Opowieść biograficzna. A może nawet opowiastka. Trudno bowiem książkę Kaczorowskiego określić mianem rasowej biografii. Raczej to „podróż śladami” lub ewentualnie „obraz fascynacji życiem i dziełem”. Mam trudności z klasyfikacją, bo tyleż tej książce sprzyjam, co mam kilka zarzutów formalnych. Ale od początku i po kolei. Autor, podobnie jak wcześniej zrobiła to Monika Piątkowska w „Prusie”, obficie czerpie z powieści i opowiadań swojego bohatera. I podobnie jak dla autorki „Biograficznego śledztwa”, tak i dla Kaczorowskiego jest to sposób, żeby wypełnić białe plamy w życiorysie swojego bohatera. Kaczorowski jednakże, doskonale zdając sobie sprawę ze zbrodni gatunkowej, pisze o tym otwarcie (zresztą fragmenty autokreacyjne biografa są bardzo przyjemne i interesujące). Bo rzecz wiadoma, jakkolwiek „Śmierć pięknych saren” jest mocno autobiograficzna, to nadal mamy do czynienia z fikcją (sam Kaczorowski wytropił kilka nadużyć, a syn czeskiego pisarza zauważa: Konfabulacja – element podstawowy czeskiego pisarza). Ponadto, odniosłam wrażenie, że biografowi nie udało się wyjść z pudełka „dobrego, poczciwego Pavla”, że nie przeszedł przez próg domu swojego bohatera i nie zajrzał do każdej z szaf, że nie dotarł do wszystkich opowieści, do relacji synów, którzy przecież musieli strasznie cierpieć etc. W tym układzie Kaczorowski jest raczej uprzejmym gościem, starym dobrym przyjacielem niż dociekliwym dokumentalistą.
A jednak to się czyta. Czyta się i wzrusza. Bo przecież sam Ota Pavel to postać wyjątkowa. Urodził się jako trzeci, najmłodszy syn najlepszego sprzedawcy odkurzaczy w Czechach – Żyda Leo Poppera (później, z powodu szykan, rodzina zmieniła nazwisko). Podczas wojny, prawie wszyscy Popperowie zostali wywiezieni do obozów koncentracyjnych (szczęśliwie ojciec i bracia przeżyli), ale Ota na zawsze stracił poczucie bezpieczeństwa. Po wojnie pracował w radiu, później jako reporter sportowy, aż do momentu, gdy podczas igrzysk olimpijskich w Austrii objawił mu się sam diabeł. Ten epizod stał się początkiem choroby dwubiegunowej, z którą autor zmagał aż do śmierci w 1973 roku.
Pavel między kolejnymi atakami choroby obsesyjnie pisał. Wtedy też powstały jego najlepsze książki. Chociażby legendarna, wspominana wcześniej: „Śmierć pięknych saren”. Ta książka to hołd złożony własnej rodzinie i sielskiemu krajobrazowi pośród którego dorastał. Wędkowanie i rzeka. Przyroda i prowincja. Tak według czeskiego autora można definiować szczęście:
My chłopaki – a było nas trzech – bardzo chętnie jeździliśmy w okolice krzywoklackiego zamku. Wówczas nie wiedziałem dlaczego, dziś wiem. Mój tatuś już wtedy zrozumiał, że kiedyś mogę zobaczyć bulwary Paryża i drapacze chmur Nowego Jorku, ale już nigdy nie będę mógł całymi tygodniami mieszkać w chacie, gdzie pachnie w piecu chleb, a w kierzance ubija się masło, bo obok tych chałup będą kiedyś parkować skody, a w środku migotać telewizory, i podadzą tu człowiekowi kiepską czarną kawę i niedopieczony chleb.
Dla mnie ta biografia/niebiografia to opowieść o życiu naznaczonym chorobą. O obsesyjnej pracy twórczej. O ciągłej walce i próbie poczciwego życia. O literaturze szczerej, pięknej (nie bójmy się tego słowa!) i bezpretensjonalnej (ujmujące są fragmenty, które mówią o tym, jak Ota postanowił zostać pisarzem i zabrał się za czytanie najważniejszych dzieł z historii literatury, a potem nie czytał już nic, żeby przypadkiem się nie inspirować). „Pod powierzchnią” to w końcu rzecz o życiu skromnym, trudnym i nietuzinkowym.