Jego habitatem pociąg. Znakiem rozpoznawczym zaś: cięty język, zmysł obserwacji, dystans do samego siebie i otoczenia, gloryfikowanie szczegółów i trudów podróży. Paul Theroux, bo o nim mowa, w drugiej połowie lat 80. rusza w podróż przez Chiny. Ze wschodu na zachód. Z północy na południe. Swoją podróż rozpoczyna w Anglii wraz z zorganizowaną, międzynarodową grupą turystów, przed członkami której ukrywa swoja tożsamość „znanego pisarza i podróżnika” (Byłem Paul, byłem bezrobotny i byłem wymijający, bo – jako rzecze Baudelaire – „prawdziwi wędrowcy jadą od niechcenia.”). A następnie przez Warszawę i Moskwę w końcu dociera do Chin, gdzie już samotnie kontynuuje wojaże. Jego roczna wyprawa pozwala mu zwiedzić zarówno wielkie, tłoczne miasta i miejsca atrakcyjnie turystycznie, takie jak: Xi’an, Pekin, Szanghaj, ale też słabo zaludnione i jeszcze nie zdetronizowane przez milionową turystyczną brać góry Tybetu. I jak zwykle podróżuje pociągiem (gdy w końcu przesiada się do auta, kończy się to katastrofą). Jednak należy pamiętać, że chińska kolej to specyficzny mikroświat, gdzie ludzie kochają się, kłócą, jedzą i plują. Gdzie okna są nieszczelne, jedzenie podłe a obsługa nieuprzejma i przepracowana (patrz: Polska roku 2015!). I że nigdy, ale to nigdy nie zdarza się pusty przedział. Paul Threoux czyje się jednak w tym warunkach znakomicie i zanurza się w chińskim świecie po sam czubek głowy. A im trudniej, tym lepiej. Frenetyczny nastrój nie opuszcza pisarza na krok.
Ale zanim Theroux dotrze do Chin, najpierw zwiedza Polskę. Wyśmienite i pyszne są kawałki o Polsce lat 80.:
Z okna pociągu Polska wydawała się krajem umierającym. Wyjałowione pola, sypiące się bloki mieszkalne, dziurawe drogi i wielkie, brudne fabryki. Ten kraj zdawał się gonić resztkami sił – widomie się trząsł – ale zamieszkiwali go najwrażliwsi i najuprzejmiejsi ludzie, jakich kiedykolwiek spotkałem, na wskroś delikatni i cywilizowani, co pewnie było powodem, że stale ich najeżdżano i okupowana.[1]
***
Theroux trafia do Chin w momencie, gdy do głosu dochodzą krytycy Mao Zedonga i „rewolucji kulturalnej”. W Kraju Środka następuje czas stopniowego otwarcia się na świat i tym samym czas ekonomicznej oraz turystycznej prosperity. Mimo że gołym okiem widać zmiany (zachodnia muzyka, barwne ubrania etc.), to i tak swobodna podróż Theroux przez Chiny nie jest możliwa. Otrzymuje więc przewodnika, pana Fanga, który nieznośnie depta mu po piętach i nie odstępuje na krok. Dla Theroux jednak Chiny, mimo licznych niedogodności, stanowią nieprzebrane morze kulturowych i osobowościowych odkryć. I choć pisarz, znany jest ze swojego ciętego języka i skłonności do psioczenia (które zresztą w jego wykonaniu brzmią jednak jak pieśń pochwalna), tym razem, do samego końca wyprawy, wykazuje się niebywałym entuzjazmem i niespożytą energią.
„Jechałem Żelaznym Kogutem” to wspaniały festiwal smaku, zapachu i chińskiej kultury. Wielką siłą tej opowieści, jak zwykle zresztą, jest szczerość Theroux. Pisarz krytykuje, nadinterpretuje, nie boi się wyrażać własnych emocji i opinii. Za nic ma, często zgubną, nadużywaną i źle rozumianą, poprawność polityczną. Często też się myli. Ale w tym tkwi właśnie siła tej historii, to jest właśnie clue tej książki, która należy, bez wątpienia!, do najlepszych w dorobku amerykańskiego autora.
* Motto Paula Theroux, które przyświecało amerykańskiemu pisarzowi podczas chińskiej wyprawy. Wszystkie cytaty za: P. Theroux, Jechałem Żelaznym Kogutem. Pociągiem przez Chiny, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2015.
[1] I jeszcze: Przyrzekłem sobie, że (…) pieniędzy nie przekażę Lechowi Wałęsie, przywódcy Solidarności, ponieważ Wałęsa wyznał kiedyś, że w życiu nie przeczytał ani jednej książki. Z pewnością nie zasługiwał na to, abym dzielił się z nim honorarium autorskim. Oraz: (…) Ale to w kwietniu, kiedy wszystko w Polsce wygląda tak posępnie, że nawet kaczki wydają się topić, a kury dostawać obłędu. Za miesiąc lub może wcześniej przyjdzie wiosna i wszystko odmieni, okryje kobiercem kwiatów. Mimo to okropny wydaje się los Polaka.
***
Recenzja opublikowana pierwotnie na portalu „Lubimy Czytać”
Z Theroux podróżowałam jak dotąd tylko raz – Ekspresem Patagońskim. Ciekawe, co dzisiaj Autor-podróżnik powiedziałby o Polsce i Polakach. Wiele się zmieniło, drogi nie wszędzie są dziurawe, nie wszystkie budynki brudne, ale my też się zmieniliśmy… Czy nadal jesteśmy tak "delikatni i cywilizowani"…?
Faktycznie to dzisiejsze spojrzenie mogłoby być równie interesujące…W Polsce wiele się zmieniło na dobre, choć martwią mnie wszędobylskie nastroje nacjonalistyczne…Ale z Theroux podróżować warto i zawsze! Jego książki to wspaniały mariaż humory i ironii oraz przygody i obserwacji. Polecam, polecam! 🙂
Obawiam się, że Polski nie zamieszkują już "najwrazliwsi i najuprzejmiejsi " ludzie, czego dowodem są ostatnie reakcje Polaków na sprawę uchodźców. I nie chodzi o racje, chodzi o wrażliwość. Taka jest cena cywilizacji (?)
Książka wydaje się ciekawa. Notuję 🙂
Pozdrawiam!