Marię Kownacką zna prawie każde polskie dziecko i każdy dorosły. Liczby mówią same za siebie:
„Plastusiowy pamiętnik” to 30 wydań, tylko po wojnie sprzedany w co najmniej 1 245 000 egzemplarzy; „Kajtkowe przygody” – 22 wydania, 1 164 000 egzemplarzy, „Rogaś z Doliny Roztoki” – 21 wydań, 1 200 000 egzemplarz […]. Ogółem dzieła Marii Kownackiej – licząc tylko te powojenne wydania – to dziś 253 tytuły wydane w łącznym nakładzie ponad 11 milionów egzemplarzy.
Już sama skala publikacji jest dobrym powodem, żeby sięgnąć po biografię autorki. Czas w którym żyła Kownacka również. Zresztą osobiste wspomnienia i sentyment też robią swoje. Plus Wydawnictwo Czarne. To nie mogło się nie udać. A jednak. A że upadek z wysokiego konia jest najbardziej srogi i bolesny, więc postaram się w kilku punktach klarownie wyłuszczyć, dlaczego książka Szmidt to sromotne rozczarowanie.
- Autorka bardzo nie lubi swojej bohaterki i zupełnie tego nie potrafi ukryć. Czytaliście może biografię Stryjeńskiej Angeliki Kuźniak? Tam dopiero było mnóstwo powodów, żeby zapałać totalną antypatią do opisywanej postaci. Mimo to, biografistyka świetnie poradziła sobie z wybitnie skrajną osobowością, nie wylewając własnych żółci i nie szafując rozczarowaniami. Szmidt nie pozostawia na Kownackiej suchej nitki. Z książki możemy dowiedzieć się zatem, że Kownacka to mitomanka, zrzędliwa stara panna, humorzasta złośnica pozbawiona taktu. I dobrze, że autorka pisze o jej wadach, ale fajnie byłoby się dowiedzieć co za tym stoi (wykluczając jednak amatorską psychoanalizę). Nie chodzi przecież o nieskazitelny pomnik ze spiżu, ale w miarę obiektywny obraz Kownackiej, która szybko straciła ukochaną matkę i wychowywała się w domu, w którym wychowywać się nie chciała. Ponadto: uratowała dziewczynę przez egzekucją z rąk rosyjskich żołnierzy, tworzyła tajne nauczanie dla wiejskich dzieci, wielu pomogła po wojnie. Dużą estymą i uwagą otaczała dzieci, co przecież było rzadkie w tamtych czasach. Te sprawy są jednak marginalizowane. Szmidt nieproporcjonalnie i bez wyczucia rozkłada akcenty. Końcowe takty biografii, to już krzyk rozpaczy, żeby jak najszybciej skończyć temat i rozstać się z bohaterką.
- Podejście do materiałów i źródeł.Cytowanie dekretów, ustaw, rozporządzeń. Ba! nawet przemówienia Jaruzelskiego z 13 grudnia 1981 roku! To już chyba kpina z czytelnika. Rozumiem, że materiałów (szczególnie np. z okresu wojny) jest nie dużo, ale czy to powód, żeby używać takich spulchniaczy? Gdzie był redaktor? I ta jednoznaczna, negatywna interpretacja źródeł. Zęby zgrzytają.
- Chaos kompozycyjny. Szczególnie widoczny w pierwszym częściach książki. Autorka zupełnie nie zapanowała nad materiałem. Skacze od jednego wątku do drugiego. Nuży dłużyznami, brakiem formuły i linii opowieści. O przodkach Kownackiej pisze w taki sposób, że chyba nudniej już nie można. Kolejne ciotki i pociotki uprzykrzają tylko życie czytelnika i nadszarpują jego cierpliwość.
Reasumując: nie polecam, nie zachęcam, odradzam. Lepiej poczytać biografię Stryjeńskiej.
