Fiu, fiu! Ten Rankov to musi być cholernie odważny człowiek! Mężczyzna piszący o macierzyństwie – jak nic należy mu się jakiś medal lub wyróżnienie (zresztą klika już otrzymał m.in. Nagrodę Literacką Europy Środkowej „Angelus”). Dlaczego odważny? Klarowna rzecz: bo przełamał tabu, bo zapuścił się w rejony zarezerwowane tylko dla kobiet, bo odważył się opisać bliskość, sakralną wręcz relację między dzieckiem a matką, i w końcu, co tu dużo owijać w bawełnę, sięgnął po doświadczenie, które nigdy nie było jego udziałem. Jednakże, mimo braku praktyki, stworzył sprawną i przekonującą opowieść, choć nie pozbawioną drobnych potknięć.
„Matki” to do cna przerażająca i wstrząsająca opowieść. Historia młodej kobiety, która po wyzwoleniu Czechosłowacji w ’45 zostaje niesłusznie oskarżona o zdradę radzieckiego kochanka i w następstwie trafia do gułagu, gdzie w nieludzkich warunkach rodzi syna. Chłopiec, który po ojcu nosi imię Aleksiej, oddany zostaje na wychowanie więziennej strażnice Irinie. Przy życiu Zuzannę trzyma świadomość, że jej dziecko jest bezpieczne i że może go widywać. Jednak, gdy kobietę po śmierci Stalina obejmuje amnestia, zmuszona jest wrócić sama do kraju. Zaczyna się jej dramatyczna walka o dziecko. Podobnie, choć co oczywiste w innych proporcjach, sześćdziesiąt lat później, o utrzymanie ciąży i akceptacje otoczenia walczy Lucia. Młodziutka studentka, która pisze pracę magisterską poświęconą historii Zuzanny i macierzyństwu w warunkach ekstremalnych. Dwie kobiety, których życie i wybory mają symbolizować zamknięty cykl życia, ale też wspólnotę doświadczeń: Zuzanna jest u kresu życia, Lucia, wbrew woli matki i otoczenia, rodzi właśnie swoje pierwsze dziecko.
Proza Rankova wyróżnia się krótkimi, żołnierskimi zdaniami. O sprawach ekstremalnych, trudnych pisze z chirurgiczną precyzją, nie pozostawiając złudzeń co do oceny sytuacji. Jak sceny gwałtu, czy walki o pożywienie w gułagu. Jednak w książce mało miejsca poświecono emocjom. Pewne rzeczy, jak oddanie dziecka Irinie, brak refleksji w przekazaniu prawdy chłopcu o jego pochodzeniu, budzą pewne wątpliwości. Wszystko dzieje się zbyt szybko i zbyt łatwo. Jednakże wydźwięk zdarzeń i tak przygniata serce i uruchamia wyobraźnie w sposób, którego byśmy sobie nie życzyli. I w tym tkwi właśnie siła prozy Rankova.
Jednak „Matki” to dobry i interesujący tekst. Po oprócz tego, że mówi o zachowaniach granicznych, to jeszcze ukazuje całe spektrum miłości macierzyńskiej, które wyróżnia, bez względu na odcień, przede wszystkim zupełne oddanie. I choć akcja powieści dzieje się w okresie powojennym, w czasie stalinowskich represji, to nie heglowska siła dziejowa jest bohaterką opowieści, ale miłość właśnie. Ta pierwotna i bezwarunkowa. I podobnie, jak w „Żarcie” Kundery, tak i tu, zdarzenia opisane budzą sprzeciw i niedowierzanie. Świadomość bezsilności jest, jak zawsze zresztą, mało komfortowa.
***
Właśnie czytam, ale z lekkimi obawami. Koleżanka mnie nastraszyła, że książka słaba, słabsza niż „Zdarzyło się pierwszego września”, a mnie się już „Zdarzyło…” niespecjalnie podobało. U Rankova „wszystko dzieje się zbyt szybko i zbyt łatwo”, jak piszesz, a ta prostota, mam wrażenie, miejscami przechodzi wręcz w infantylność… Ale czytam, pełna mimo wszystko dobrej woli, na razie nie jest źle. Zobaczymy, co będzie dalej.
i jak końcowe wrażenia? Mimo wszystko ja spodziewałam się "wow", ale był tylko dośc dobrze. Nie czytałam "Zdarzyło…, ale chyba jeszcze spróbuję.
Miałam to samo – z tym oczekiwaniem czegoś „wow” – przy „Zdarzyło się pierwszego września”. Rozczarowałam się, więc przy „Matkach” już nie oczekiwałam cudów. I rzeczywiście, „wow” i tutaj nie ma, książka jest niezła, problematyka ciekawa, tylko język Rankova jakiś taki płaski, a bohaterowie nie zawsze przekonujący. To się zresztą tyczy i „Zdarzyło się…”, niedługo będzie u mnie recenzja.
Zgadzam się, choć fabularnie ta książka ma duży potencjał. Czekam na recenzję 🙂