Szukacie dobrej, żeby nie powiedzieć idealnej powieści na ostatnie letnie dni? Właśnie ją znaleźliście. Charlotte Link, która już od kilku ładnych lat wiedzie prym wśród grona pisarzy literatury popularnej (rozumianej jak najbardziej pozytywnie) jest mistrzynią w tworzeniu świetnych, i co najważniejsze, „dobrze się czytających” powieści z pogranicza prozy obyczajowej i kryminalnej. Charlotte Link w „Grze cieni” również nie zawodzi. Ponownie udowadnia, że w literaturze również sprawdzają się znane schematy i fabularne chwyty. Mamy więc tajemnice z przeszłości, żądzę pieniądza, tylko złe/dobre postaci, locked room mystery i detektywa, który próbuje to wszystko złożyć do (przysłowiowej) kupy.
Davida Bellino to kapryśny i pozbawiony skrupułów milioner lubiący pławić się we własnym bogactwie, trwonić czas i pieniądze na piękne, młode kobiety i przedmioty, które w jego mniemaniu należą do tej samej kategorii „rzeczy” świadczące o statusie społecznym i majątku. Jednak w jego idealnym świecie, za sprawą tajemniczego listu z pogróżkami, następuje wyłom. Bellino świadom własnych słabości i grzechów z dawnych lat, zaprasza do swojego domu czworo przyjaciół ze szkoły, których kiedyś tak bardzo zranił, że z żadnym nie utrzymuje już kontaktu i którzy mogliby chcieć jego śmierci. Zaintrygowani, ale też potrzebujący gotówki przyjaciele zjawiają się w komplecie na zaproszenie Davida. Mary, Steve, Natalie oraz Gina, których historie, życiorysy i tajemnice stanowią lwią część fabuły, tworzą zamkniętą grupę osób, która zna występki Bellino. Gdy więc w wieczór kiedy odbywa się wspólna kolacja ginie milioner (niestety ponownie okazuje się, że pieniądze szczęścia nie dają!), cień podejrzenia pada na każdego z nich. Inspektor Kelly nie ma więc łatwej sprawy do rozwiązania, lecz co oczywiste, nie ma takiej zagadki, z którą by sobie nie poradził.
Bezdyskusyjny wydaje się fakt, że powieść Link ma ograniczoną formułę. Popularna proza, którą prezentuje niemiecka autorka w dużej mierze opiera się na schematach i przewidywalnych zdarzeniach. Jak już też wspominałam na początku: brakuje pogłębienia postaci, a i natłok nieszczęść i tragedii wydaje się też mało prawdopodobny. Jednakże to się czyta! Sprawnie i w miarę bezboleśnie. Czyta się, pochłania i zapomina. I właśnie na tym polega frajda z lektury powieści popularnej: aby się rozerwać i zerwać z całym nieszczęściem i szarością dnia powszedniego.
***
Recenzja opublikowana pierwotnie na portalu „Lubimy Czytać”
Na pewno przeczytam.