Na pociechę:
Coś mnie cały czas powstrzymywało od kupna tej książki. Jak widzę podświadomie dobrze czułam, że coś będzie nie tak. Pewnie i tak kupię, żeby mieć komplet biografii z Czarnego. Jednak szkoda. Liczyłam bardzo na tę biografię. Po "Plastusiowej mamie" Marioli Pryzwan, która była aż nadto przesłodzona, liczyłam na rozsądną biografię. Jak widzę, nie ma umiaru i zawsze jest przejaskrawienie w którąś stronę. Szkoda.
Może rzeczywiście jest problem z Kownacką jeśli biografistkom trudno okiełznać emocje? Dlatego być może dobrze by się stało, gdyby za jej biografię wziął się ktoś doświadczony. Materiały to nie wszystko.
Czytałam tę biografię dokładnie w tym samym czasie, co Pani i bardzo byłam ciekawa Pani opinii. Mnie także książka nie zachwyciła (a liczyłam na to),ale z trochę innych powodów. Z punktami 2 i 3 całkowicie się zgadzam (momentami dłużyzny, powtarzalność, nuda), ale z punktem 1 nie do końca (muszę jeszcze wrócić do książki i głębiej przemyśleć tę kwestię) – ja miałam wrażenie, że Schmidt relacjonuje,sucho zdaje relację z życia Kownackiej, bo właśnie stara się być obiektywna. No ale kogo porwie taka sucha relacja?! To tak na szybko, spontanicznie napisała wierna Pani obserwatorka.Pozdrawiam.
Dziękuję za opinię 🙂 mnie zabrakło troski o bohaterkę, ale też ewidentnie stawianie szali po jednej ze stron. Np. W kontakcie z Januszem. Kownacka jawi się jako dziwaczka a przecież była przyczyna takiego zachowania. W każdym razie mnie zupełnie rozczarowała 🙁
Uuuu… Ciekawe czemu autorka postanowiła zabrać się za biografię postaci, której tak nie lubi.
Właśnie, właśnie. Może dostała zlecenie od wydawcy?
Szkoda. Czytałem zbiór wspomnień o Kownackiej z PIW-u, strasznie chaotyczna rzecz, i liczyłem, że jednak wreszcie powstało coś fajnego. Ale przynajmniej zaoszczędzę pięć dych 😛
Do usług 😉 ale tak serio to wygląda jak kiepska, pozbawiona redakcji praca doktorancka. Aż dziwne, że Czarne to puściło. A może był plan do wykonania? 😛
Każdemu wydawcy zdarzy się wpadka 😛
Nie!!!!!!!!!! 😉
No weź mnie nie rozśmieszaj 😛 Daj mi wydawcę, a Ci to udowodnię 😀
Biorę Cię po włos 🙂 pewno, że każdemu. Chociaż próbowałam przypomnieć sobie coś Iskier. Wyzwanie? 😉
Jakby przejrzeć wystarczająco dużo ich książek, to na pewno coś by się wydłubało 🙂 Ale nie chce mi się, mam to w pracy na co dzień 😛
Zgadzam się w stu procentach. Niestety!
Dziękuję.
Po tak druzgocącej recenzji Moniczko oddaję dzisiaj panią Kownacką do biblioteki bez czytania… :(:(:(
Chyba tak. Szkoda czasu na słabizny 😉
Szkoda czasu. Tyle dobrego wokół! 😉
Mocno. Uwielbiam krytyczne opinie na temat książek. Czasem się zastanawiam czy dobra marka wydawnictwa Czarne nie robi mu krzywdy. Kiedy się jest (słusznie) przekonanym o swojej ponadprzeciętności, bardzo łatwo jest zostać swoją własną ofiarą. W tym wypadku czytaj "jesteśmy super, i bez względu na to co wydamy, wciąż będziemy".
Oj to mnie skutecznie przekonałaś. Najbardziej pierwszym punktem, a w zasadzie wszystkimi. Brzmi jak jakiś koszmarek. Książkę miałam w planach, ale podziękuję. I Tobie również, za zaoszczędzony czas na przeczytanie czegoś, co jest tego warte 🙂