Zanim Adam Ważyk napisał „Poemat dla dorosłych”, który miał wywołać przestrach, konsternację oraz burzę z piorunami. Zanim Ryszard Kapuściński pokusił się o swój polemiczny tekst „To też jest prawda o Nowej Hucie”, który rozsierdził już rozsierdzonych. Zanim Stalin umarł… . Wszystko, wydawać by się mogło, szło w dobrym kierunku. Przynajmniej tak twierdzili (mamili) ci, którzy dzierżyli ster władzy. Elektryfikacja, walka z bezrobociem, analfabetyzmem – jednym słowem: powojenna Polska miała się stać krainą mlekiem i miodem płynącą. Nie stała się, co dosadnie pokazuje książka Nesterowicza, i o czym dziś doskonale wiemy z wielu innych źródeł. Lecz dla rzeszy ludzi, ze wsi mniejszych i większych, nowa rzeczywistość umożliwiła nie tylko realizację marzeń, ale także była ich realizacją – marzeń o życiu, które do tej pory było dla nich nieosiągalne (i o tym także pisze autor książki. Zresztą pamiętać należy, że to pokolenie, które wziął pod lupę autor, przeżyło wojnę). Dostęp do nauki, mieszkań, awans społeczny – wszystko to, niemal na wyciągnięcie ręki. Pod sztandarem równości i sprawiedliwości społecznej. Niestety, jak wiemy, mit o tak łatwo dostępnym szczęściu rozsypał się w drobny mak. Ale zanim to nastąpiło, w młodych ludziach było sporo nadziei i wiary, że przy odpowiedniej determinacji i poświeceniu – możliwe jest wszystko.
Punktem wyjścia publikacji jest dziewięciotomowe wydanie pamiętników młodzieży wiejskiej opatrzone wspólnym tytułem „Młode pokolenie wsi Polski Ludowej”, nadesłanych na konkurs ogłoszony w 1961. Na ich podstawie autor wykreował czwórkę bohaterów: Mariana, Adelę, Jana i Reginę. Grupę, które nie tyle miały stanowić reprezentatywny zbiór pokolenia, ale raczej miała być wiarygodnym obrazem tego, co dzieje się w umyśle młodego człowieka awansującego społecznie tak szybko i tak gwałtownie. Celowo używam słowa „wykreował”, gdyż autor, powołując się na Wańkowicza, zastosował reporterską technikę mozaikową. Tj. z wielu biogramów stworzył jeden, lecz ten jeden opierając na faktach (tę technikę stosował wcześniej z powodzeniem Jagielski). Jednak autorowi nie zawsze udało się stworzyć obraz przekonujący. Mimo bardzo dobrych fragmentów i sugestywnej (jednak) narracji, trudno momentami dostrzec bohaterów z krwi i kości. Fabularyzowanie, tym samym fikcjonalność, czai się tuż za rogiem
Pomijając jednak ten zgrzyt formalny, reportaż Nesterowicza to rzecz ciekawa. Zmierzył się on bowiem z tematem trudnym, obszernym i wieloznacznym. My Polacy uwielbiamy stroić się przecież w piórka szlacheckiej tradycji i błękitnej krwi powszechnej, a tu mocny prztyczek w nos, że jednak z dziada pradziada to my jednak jesteśmy chłopy i chłopki. Nestorowicz zwraca jeszcze uwagę na inny aspekt Polski Ludowej, o którym dziś często zapominamy – że tamta ojczyzna nie tylko ciemiężyła, ale także (przynajmniej na początku) kusiła obietnicami, które na swój pokraczny sposób realizowała. Trudno, zatem winić biednych, ambitnych i młodych ludzi za to, że tak chętnie garneli się do ZMP. Wstąpienie do organizacji otwierało wiele drzwi i oferowało wiele możliwości. Sztafaż, szeroki gest i blichtr socjalistycznej, podnoszącej się z gruzów Polski mógł zbałamucić każdą, nawet mocno oporną duszę.
„Każdy został człowiekiem” to opowieść o wielkie fali migracji ze wsi do miast. O Polsce lat 50. W końcu o pokoleniu zauroczonym, oszukanym i koniec końców rozczarowanym hasłami Polski Ludowej.
***
Za książkę dziękuję Wydawnictwu Czarne
Dziś książka zawitała w moim domu. Pomimo zgrzytów i braków, już nie mogę się doczekać lektury 🙂
Warto, warto – temat rzeczywiście broni się sam. Dobrej lektury 🙂
To jedyne wydawnictwo, w przypadku którego wiem, że na pewno się nie zawiodę..:-)
a to prawda! Choć też zdarzają się ciut gorsze tytuły.
Kusi mnie ten reportaż. Przypomniało mi się teraz, jak jeden z moich profesorów stwierdził, że w życiu każdego z nas przyjdzie taki dzień, gdy poczujemy potrzebę poznania swoich korzeni, swoich przodków. Chyba Nesterowicz napisał książkę po części o naszych dziadkach (na pewno o dziadkach ludzi mojego pokolenia). 😉
To prawda. Taka Polska w pigułce. Warto, bo to temat arcyciekawy 🙂
Dodajmy dla ścisłości, że także Ważyk i Kapuściński mamili…
No tak.
Ja sobie doskonale zdaję sprawę ze swoich chłopskich korzeni. Po jednej stronie mam lubelszczyznę, a po drugiej tereny dzisiejszej Białorusi. Babcia ze strony mamy miała tylko jedną parę butów niebędącą drewnianymi chodakami, które wkładała w niedzielę przed kościołem. A książką się zainteresuję.