Porajmos znaczy Holocaust. Lidia Ostałowska „Farby wodne”

61016 to numer obozowy żydówki Diny Gottliebovej. Młoda adeptka sztuki trafia do obozu Auschwitz-Birkenau w roku 1943. Malując sceny z Disneyowskiej wersji „Królewny Śnieżki” na ścianach baraków zwraca na siebie uwagę dr Mengele przeprowadzającego eksperymenty medyczne również w cygańskiej części obozu (Zigeunerlager). Lekarzowi zależy na jak najlepszym odwzorowaniu szczegółów anatomicznych. Współczesna technika fotograficzna nie spełnia oczekiwań „badacza”. Malarstwo akwarelowe jest najbliżej ideału. Jednakże w tej technice nie można popełnić błędu.Jedno nieprecyzyjne pociągnięcie pędzla może popsuć cały obraz. Dina Gottliebova zdaje sobie z tego doskonale sprawę. Dlatego, gdy maluje cygańskich więźniów skupia się przede wszystkim na swojej pracy. Maluje, aby przeżyć. Dokładność jest zatem wskazana.

Po wojnie wyemigruje do Stanów, wyjdzie za mąż za rysownika pracującego dla Walta Disneya Arta Babbitta. Sama stanie się autorką takich kultowych animowanych postaci jak Ptaszek Tweedy, Kaczor Daffy, czy Speedy Gonzales. Obrazy namalowane podczas pobytu w obozie, cudem odnalezione w okresie powojennej zawieruchy, staną się obsesją malarki, która do końca życia będzie walczyła o ich zwrot z Muzeum Auschwitz-Birkenau. Po wojnie z numerem obozowym 61016 będzie próbowała szczęścia w totolotku.

Portrety Cyganów – dzieło i Dina Gottliebova – twórca, stanowią punkt wyjścia znakomitego reportażu Lidii Ostałowskiej „Farby wodne”. Dziennikarka za początek swojej opowieści obrała tragedie mieszkańców obozu koncentracyjnego w szczególności zaś Romów – grupy, ale też jednostki, przyszłej pani Babittowej, zmuszonej wykorzystać swój talent do celów „naukowych” nazistów. Reportaż otwiera wielowątkową i przerażającą zarazem opowieść o Zagładzie i całym jej szerokim kontekście – nienawiści, niezrozumieniu, niewiedzy i to zarówno w okresie wojennym, jak również powojennym.

Holocaust Romów jest jednym z najgorzej opisanych problemów Zagłady. Przyczyną tego stanu rzeczy jest niechęć samych Romów do mówienia o przeszłości i rozpamiętywania, ale również negatywny stosunek społeczeństwa europejskiego względem tej mniejszość, w konsekwencji – słabo słyszalny romski głos na arenie międzynarodowej. Dlatego do niedawna w ogóle nie mówiono o Holocauście w kontekście grupy, którą z tak niezwykłą determinacją prześladowali naziści, ale również ich sprzymierzeńcy. Dzięki zorganizowanym obławom, licznym denuncjacjom, łapankom (inicjowane nawet przez katolickich księży), trafiali do obozów koncentracyjnych, o ile wcześniej nie zostali zabici.

W samym obozie Auschwitz-Birkenau został utworzony specjalny odział Zigeunerlager dla „(…) francusckich i hiszpańskich Giitanów, niemieckich Sinti, Polskich Roma, rumuńskich Kelderaszów, wigierskich Lowarzy..”. Wiele klanów i rodzin na tym samym, zamkniętym terenie. To było wbrew zwyczajom i regułom Cyganów. Postrzegani przez niemieckich oprawców jak swoiste zjawisko, wolny naród, lojalny w obrębie własnego klanu, nie tak łatwo poddawali się regułą panującym w obozie. Dlatego z determinacją lekceważyli rozkazy esesmanów. „Brzęk bransoletek i furkot sukien” – to naoczni świadkowie zapamiętali z Zigeunerlager, ale też chaos, skandaliczne warunki higieniczne, dantejskie sceny śmierci, przemoc – przerażani byli nawet więźniowie innych części obozu. Zigeunerlager traktowano jako zbiorowisko, muzeum osobliwości, gdzie nawet nie próbowano stwarzać pozorów, że ważny jest los jednostki.

Szacuje się, że w wyniku prześladowań nazistów zginęło około pół miliona Romów. On sami próbowali i nadal próbują poznać losy swoich współbraci, poszukać tożsamości, własnymi słowami opisać Zagładę. Początkiem jest zmiana nazewnictwa tragedii. Dlatego nie Holokaust, lecz romskie „Porajmos” – pożeranie lub „Samudaripen” – ludobójstwo.

Ostałowska w swoim reportażu porusza wiele bardzo różnych i często nieznanych wątków okresu wojennego i powojennego. I to nie tylko w kwestii romskiej Zagłady. W swojej pracy próbuje zmierzyć się z problemem obozowej sztuki, problemem własności takiej sztuki. Z ambiwalentnym stosunkiem Polaków do Endlösung, fałszowaniem przez rodaków obozowych statystyk, czy w końcu z katolicką wyłącznością na tragedię Holocaustu. W tekście reporterki ukazane zostały także procesy zbrodniarzy wojennych, często zakrawające na farsę, i w końcu ten najważniejszy – przełomowy dla myślenia o ofiarach Zagłady – proces Eichmanna.

Krzysztof Czyżewski napisał o tekście Ostałowskiej: „Ta książka to jedno z największych osiągnięć polskiej szkoły reportażu”. Trudno się z tymi słowami nie zgodzić. Reportaż „Farby wodne” to, moim zdaniem, najlepsza polska publikacja traktująca o Holokauście, która kiedykolwiek ujrzała światło wydawniczego rynku. Napisana chirurgicznie precyzyjną prozą, wielowątkowa i wieloaspektowa, porusza tematy trudne i bolesne. Tę książkę należy znać!

***

Recenzja opublikowana na portalu „Lubimy Czytać”

4 komentarze

  1. Ines –
    bardzo dziękuję za dobre słowo 🙂
    To bardzo, bardzo ważny tekst. Jak dla nie pozycja numer jeden w mojej biblioteczce. Serdeczności wielkie 🙂

    Snoopy –
    bardzo dziękuję.
    Jak dla mnie to najlepszy polski tekst z zakresy tej problematyki. Wyważone, precyzyjne słowa. Szeroki kontekst wojenny i powojenny. Polecam serdecznie.

    Pozdrawiam ciepło 🙂

    Tetiisheri –
    faktycznie. Ważny i potrzebny tekst.
    Pozdrawiam serdecznie 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *