Nie zbudujesz nowego domu, póki nie będziesz w stanie sobie go wyobrazić
Smoleński i Andruchowycz. Andruchowycz i Smoleński. Trudno wyobrazić sobie duet, który lepiej opisałby i wyjaśnił to, co przez ostatni rok działo się na Ukrainie (przynajmniej polskiemu czytelnikowi). Majdan, Janukowycz, Krym, Donbas, Putin etc. to pojęcia, które w ubiegłym roku zdominowały niemal wszystkie europejskie serwisy informacyjne. Po 21 listopada 2013 roku, kiedy to Janukowycz odmówił podpisania umowy stowarzyszeniowej z Unią Europejską, oczy niemal całego świata zwróciły się ku kijowskiemu pl. Niepodległości. Ukraińcy głośno i bezwzględnie zażądali respektowania ich oczekiwań, a te przedstawiały się jasno: kierunek Europa Zachodnia. Janukowycz zaś, z uporem godnym wariata i za pomocą Berkutu, pacyfikował wolę większości swoich rodaków. Tak rozpoczęło się to, co dziś w mediach ukraińskich nosi nazwę eurorewolucji lub rewolucji godności.
Zatem ich dwóch w rozmowie. Jurij Andruchowycz – znany ukraiński pisarz, tłumacz i piosenkarz, pierwszy laureat Nagrody Europy Środkowej „Angelus”. I Paweł Smoleński – dziennikarz, także pisarz, laureat Nagrody Pojednania Polsko-Ukraińskiego, odznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski. Na bieżąco, na gorąco komentują obecną sytuację Ukrainy. W rozmowie nie unikają emocji i ocen. Andruchowycz, uczestnik wydarzeń, próbuje zrozumieć to, co dzieje się w jego kraju, pełen nadziei, ale też wyważonego racjonalizmu (szczególnie zaś jeśli chodzi o sprawę Krymu czy też wydarzeń we wschodniej części kraju). Lecz Majdan to tylko punkt wyjścia, pierwszy rozdział tryptyku, który prowokuje obu rozmówców do dalszych rozważań i refleksji nad Europą i światem.
Sytuacja na wschodzie kontynentu jest dziś nad wyraz dynamiczna i nieprzewidywalna (26.12.2014, Władimir Putin podpisał dokument zawierający nową doktrynę wojenną Rosji). Trudno o zdania ostateczne w kontekście ukraińskich wydarzeń, trudno o jakiś stały punkt porozumienia między Ukrainą a Rosją, która bardzo chętnie widziałaby kraj Andruchowycza pod swoim protektoratem. Trudno też wyrokować, co dalej stanie się z dążeniami i oczekiwaniami rewolucjonistów ukraińskich. Jedno jest pewne: niezależna i demokratyczna ojczyzna to marzenie autora „Moscoviady”, które stopniowo zdaje się realizować (i za którą mocno trzymam kciuki). I choć, jak Andruchowycz sam przyznaje, wiele z idei, wiele ze zdań deklaratywnych zginie w mrokach pamięci, to jednak nie boi się przyznać, że:
Przeżyliśmy w jedności Majdan, a dzisiaj przeżywamy wojnę na wschodzie. Zafundowano nam wreszcie wspólną pamięć, a to jest zmiana nieodwracalna, ukraińska mentalność jest dzisiaj inna niż pół roku przed Majdanem. Dzisiaj mamy swój czas, jesteśmy lepsi niż byliśmy i będziemy jeszcze lepsi, wspaniale działają mechanizmy zwyczajnej, międzyludzkiej solidarności, na Ukrainie nie wypada po prostu być skurwielem.
„Szcze ne wmerła i nie umrze” to kawał przyzwoitej lekcji historii i wiedzy o świecie współczesnym. Warto się nad tą rozmową pochylić, jeśli choć trochę interesuje nas to, co dzieje się tuż za miedzą.
Cytaty pochodzą z recenzowanej książki.
Recenzja opublikowana pierwotnie na portalu „Lubimy Czytać”