Podróż śladami rosyjskiego serca i sumienia. Jacek Hugo-Bader „Dzienniki kolymskie”

Dwoje bohaterów ma najnowsza książka Jacka Hugo-Badera: Paputczików – ludzi drogi, mieszkańców Kołymy oraz Trasę, inaczej zwaną Traktem Kołymski lub Magadańskim. Ci pierwsi „towarzysze podróży, (…) z którymi jest ci po drodze (po rosyjsku – po puti). Dosłownie i w przenośni”  to osoby będące potomkami więźniów sowieckich łagrów, którzy próbują koegzystować w tym „Złoty Sercu Rosji” lub inaczej – „Biegunie okrucieństwa”. I w końcu droga – trasa licząca 2025 kilometrów, która wyznacza kierunek podróży reportera – od Magadanu do Jakucka. Budowana przez zeków (były więźniów stalinowskiego piekła), stając się w ostateczności ich miejscem pochówku, cmentarzyskiem ludzi pracujących ponad siły w nieludzkich warunkach klimatycznych. Trakt przez ziemie naznaczoną niewyobrażalnym cierpieniem oraz niezwykli bohaterowie, którzy decydują się żyć na planecie Kołyma.

 W pracy Hugo-Badera tych dwoje wyżej wspomnianych wyznacza dynamikę i kształt reportażu. Droga jest przyczynkiem, a ludzie celem poszukiwań. To właśnie z ich perspektywy poznajemy postradziecki świat Kołymy.
Trasa – M56. Głusza, nieprzyjazny uścisk mroźnej aury, wertepy. Polski reporter podróżując bezdrożami azjatyckiej części Rosji, próbuje poznać i opisać człowieka, który decyduje się żyć na „Wyspie Kołyma”. W miejscu na wskroś nieprzyjaznym – nie tylko ze względu na warunki klimatyczne, ale także biedę, infrastrukturę, postsowiecką mentalność urzędników i współobywateli. Powodów, aby zrezygnować i wyjechać z tego miejsca na zawsze jest naprawdę wiele. Kołyma – postrzegana przez resztę Rosjan jako odmienna rzeczywistość, inna planeta, gdzie egzystencja wymaga nie lada odwagi i hartu ducha. Dlatego napotkani ludzie, bohaterowie reportażu wymykają się wszelkim konwenansom. Z pozoru ponurzy, zamknięci w sobie, przy bliższym spotkaniu zyskują. Stają się szczerzy, otwarci, gotowi do pomocy. „Zwyczajny ludzie ” – Bader skupia się przede wszystkim na nich. Zresztą jak sam pisze: „Boże, a jakie tu wspaniałe gęby: zwykłe, dobre, szczere, jasne, otwarte, śmiałe, chociaż poorane przez życie. Oczy mądre, uważne, badawcze, ale bardzo pogodne, a nawet figlarne. Uwielbiam tych ludzi. Jaki ja jestem szczęśliwy, że wyjechałem z miasta”.
 To właśnie na tych wyjątkach ludziach oparta została opowieść autora. To im oddaje głos, to w końcu z ich perspektywy poznajemy Kołymę. Niezwykłą i na wskroś subiektywną. Hugo–Bader z godną siebie przenikliwością i darem reporterskim szpera w prawdziwej, rosyjskiej duszy, zakonserwowanej hektolitrami wypitej wódki, taniego spirytusu, gdzie serce jest na wskroś otwarte (reporter podczas swojej podróży tylko raz płacił za przewóz!) i gotowe do okazywanie przyjaźni. Z drugiej jednakże strony ta dobra, rosyjska dusza to również często złość, nienawiść i wszędobylskie złodziejstwo. Choćby przywołać ulubione powiedzonko rosyjskie: „Nie kradną, tylko biorą, co źle leży”. Bader daleki jest od idealizacji bohaterów.
Na początku „Dzienników kołymskich” reporter pisze, że nie chce powracać do okrutnej i przeraźliwej przeszłości, chce się przede wszystkim skupić na teraźniejszości. Jednak piętno łagrów daje o sobie znać w każdym miejscu, na każdym kilometrze drogi, w każdym człowieku. Potomkowie łagierników, zeków, to ludzie noszący w sobie wiele historii, absurdalnych wyroków na które zostali skazani ich przodkowie – jak chociażby ten za pobyt i szpiegostwo, który otrzymał były więzień niemieckiego obozu koncentracyjnego! Ogrom tragedii przytłacza. Jak pisze Hugo-Bader o „budowniczych” Kołymy: „Bo to ludzie wyjątkowi – oni widzieli dno życia, w łagrze przeszli granice, poza którą rozpada się wszelka dusza. Ale najbardziej będę chciał usłyszeć, co było później, jak z takim oświadczeniem żyć. Jak oni żyli?”.
Kołyma oddycha historią (koniecznie zatem warto przed lekturą tej książki zapoznać się z pracami Sołożnicyna, Applebaum oraz Szałamowa. Zresztą „Opowiadania kołymskie” towarzyszą reporterowi podczas całej podróży). Tu prawie wszystkie napotkane osoby są jej ofiarami. A każda kolejna opowieść, jak pisze autor, jest bardziej niezwykła od poprzedniej.
Droga, czyli opowieść Badera utkana jest z ludzkich rozmów, gawęd człowieczych. To wyjątkowe, luźne impresje. Zresztą, jak sama struktura dziennika nakazuje – to emocje spisane pod wpływem zdarzeń dnia codziennego. Jest tu zatem miejsce na opis pijackich libacji (w ciągu 36 dni autor uczestniczył w 19 – jak sam pisze – „tęgich popijawach”), „kultury i tradycji” spożywania wysokoprocentowego trunku, rodzinnych tragedii, spotkań z żarłocznymi i groźnymi niedźwiedziami, noclegu u córki Jeżowa. A to wszystko poza granicami sacrum i profanum. W samym środku rosyjskiej duszy. W samym środku rosyjskiej głuszy.
***
„Wład opowiada mi za krzaków, w które runął, idąc się wysikać. Że patrzę na Rosję ze swojego małego, kulawego, europejskiego taborecika i że jak Rosjanie potępią swoją przeszłość, to nic nie zostanie. Historia ich niełatwa. Łatwo obsikać sobie dwa palce – mówi filozoficznie Wład i znowu przewraca się w krzaki”.
Wszystkie cytaty pochodzą z: „Dzienniki kołymskie”, Jacek Hugo-Bader, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2011
***
Recenzja opublikowana na portalu „Lubimy Czytać”

16 komentarzy

  1. Karolina –
    zgadzam się 🙂 Ja również cenię i bardzo lubię teksty Badera. To wspaniały gawędziarz! Jego teksty to wyśmienita uczta. Myślę, że również ta książka ci się spodoba 🙂
    Pozdrawiam.

    Tetiisheri –
    koniecznie! 🙂 Pozdrawiam

    Monotema –
    jak dla mnie "Biała gorączka" jest najlepszym tekstem Badera. Ale myślę, że lekturą "Dzienników…" również będziesz ukontentowana 🙂
    Serdeczności 🙂

    Makiwara –
    faktycznie. O szczegółach można poczytać na stronie Wyd. Czarne.
    Jak dla mnie, co zresztą napisałam w recenzji, ważny jest ten subiektywny ludzki kontekst opowieści. I oto chyba chodziło autorowi. Polecam lekturę 🙂
    Pozdrawiam.

    Tomek –
    to w takim razie koniecznie pierwsza musi być "Biała gorączka". Rewelacyjny tekst.
    Serdeczności.

  2. Witam!
    Po lekturze (również po zapoznaniu się z krytycznymi opiniami) stwierdzam, że w książce, owszem, zdarzają się błędy merytoryczne, ale, w moim przekonaniu, nie obniżają one jej wartości. Była napisana bardzo szybko, co można zresztą dostrzec w trakcie czytania. Dlatego też uważam, że nie jest to rewelacyjna pozycja, ale z pewnością godna uwagi. Bader napisał jeszcze „W rajskiej dolinie wśród zielska”. Tę pozycję oraz „Białą gorączkę” uważam za nieco lepsze od „Dzienników…”, chociaż i te są warte przeczytania. Co do wiedzy Badera na temat Rosji, to nie jest ona aż tak obszerna. Jest kilku polskich reporterów, którzy przewyższają go pod względem merytorycznym – np. Wojciech Górecki. Bader ma jednak pewien dar, który sprawia, że trafiają mu się niezwykli rozmówcy. Dociera też w ciekawe rejony. Książka naprawdę dobra – również polecam i serdecznie pozdrawiam,
    Leszek, czyli połowa duetu przeczytawszy.

  3. Też chciałabym kiedys przeczytać tę książkę ("W rajskiej…" i "Białą…" przeczytałam i są świetne), ale narazie muszę z głowy pozbyc się głosu autora, który czyta ja w Trójce i jakos mi strasznie nie pasuje 🙂 Pozdrawiam!
    banita

  4. Przeczytawszy –Leszek
    Uważam, że „Biała gorączka’ jest najlepszym tekstem Badera. Bez wątpienia Bader to świetny gawędziarz. Jak napisałam w swojej recenzji – to subiektywna relacja i niech taka pozostanie. Uważam również, że pośpiech jest niestety widoczny w pracy reportera – ale ja akurat lubię formę jaką jest dziennik, szczególnie emocje spisywane na bieżąco, dlatego nie odczuwam tego elementu jako strasznie rażący.
    Chciałam również nawiązać do twojej recenzji a szczególnie do książki Domosławskiego.
    Ja nie doszukiwałbym się „naginania faktów” u Kapuścińskiego, czy też Badera – to raczej literacka konwencja, zabieg pisarski do którego Bader otwarcie się przyznaje natomiast Kapuścińskiemu (chyba) nie starczyło czasu. Aczkolwiek uwielbiam ich pisarstwo – Badera za esencje słowa a Kapuścińskiego za odkrycie dla mnie Afryki 🙂
    Do Góreckiego chętnie zajrzę – nie miałam jeszcze przyjemności 🙂
    Serdeczności i pozdrawiam 🙂

    Monotema –
    Bardzo się ciesze 🙂 Naprawdę wiele lekturowej przyjemności 🙂
    „Dzienniki” bodajże też. Ja nie chciałam psuć sobie całości lektury.
    Pozdrawiam 🙂

    Banita –
    Ja również podczas lektury „Dzienników” miałam taką samą sytuację. Słyszałam cały czas głos autora. Uwielbiam ten głos. Na stronach książki Bader jawił się właśnie jako straszny gawędziarz – takie wrażenie mam również, gdy słyszę go w Trójce 🙂
    Samą książkę gorąco polecam 🙂
    Pozdrawiam 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *