześćdziesiątce i dobrze osiedli już literackiej rzeczywistości i świadomości czytelników. Coetzee ma już na koncie literackiego Nobla, a Auster kilka naprawdę dobrych tekstów i scenariuszy („Lulu na moście”, czy Brooklyn Boogie”). Pisarze dojrzali i doceniani. Choć trzeba przyznać, że w tych epistemologicznych potyczkach zdecydowanie bryluje Coetzee:
Moje doświadczenie realizmu polega na widzeniu i opisywaniu świata w ten sposób, by pojedyncze doświadczenie, zatrzymane w swojej unikatowości, zdawały się jednak mieć znaczenie, należeć do wspólnego systemu.
Auster to przy nim zawadiaka, nonszalancki typ literata, który musi bardziej i mocniej przykładać się do tematów narzucanych/proponowanych przez starszego kolegę. Lawiruje i ćwiczy się w konkurencjach logicznych i lingwistycznych, żeby stać się równoprawnym partnerem dla Coetzee. I udaje mu się, i prawie mu się udaje.
Kiedy panowie się spotkali? Jak do tego doszło? Co ugruntowało ich znajomość? Niestety, tego nie dowiemy się z książki. A szkoda. Aparat krytyczny, posłowie, wstęp etc. tych ważnych (elementarnych?!) elementu zabrakło w książce. Ale poza tym „gra i buczy”, wszystko pięknie. Choć zaprawdę trudno wyobrazić sobie, żeby w XXI wieku wysyłać jeszcze listy pocztą lub faksem (romantyzm i tradycja kontra praktycyzm i nowe technologia).
Uczta dla serca (aż rośnie!), dla duszy (bo śpiewa!), dla umysłu w końcu. Czytać warto!
***
Postanowiłam, trochę zaocznie ponieważ jak ognia unikam wszelkich deklaracji i postanowień noworocznych, że więcej będę pisała dla siebie, a nie dla publikacji i egzemplarzy recenzenckich. Tak dla radości czystego pisanie i czytania.
Mam wrażenie, że wokół mnie ostatnio dzieją się same złe rzeczy. Ten rok nie zaczął się dla mnie dobrze. Styczeń przynosi same kiepskie wieści, a ja jestem niepokojąco smutna i podenerwowana. Trzymajcie kciuki, żeby było już tylko lepiej!
We wtorek idę na spotkanie autorskie z Hanną Krall i to jest bardzo, ale to bardzo dobra wiadomość!
W tym roku muszę sobie kupić te książkę, bo sie na nią czaje juz od pewnego czasu, a wygląda na to, ze to smakowita lektura jest.
Mam nadzieje, ze luty będzie dla Ciebie laskawszy 🙂
Bardzo, ale to bardzo smakowita! Wyborna wręcz 😉 Ale raczej lektura kontemplacyjna na niedzielne popołudnie z kawą 🙂
Dziękuję 🙂
Przesyłam trochę ciepłej energii z mroźnej dziś nieco Warmii – będzie dobrze! A te lektury czytane z czystej ciekawości i dla własnej przyjemności są najlepsze. Trzymaj się i nos do góry 🙂
banita
Dziękuję i zimniej i szarej Wielkopolski przesyłam moc życzeń 🙂
I tego się trzymajmy 🙂 Dziękuję i pozdrawiam 🙂