Siesicką czytałam. Montgomery również. Lecz Musierowicz (o boska, wspaniała Musierowicz!), zapodziała mi się zupełnie w burzliwym okresie dorastania. Dlaczego? Szalenie trudna sprawa. Może na skutek zbyt dużego zaabsorbowania własnym jestestwem, rozterkami miłosnymi natury wybitnie beznadziejnej a może (co chyba najbardziej prawdopodobne) w wyniku fascynacji zgoła inną literaturą. Proszę Państwa, ileż ja moich licealnych nocy przesiedziałam nad rozkoszną i frywolną Colette, nad zawadiackim i przerażającym Kingiem (tak, tak Stefkiem) i w końcu, z jakimi wypiekami na twarzy czytałam quasi erotyczną powieść W. Whartona „Spóźnieni kochankowie” – to tylko dobry duszek literatury raczy wiedzieć. A tak już prawie serio…wiek młodzieńczy, w moim osobniczym przypadku, to liczne literackie eksperymenty – od Coelho (wybaczcie! Jedna jedyna pozycja „Weronika postanawia umrzeć”!) przez Kapuścińskiego, po Manna (tak, tak Tomaszka). Próba poszukania „swojej” literackiej ścieżki, której jak się później okazało wyznaczona została przez literaturę faktu i reportaż. I tylko szkoda, że nie prowadziłam wtedy lekturowych zapisków. Pamięć jest jednak zawodna.
Ale wracając do Musierowicz. Ileż to razy obiecywałam sobie lekturę jej książek – bez mała tysiące. I w końcu jednym tchem szarpnęłam dwa pierwsze tomy „Jeżycjady” – „Szóstą klepkę” oraz „Kłamczuchę”. A cóż mnie tak nagle zmotywowało? Otóż fakt, iż ostatnio czytam same nowości i mam wrażenie, że mój blog stał się witryną księgarską (czy ja się powtarzam?) – ale to tylko mea culpa. A więc zapoznanie się z książkami Musierowicz w ramach projektu „Czytanie dla przyjemności”. Bo zdecydowanie lektura książek poznańskiej pisarki, toć to nawet nie przyjemność, lecz totalna rozkosz czytelnicza.
„Szósta klepka” to historia pewnej zakompleksionej dziewczyny imieniem Celestyna (dla przyjaciół Cesia a dla rodziny Cielęcina). Urodą, według własnego mniemania, nie grzeszy, ale inteligencją i poczuciem humoru owszem tak, ale to także nie jej opinia, lecz znajomych i zwariowanej rodzinki. Zawsze w opozycji to swojej pięknej siostry Julii, próbuje znaleźć sobie miejsce we wszechświecie. Liczne szalone perypetie, pierwsza miłość i pierwsze rozczarowania. Pozytywnie zakręcony ojciec inżynier i równie szalona matka artystka. A to wszystko pod dachem zabytkowej, jeżyckiej kamienicy w srogich, lecz szalenie abstrakcyjnych latach siedemdziesiątych XX. Szczęśliwe zakończenie i niebanalny humor. Podobnie zresztą jak w drugim tomie zatytułowanym „Kłamczucha”, który urzeka także językowo i fabularnie. Tutaj bohaterką również jest dorastająca dziewczyna – Aniela. Lecz diametralnie różna od swojej poprzedniczki. Nie brak jej pewności siebie i tupetu. Przypadkowe i bardzo krótkie spotkanie w rodzinnej Łebie z chłopcem imieniem Pawełek skłoni naszą bohaterkę to przeprowadzki do Poznania, gdzie zamieszkuje potencjalny narzeczony i gdzie z wielkim zapałem postanawia uczyć się zawodu poligrafa. Dziewczynie o wielkim zacięciu aktorskim, przyjdzie grać nie tylko postać Hamleta w szkolnym przedstawieniu, ale także pomoc domową Franie i jeszcze wiele pomniejszych, ale równie spektakularnych ról. No i oczywiście, że prawda wyjdzie na jaw a i „oliwa zawsze sprawiedliwa na wierzch wypływa”, lecz emocje i ekscytacje w trakcie lektury to wrażenia niezapomniane i zdecydowanie godne polecenia. Jakbym znów miała naście lat a czytanie to krystaliczna przyjemność…Do biblioteki/księgarni/półki/sąsiada marsz Drogi Czytelniku – należy zaopatrzyć się w Musierowicz i to koniecznie!
A moja następna lektura nowy Irving…A potem? Potem się zobaczy J
Kłamczucha była niezapomniana, moja pierwsza z tej serii – byłam zachwycona autorką i wyszukiwałam w bibliotece kolejne części :)Zachwyt pozostał do dziś, właśnie czytam "Sprężynę" 🙂 🙂
Dalia – ale nam się złożyło wspólne czytanie Musierowicz 🙂
Teraz chwila przerwy na inne lektury, ale zaraz potem kolejne tomy Jeżycjady 🙂
A ja sobie w sobotę kupiłam "McDusię". Zobaczymy jak będzie, jakoś mniej lubię te najnowsze książki, mam wrażenie, że to już nie to samo. No ale jestem wierną czytelniczką Musierowicz gdzieś tak od III klasy podstawówki 😉
Ultramaryna –
mam nadzieję, że dojdę do "McDusi" 🙂 Jeszcze tylko 16 tomów ;)Dobrze jednak, że niektóre książki nie mają terminu ważności 🙂
Ja się zaczytywałam Musierowicz w podstawówce. Bardzo lubiłam te tomy Jeżycjady z lat 70-tych, 80-tych i z początku lat 90-tych. Te późniejsze czytało mi się trochę gorzej – już nie byłam tak "na czasie", nie pamiętałam dobrze części bohaterów, na nowe przygody trzeba było czekać po 2-3 lata. To wszystko jakoś tak mnie zniechęcało. Przed ukazaniem się "Tygryska i Róży" przypomniałam sobie cały cykl od początku i świetnie się przy tym bawiłam. Ale po późniejsze części już nie sięgnęłam. Może za parę lat…
Karolina –
w podstawówce?! To teraz naprawdę mam kompleksy 😉 A więc może dobrze, że zaczynam tak późno, ominęło mnie czekanie. Teraz planuję niespiesznie brnąć do końca "Jeżycjady" 🙂 Bardzo się cieszę na kolejne spotkania z Musierowicz 🙂
To nie była wczesna podstawówka, już takim podlotkiem byłam 😉
Karolina – uffff 🙂
To jedne z moich najulubieńszych części cyklu. Mam nadzieję, że kolejne też Ci się spodobają. Po tych dwóch tomach działanie bakcyla raczej gwarantowane. 🙂
Lirael –
zdecydowanie bakcyl się już pojawił 😀 Czekam na kolejne tomy i kolejne emocje 🙂 Cieszę się, że tyle dobrej literackiej materii jeszcze przede mną 🙂
Jakie marsz, jakie marsz:P Komplet od wieków stoi na półce i nawet się zaczyna tu i ówdzie rozsypywać z zaczytania:) Ech ta gorliwość świeżo nawróconych:))
Zacofany.w.lekturze –
właśnie – podobno Świeżak to najgorszy typ czytelnika 😉 Teraz tylko złapać bakcyla Pratchetta i już zupełnie po człowieku 🙂
W przypadku Musierowicz jak na razie korzystam ze zbiorów bibliotecznych, ale zobaczymy, zobaczymy…
Bez szans, jeszcze Kwiat kalafiora i polecisz kupować własny osobisty komplet Jeżycjady, ja Ci to mówię:)
ZWL – szkoda, że nie ma już egzemplarzy recenzenckich 🙂 A tak serio, serio to pewnie masz rację – jako starszy i doświadczony 😉 A może ustrzelę jakąś promocje na Allegro 🙂
Myślę, że bez trudu 🙂
Gdybyś odkryła książki Musierowicz w okresie dojrzewania, byłyby jak balsam na duszę szarpaną „rozterkami miłosnymi natury wybitnie beznadziejnej” 😉 U mnie były.
I choć po latach nie pamiętam już fabuł, to wiele pojedynczych scenek wciąż mam na żywo w pamięci, jak choćby ta z myszą zasuszoną w maszynce do mielenia maku. A hasłu jednego z Borejków (chyba dziadka), że z łakoci najbardziej lubi boczek, hołduję do dziś 🙂
Ewo – dokładnie, dokładnie – a tu samemu trzeba było zmierzyć się z sercowymi problemami 😉 no ale ostatecznie jakoś poszło :)Faktycznie fragmenty powieści doskonale się pamięta 🙂 Świetna ta Musierowicz. Bez dwóch zdań 🙂
Musierowicz znam i lubię! Co prawda, nie przeczytałam wszystkich części Jeżycjady, ale kilka z nich mam za sobą i wspominam bardzo dobrze.
Sylwuch – ja mam ambitne plany przeczytać wszystko 🙂 zobaczymy czy się uda 🙂
zaczynałam we wczesnych latach nastoletnich i towarzyszy mi do dziś. Mojej córce też. Ciekawe, ze Ty zaczynasz będąc dorosłą osobą i też się podoba. Myślałam, że u mnie to po prostu wspomnień czar i emocjonalny powrót do młodosci. Uwielbiam
Kasia.eire –
jednak Musierowicz ma w sobie ponadczasową moc 🙂 Uwielbiam tę panią i jej literaturę. No i ilustracje także 🙂 I byle tylko do kolejnej części 🙂
Zaczęłam Musierowicz od Kwiatu Kalafiora, ale mojej małej I. – bardzo musierewiczowej – czytam od początku. Zaczęłyśmy Szóstą klepką 🙂 A McDusia też już na mnie czeka 🙂
Joanna – ja mam synka, więc pewnie na tapecie będą inne lektury. Ale sama chętnie dokończę Jeżycjadę. A może niedługo z córką 😉 Ale autorka jest międzypokoleniowa – bez dwóch zdań. Zachwyci czytelniczkę w każdym wieku 🙂
Moja przyjaciółka ma całą Jeżycjade, na którą sobie ostrzę ząbki. Też się zastanawiam jakim cudem w latach młodości umknęła mi Musierowicz. Zaczytywałam się Siesicką i Snopkiewicz. A Whartona to chyba całego przerobiłam 🙂
Mag – ja również nie rozumiem jak pominęłam Musierowicz w okresie dorastania – ewidentny wypadek przy pracy ;)Ja z Whartona to jeszcze "Ptaśka". Ale to były hiciory literackie 🙂 moc pozdrowień 🙂
Ja Musierowicz czytałam w nastoletniości, ze cztery czy pięć książek, ale chociaż wspominam to sympatycznie (głównie za poczucie humoru), to jakoś nigdy nie miałam ani potrzebu do Musierowicz wracać, ani jej znajomości poszerzać. A w nowych książkach ponoć się jakieś brewerie dzieją w związku ze spadkiem pisaskiej formy, więc tym bardziej nie sięgnę.
Fabulitas – a no widzisz – a ja już się nastawiłam na całą serię 😉 Ale zobaczymy, zobaczymy co z tego wyjdzie. Na razie przeczytam jeszcze "Kwiat kalafiora" i kończę na razie. Ale humor to ma Musierowicz nieprzeciętny. I myślę, że jako młody czytelnik wszystkich na wszystkich smaczkach bym się pewnie nie poznała. Musierowicz to bez wątpienia kawał dobrej młodzieżowej literatury 🙂