„Czy naśladujemy Boga?” O przyjaźni w Nowym Jorku słów kilka

W tym samym roku kiedy misja Apollo 11 miała zakończyć się powodzeniem a Neil Armstrong wypowiedzieć legendarne słowa „To jest mały krok człowieka, ale wielki krok ludzkości” Patti Smith i Robert Mapplethorpe wprowadzili się do niewielkiego pokoiku w Hotelu Chelsea. Miejsce, które od zawsze dawało wikt i opierunek tęgim umysłom i niebagatelnym osobowościom epoki, także dla tych dwojga młodych ludzi miało stać się początkiem wszystkiego. Przyczółkiem, z którego wyruszą w szeroko pojętą artystyczną drogę. W tę podróż w nieznane Patti Smith zabrała jedną podniszczoną walizkę i całkiem spory bagaż doświadczeń, ale także i co być może najważniejsze – niezachwianą pewność, że jest posiadaczką wielkiego talentu. Jednak nowojorskie ulice nie od razu będą dla niej hojne. Pierwsze miesiące okupione głodem i bezdomnością stanowiły swoisty glejt, przepustkę do świata spełnionych nadziei i marzeń. Okup, który należało zapłacić miastu cudowności. Lecz zanim słodkie sny się urzeczywistniły, zanim przyszedł czas spełnienia… najpierw nastąpiło przypadkowe spotkanie w księgarni i następne na brooklyńskiej ulicy, które jak się okazało było początkiem wszystkiego: wielkiej miłości, wielkiej sztuki, ale też przede wszystkim wielkiej przyjaźni. Dwoje niewinnych dzieciaków, którzy postanowili trwać razem mimo przeciwności losu. Cudowne i niezwykłe zderzenie dwóch planet.

Któż nie zna Patti Smith, jej albumu „Horses” i lekko chrypiącego głosu? Królowa punk rocka, która wytyczyła gatunkowi całkiem nową, intelektualną drogę. Malarka, rysowniczka, poetka, która nie bała się eksperymentować i szokować. Chociażby przytoczyć jeden z najbardziej znanych fragmentów jej poezji: „Chrystus umarł za cudze grzechy/ale nie za moje”, który do dziś brzmi jak wyzwanie rzucone konserwatywnej Ameryce. Ale jest też druga ważna, czy oby nie najważniejsza postać tej książki – Robert Mapplethorpe – artysta fotografik. To jemu teoretycznie autorka poświęca swoją opowieść, tworząc niezwykły mariaż autobiografii i biografii zarazem. Opowieść o dwojgu wspaniałych i uzdolnionych młodych ludziach, którym przyszło żyć w niezwykłych czasach i miejscu. Którzy nie bali się mówić otwarcie o swoich zdolnościach, którzy wierzyli w to, co robią, którzy mając „u boku” chociażby takie osoby jak Andy Warhol, czy Janis Joplin ekspolorwali własne obszary sztuki okraszając te specyficzne wyprawy dużą dozą przemyśleń i refleksji. Jak zauważa autorka:

W chwilach przygnębienia zastanawiałam się, jak sens kryje się w tworzeniu sztuki. Dla kogo? Czy naśladujemy Boga? Mówimy wyłącznie do siebie? Jaki jest ostateczny cel? Po co? Żeby dzieło znalazło się w klatce jednego z wielkich artystycznych zoo – Muzeum Sztuki Nowoczesnej, Metropolitan albo Luwru? Łaknęłam uczciwości, a jednak odkrywałam w sobie fałsz. Po co poświęcać się sztuce? Żeby się spełnić czy dla niej samej? Jeśli nie dajemy ludziom iluminacji, powiększanie tego nadmiaru poprzez własną twórczość wydaje się egocentryzmem. Często zasiadałam do wiersza albo rysunku, ale cała ta gorączkowa aktywność na ulicach, w połączeniu z wojną w Wietnamie, sprawiała, że moje wysiłki wydawały się bezsensowne.

Pięknie i niewinnie brzmią te słowa z perspektywy tylu lat. Zdewaluowane dziś pojęcie artysty, wtedy miało wymiar bardziej szczery i sensualny. Jak szczere i sensualne mogą być tylko dzieci:

Śmialiśmy się z naszych dziecięcych wersji samych siebie, mówiąc, że byłam złą dziewczynką, która starała się być dobra, a on był dobrym chłopcem, który próbował być zły.

Dwoje przyjaciół, których połączył symbol niebieskiej gwiazdy i poszukiwanie własnego środka wyrazu. Dla Patti stała się nim poezja i muzyka, dla Roberta wyzywająca i nowatorska fotografia.

Jest i trzeci bohater tej historii – Nowy Jork przełomu lat 60. i 70. XX wieku. Legendarne miasto, centrum kulturowego i politycznego wszechświata. Narkotykowe szalone noce, wolna miłość, mieszanka katolicyzmu i tantryzmu, studio Jima Hendrixa, koncerty The Rolling Stones, wprawki do woodstockowego festiwalu, manifest Johna i Yoko o końcu wojny…

W końcu uznaliśmy, że na tę noc porzucimy troski. Wzięliśmy trochę pieniędzy z naszych oszczędności i ruszyliśmy na Dwudziestą Czwartą Ulicę. Zatrzymaliśmy się przy kabinie fotograficznej w Playland i zrobiliśmy sobie zdjęcia – pasek czterech ujęć za ćwierć dolara. U Benedicta kupiliśmy hot doga i napój z papai, a potem wmieszaliśmy się w tłum. Marynarze na przepustkach, prostytutki, zbiegowie, wycyckani turyści i najrozmaitsze ofiary uprowadzeń przez kosmitów. Był to miejski deptak, przy którym ciągnęły się kina, stragany z pamiątkami, kubańskie jadłodajnie, bary ze striptizem i nocne lombardy. Za pół dolara można się było wślizgnąć do kina z fotelami wyłożonymi poplamionym aksamitem i obejrzeć zagraniczny film okraszony miękką pornografią. Dopadliśmy straganów z używanymi książkami – wytłuszczone szmirowate powieści i czasopisma z kociakami…

***

„Poniedziałkowe dzieci” to przepięknie (nie bójmy się tego słowa!) napisana opowieść o prawdziwej przyjaźni. O przyjaźni naznaczonej poświęceniem i oddaniem. Proza Patti Smith tak bliska jest poetyckiej frazie, że nie sposób oprzeć się wrażeniu, że mamy do czynienia z literaturą naprawdę wybitną. Magiczny świat wykreowany przez autorkę oferuje nam nie tylko wspaniałą i arcyciekawą narracyjną ucztę, ale także prawdziwe intelektualne święto. A ja poproszę o więcej takiego klepania:

Truman Capote zarzucił kiedyś Kerouacowi, że klepie w maszynę, a nie pisze. Ale Kerouac nasycił arkusze papieru swoim istnieniem, chociaż być może walił w klawisze. Ja zaś tylko klepałam.

Cytaty za: Patti Smith, „Poniedziałkowe dzieci”, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2012.

***

Recenzja opublikowana pierwotnie na portalu „Lubimy Czytać”

12 komentarzy

  1. Interesującą postacią jest autorka, i interesująco zapowiada się książka. A Twoja recenzja wodzi na pokuszenie;) Mam nadzieję, że uda mi się gdzieś znaleźć "Poniedziałkowe dzieci", bo ochota mnie naszła zdecydowanie 😉

  2. Dziś przedpołudniem w radiowej Trójce bardzo dużo uwagi poświęcono tej książce, nabrałam ogromnej chęci, by ją przeczytać. Nie jestem wielką fanką Patti Smith, ale fragmenty, które słyszałam i które czytałam zdecydowanie mnie przekonują. Niestety – w radiowym konkursie wygrać książki mi się nie udało…

  3. Próbowałam dzisiaj wygrać tę książkę w radiowej trójce. Nie udało się, ale Michał Nogaś tak entuzjastycznie o niej opowiadał, teraz przeczytałam Twoją recenzję …. Koniecznie muszę przeczytać "Poniedziałkowe dzieci". Tym bardziej, że Patti Smith uwielbiam :))

  4. Co jakiś czas natykam się na pozytywne wzmianki albo wręcz pełnowymiarowe zachwyty nad tą książką i zdecydowanie wpisałam ją na listę to-read – nie dość, że zapowiada się intresująco, to jeszcze jest autorstwa jednej z moich ulubionych piosenkarek.

  5. Dla mnie to jedna z najważniejszych książek ostatnich lat. Czytałam i nie chciałam skończyć. To uwielbienie Patti dla sztuki, to ciepło, które bije ze stron książki, obraz nowojorskiej bohemy, przewijające się przez książkę ważne postaci tamtego okresu. Wpadłam w ten klimat,wpadłam i ciężko z niego wyjść.

    1. Mag –
      na początku przepraszam, ze tak późno odpisuję.

      Ja również miałam podobnie – szalenie wciągająca lektura 🙂 Klimat książki niezwykły – taka powieściowy mikrorzeczywistość, którą stworzyć mogą tylko nieliczni i uzdolnieni;) Rewelacyjna pozycja, rewelacyjna 🙂

      moc pozdrowień 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *