Mój (nie)wakacyjny dobór lektur i jeszcze słów garstka o Miłoszewskim i Chmielarzu

[źródło]
Teoria literacka pod przaśną nazwą: „wakacyjno-czytelniczy chillout” (pojęcie własne) mówi o tym, że na urlopie należy czytać tylko książki wagi lekkiej. Co oczywiście nie oznacza publikacji o małych gabarytach, lecz rozchodzi się przede wszystkim o poziom tekstu. Wskazany jest zatem kryminał, thriller, romans i wszelkie książki „odmóżdżaki” (także pojęcie własne). Źle widziane są natomiast teksty o treści zgoła odmiennej, czyli: literatura faktu, wspomnienia i pamiętniki wojenne, biografie (choć w tym przypadku wszystko zależy od bohatera), literatura piękna (w tym klasyka) i inne pokrewne. Trudno spierać się z tą teorią i jej nie ulec, bowiem gdzież z takim, dla przykładu, Dostojewskim na plażę! Mało, że obrazoburcze, to i jeszcze ziarenka piasku mogą dostać się między stronice, tudzież w etui czytnika. No i jak tu się zresztą skupić nad teoriami snutymi przez Raskolnikowa i uwierzyć w jego nawrócenie, gdy jakiś ignorant z premedytacją chlusta nam wodą na czytaną właśnie powieść… Ale

[źródło]

tak całkiem serio, to mam szczęście należeć do osób, które czytając potrafią wyłączyć się na wszystkie bodźce zewnętrzne. Od lat ćwiczę tą umiejętność: najpierw pokój dzielony z siostrą, akademik, później konkubinat, małżeństwo i potomstwo, no i praca, która także wymaga uważnej lektury. To uodparnia (chociaż niektórzy twierdzą, że raczej jest to wrodzony talent)! Dlatego dla mnie osobiście nie istnieje pojęcie: „książka na lato”, bo każda, bez względu na gatunek, jest po prostu akuratna. Raczej kluczem doboru jest dla mnie dychotomiczny podział: literatura popularna/literatura piękna i faktu: 1:1, wdech wydech (oczywiście zdążają się wyjątki i odstępstwa od reguły)… Ale nie uzewnętrzniam się tak bez powodu. Mam bowiem urlop, czas euforii, który sprzyja lekturze i to jeszcze jak! Zatem u mnie raz Chmielarz i Miłoszewski, a raz „Matki” Rankova i „Manson. Ku zbrodni” Guinna. W każdym razie jest szał i morze obfitości! Dziś więc słów garstka o „kryminalistach”, a potem, za dni kilka, o zgoła innych treściach.

Wydech i zaczynamy.

[źródło]

„Domofon” to powieściowa wprawka Miłoszewskiego. Książka stanowiąca swoisty eksperyment literacki w którym elementy grozy okraszone zostały sporą dawką sarkazmu i ironii. Widać, że autor dopiero uczył się fechtunku – źli są źli, dobrzy są dobrzy, czyli jasny i klarowny podział na swoich i obcych oraz dość wydumana i schematyczna przyczyna wszelkich zdarzeń. Jednak, co pozytywnie zaskakuje, to opis tła społecznego (podobnie rzecz się ma w trylogii o Szackim). Widać, że autor ma dobry słuch i świetnie potrafi opisać bolączki i koszmary mieszkańców blokowiska. Co innego zaś Chmielarz. Przeczytałam wcześniej „Farmę lalek”, a teraz po Nagrodzie Wielkiego Kalibru sięgnęłam po „Przejęcie” (myśląc: jest nagroda, to musi być dobra rzecz!), dając tym samym autorowi drugą szansę. Ale mam wrażenie, że w przypadku Chmielarza problemem jest: po pierwsze – nadmiar bodźców i brak pomysłów na ich wykorzystanie, a po drugie: sztampowość. „Przejęcie” zaczyna się mocnym i nietuzinkowym uderzeniem, które nijak nie potrafi być wykorzystywane w dalszej części książki. I w ten właśnie sposób mocny fabularny cios rozpływa się w meandrach ekonomicznych spraw. Zaś główny bohater Jakub Mordka to w linii prostej potomek takich typków jak:  Marlowe, Hole, czy Mocka. Groźny, skuteczny i konsekwentny typ z drobną, aczkolwiek łatwą do wybaczenia skazą na charakterz – rozwód spowodowany jego pracowitością. „Przejęcie” to bardzo poprawny kryminał, fabularnie zwarty i trzymający, mimo wszystko, w napięciu, ale bez polotu i iskry bożej. To się czyta, lecz się nie zapamiętuje. 

***
A na zakończenie życzę Wam, jak i sobie, żeby podczas urlopu wybór lektury był jedynym dylematem z którym przyjdzie nam się zmierzyć! 🙂
***
PS No i oprócz czytania oglądam jeszcze „True Detectiwe”. Świetna rzecz.Polecam 🙂

6 komentarzy

  1. Mnie niestety ani pokój dzielony z siostrą, ani akademik, ani konkubinat nie nauczyły czytania w oderwaniu od bodźców zewnętrznych. Nadzieja w małżeństwie 🙂 Ale czytanie cięższych książek w wakacje popieram, wszak nie ma lepszych warunków do wgryzania się w klasyków niż leżaczek (opcjonalnie kocyk), słonko i coś zimnego do picia.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *