„Białe zęby” Zadie Smith. Give My Love To London*

Skondensowana i nad wyraz sensualna proza, to pierwsze wyrażenia jakie się cisną na usta (i klawiaturę) po przeczytaniu fenomenalnego literackiego debiutu Zadie Smith „Białe zęby”. I choć książka wydana została trzynaście lat temu, jej aktualność i świeżość zaprawdę zachwycają i zdumiewają. Gęstość treści; umiejętne żonglowanie biogramami i przenikanie się opowieści; wciągająca i porywająca wielowątkowość; fenomenalne wyczucie i poczucie humoru, kreacja postaci, która świadczy o znakomitej znajomości kondycji ludzkiej, to wszystko sprawia, że historie trzech imigranckich rodzin koegzystujących w multikulturowym Londynie czyta się z zapartym tchem. Ale też z rosnącym podziwem i zainteresowaniem, uśmiechem na ustach, bruzdą i potem na czole oraz  wyschniętym z wrażenia przełykiem. Smith, niczym legendarna Szeherezada snuje swą opowieść w sposób mistrzowski i zdaje się trzymać w szachu uwagę czytelnika. Tworzy zdania pękate, barokowe, nabite metaforami, momentami wspaniale przaśne i wulgarne, złożone po wielokroć, które zachwycają wciąż i wciąż, ze strony na stronę. Jak chociażby w tym fragmencie:

Ryan był rudy jak wiewiórka, a Clara czarna jak smoła. Piegi Ryana mogły się przyśnić entuzjastom łamigłówek typu „połącz kropki”, Clara zaś potrafiła objąć siekaczami jabłko, nie dotykając go językiem. Nawet katolicy nie mogli im tego wybaczyć (a katolicy są równie skorzy do wybaczania jak politycy do składania obietnic, a dziwki do dawania dupy). I nawet święty Juda, którego dawno dawno temu, w pierwszym wieku naszej ery, wmanewrowano w niewdzięczną rolę patrona spraw beznadziejnych (ze względu na brzmieniowe podobieństwo Juda i Judasz), nie był odpowiednio przygotowany, by zająć się tym przypadkiem.
Lecz proza Smith to nie tylko lingwistyczny majstersztyk. W książce ważna jest wspomniana już wcześniej historia, precyzyjniej historie trzech rodzin: Jonesów (Archi jest Anglikiem, jego żona Clara ma jamajskie korzenie, Irie to ich córka, która pragnie ponad wszystko akceptacji rówieśników i ze względów praktycznych przymierza się do zawodu dentystki), Iqbalów (Samad pochodzi z Bengalu, jego żona Alsana z Indii, ich synowie Magid i Millat to bliźniacy, którzy choć wyglądają niemal identycznie, to ich usposobienie i charakter różnią lata świetlne) oraz Chalfenów, którzy z dumą mówią o sobie angielska klasa średnia (prawdopodobnie polskie i żydowskie korzenie, zdeklarowani ateiści). Ścieżki poszczególnych klanów nieustannie przenikają się i przecinają. Tworzą swoiste konstelacje i sieci, zdawałoby się, niemożliwych połączeń – przynajmniej w innej przestrzeni, w innym miejscu. Ale nie w Londynie, który stanowi postkolonialne epicentrum, cel pielgrzymów i  wędrowców z całego świata. To także, albo przede wszystkim, opowieść o próbie poradzenia sobie z niską samooceną i imigrancką tożsamością, szczególnie zdaje się dokuczliwą, w przypadku drugiego pokolenia rodzin przybyłych do „obiecanej”, angielskiej ziemi. To także kpina z uprzedzeń i rozrośniętego ego Brytyjczyków. Bo jak czytamy na kartach książki:
(…) imigrantów śmieszą leki nacjonalistów, bojących się panicznie zarazy, penetracji, wymieszania ras, bo to małe piwo, pestka w porównaniu z lękami imigrantów – przed rozpuszczeniem się, zniknięciem.
Bohaterowie „Białych zębów” tęsknią i fizycznie wręcz odczuwają ból po stracie ojczyzny. Żyją przeszłością i wartościami, które nijak nie przystają do londyńskiej rzeczywistości, a które stanowią ich największy skarb, określają ich miejsce we wszechświecie. Egzystują w poczuciu straty i stratę tę przekazują następnego pokoleniu, które buntuje się i pragnie wyznaczać własne ścieżki.
Nie sposób nie zachwycić się światem wykreowanym w książce. Zadie Smith to genialny literacki demiurg, który z polotem piszę o rzeczach ważnych i najważniejszych, okraszając wszystkie wątki niebanalnym humorem. Tytuł w pełni zasługuje na uznanie i poklask. Olśniewające czytelnicze doznanie.
* Tytuł nawiązuje do albumu Marianne Faithful z roku 2014.
***
Recenzja opublikowana pierwotnie na portalu „Lubimy Czytać”

***

15 komentarzy

  1. Czytam teraz "Białe zęby", lecz jestem dopiero na początku. Jeszcze nie poznałam nawet trzeciej rodziny, nie mówiąc już o dzieciach Jonesów i Iqbalów.

    Podczas lektury mam cały czas wrażenie, jakby akcja działa sie w zupełnie innym miejscu, a nie w Londynie. Całe otoczenie jest dla mnie dosyć egzotyczne, trochę niespotykane, ich problemy nie są moimi problemami. Podoba mi się jednak ta nuta niepowszedności. Co do języka, wszyscy go tak zachwalali, że spodziewałam się chyba za dużo – jest dla mnie całkiem zwyczajny. Nie wiem, może po prostu jestem przyzwyczajona do samych pięknie napisanych powieści? 😉

  2. Jedyną książkaś Smith, która zrobiła na mnie większe wrażenie jest "O pięknie", choć czytałam ją jakieś 10 lat temu, w związku z czym zupełnie inaczej pewnie teraz bym ją odebrała. W każdym razie Zadie Smith sprawiła, że zaczęłam czytać współczesnych autorów i to nie z ciekawości, a dla przyjemności 😉

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *