Zawiedzione oczekiwania bolą najbardziej. Książka, po której spodziewałam się zarwanej nocy, a przy której wynudziłam się jak mops kanapowy, jest powodem do bólu okrutnego, żeby nie powiedzieć rozdzierającego serce czytelnicze. Skuszona reklamą/promacją/pozytywnymi opiniami/licznymi westchnieniami zachwytu… spróbowałam i ja! I jakże było moje zaskoczenie, gdy „Ślepy trop” nie zachwycił/chwycił po 10, 50, 100 stronach… Najpierw, bo ja to raczej empatyczna jestem i z gatunku tych, co najpierw winy szukają w sobie, brak czytelniczej „chemii” zrzuciłam na karb zmęczenia, potem na „czytelniczego kaca” po lekturze doskonałej „Łaski” Kańtoch, a potem już na niemrawego i pozbawionego emocji i osobowości śledczego Williama Wistinga. Nie ma przebacz! „Ślepy trop” Horsta to klasyczny, żeby nie powiedzieć schematyczny, kryminał. Jest zabójstwo, jest trop i jest punkty kulminacyjny, który oczywiście wyjaśnia zagadkowe morderstwo. I mniejsza o to, że kryminał, jak to kryminał przecież, rządzi się swoimi prawami, ale bohaterów tak wyzutych z emocji, lęków i osobowości powstydziłaby się nawet Agatha Christie (proszę wybaczyć!). Tak jakby autor wpasował się w klucz maturalny, ale nie miał krzty talentu, czy iskry bożej! (jak zwał, tak zwał!). Dalej, główny wątek nie jest po prostu interesujący (nie chcę spoilerować, więc krótko), bo i kogo obchodzą porachunki mafijne i narkotykowe biznesy, gdy serca w tym brak (ależ to brzmi!). No i jeszcze ten nieudany aspekt społeczny i rodzinny… Córka śledczego, kilkakrotnie powtarza to samo: że boi się porodu i że trudno będzie jej być samotną matką… . A przecież można inaczej: finezyjniej, mroczniej, kreatywniej.
Myślę, że moje ogromne rozczarowanie lekturą, bierze się przede wszystkim stąd, że spodziewałam się czegoś w stylu „Łaski”, „Ofiary bez twarzy”, czy prozy Miloszewskiego, a dostałam średni kryminał z płaskimi postaciami i nudną i ślamazarną fabułą.
Nie zaprzyjaźnimy się Panie Horst. Niestety, ale nie!
Fanką kryminałów nie jestem, ale jakbym już miała ochotę na jakiś, to wolałabym trafić na dobrą lekturę, która zachęci mnie do zagłębienia się w ten mało mi znany gatunek. Będę omijać "Ślepy trop" szerokim łukiem.
I to jest bardzo dobra decyzja 😉
Schematyczność i płaskie postaci jestem w stanie wybaczyć w przypływie łaski. Ważniejsze jest dla mnie to, że się wynudziłaś. Dla kryminału to już strzał między oczy. Zresztą dla innych gatunków podobnież.
A co do jest "pronacja"? 😉
Konsekwencją płaskości jest właśnie dla mnie nuda…ale masz rację, toć to cały zbiór argumentów za tym stoi.
Dzięki za wyłapanie literówki – takie emocję, że i człowiek nie kontroluje alfabetu 😉
Czytałam jego trzy poprzednie książki i nie było tak źle. Podobały mi się, bo mimo że bez fajerwerków (a może właśnie dlatego) zaciekawiły mnie. Zwłaszcza przez pryzmat tego, że autor był śledczym, więc wie o czym pisze 🙂 Ale na nową się nie skusiłam, głównie dlatego, że denerwuje mnie wydawanie książek od końca, albo nie po kolei…
Jak się okazuje, ja zaczęłam od samego końca i no nie był to dobry koniec 😉 A ja mam wrażenie, że tyle jest świetnych kryminałów, że szkoda czasu na średnie. Ale też rozumiem, że i taka książka czasami jest potrzebna 🙂
A ja, jak wiesz, lubię Horsta i nie nudziłam się przy tej lekturze. Tak się zastanawiam i myślę, że niedobrze jest zaczynać ten akurat cykl od końca, a "Ślepy trop" to ostatnia (jak na razie) część. We wcześniejszych tomach zarówno Wisting, jak i jego córka są ciekawszymi postaciami, tutaj faktycznie są wyjątkowo bezbarwni. Dla mnie jednak ciekawe było śledzenie wszystkich tych policyjnych czynności, a poza tym sama zagadka mnie wciągnęła 🙂
A mnie zupełnie nie wciągnęła 🙁 byłam po serii bardzo dobrych kryminałów, więc może stąd tak duży zawód…w każdym razie raczej nie skuszę się na kolejne tomy 😉
Ojej… a ja się na nią zdecydowałam i jest już na mojej półce. A kryminałów sporo się naczytalam. Christie uwielbiam, ale wiem o co Ci chodzi 🙂 No nic, ciekawa jestem czy mnie też tak rozczaruje…
Liczę na to, że może się jednak spodoba 🙂
przeczytałem i książkę i Twoja recenzje i tak sie zastanawiam czy czytalismy to samo … Świetny kryminał, niby nie ma tu jakichś wyjatkowo brutalnych opisów i morderstw w których lataja flaki, za to jest rzetelność i solidność w prowadzeniu śledztwa oraz świetne połączenie wątków, które świetnie ze sobą współgrają i prowadzą do wyjaśnienia sprawy. Bardzo fajnie pokazana postać komisarza Wistinga, który uparcie i często nie mając wsparcia ze strony przełożonych prowadzi śledztwo widząc i kojarzac fakty na które inni nie zwracali uwagi. Dodatkowo ma dylematy natury moralnej ponieważ w całą sprawę jest pośrednio zamieszana jego ciężarna córka Line wraz z przyjaciółką Sofie co tylko dadaje plusa tej książce i wciąga w tresć jeszcze bardziej czytelnika. Seria z Wistingiem jest wydawana w Polsce od dupy strony, niemniej książkę czyta się z czystą przyjemością. Horst to były glina a na dodatek ma fajny styl pisania więc połaczenie tego daje super efekt końcowy…….;)
A mnie Wisting wydaję się strasznie płaski, pozbawiony emocji i poczucia humoru (tego ostatniego nie wypaczam nigdy!). Nie kupuję tego, jak i tej nudnej poprawności. No nie zaiskrzyło, zupełnie nie 😉
Szczerze mówiąc zastanawiałam się nad kupnem tej oto książki. Jednak sama się zastanawiam, czy w ogóle warto.
moim zdanie nie, ale większość jest chyba za 😉 😛