W tym poście nie będzie statystyk. Nie znajdziecie też w nim twardych informacji o tym, dlaczego warto czytać (rozwój, wiedza etc.), gdyż są to sprawy bezmiar oczywiste. Ten wpis będzie za to o mojej radości z życia z książkami i życia w książkach. Do wpisu zainspirowała mnie nieoceniona w zasługach dla literatury Justyna Sobolewska, która wznowiła niedawno (nakładem Wydawnictwa Iskry) swoją świetną „Książkę o czytaniu”. Publikację będącą właśnie hołdem lennym, hosanną, peanem na cześć i chwałę życia z książkami. A czy może być dla czytelnika coś przyjemniejszego niż lektura książki o książkach? (chciałam porównać to do czytania przez np. amatora pączków książki o wypieku pączków, ale jednak zdecydowanie lepiej pączka zjeść niż czytać o różnych rodzajach posypki i lukru). Ktoś nie w ciemię bity zaraz rzutko odpowie: tak! Może być coś ciekawszego! Lektura arcydzieł, lektura powieści przy których kręgosłup tężeje (za Nabokovem: Mądry czytelnik czyta książkę geniusza nie sercem, nie mózgiem nawet, ale kręgosłupem) i pewnie rację też będzie miał ten wyimaginowany sceptyk. Lecz lektura książek o książkach, to rzecz nad wyraz przyjemna i pokrzepiająca dla alfabetycznego heroinisty. Gdyż „Książka o czytaniu” jest doskonałym dowodem na to, że po świecie błąkają się bratnie dusze, dla których czytanie również jest sensem i paradygmatem egzystencji. Bo kto lepiej zrozumie czytelnika absolutnego niż drugi czytelnik absolutny? Kto wie z jakim ryzykiem wiąże się czytanie po szkolną ławką, pod kołdrą, w wannie, w tramwaju, w toalecie… – ten zrozumie. Wyjątkowe porozumienie, a co za tym idzie: wielogodzinne dyskusje nad problematyką zagiętych rogów, porządku na regałach, okładek w kontekście treść… – jakże Sobolewska o tym pięknie rozprawia. Podążając śladami i wraz z m.in. Jorge Borgesem, Anne Fadiman, Jackiem Dehnelem, Umberto Eco, Italo Clavino, Janem Gondowiczem uprawia wspaniałą, zaraźliwą i euforyczną (przynajmniej dla mnie) pochwałę czytania.
Książka Sobolewskiej jest moją biografią. Zawłaszczam książki, żyję nimi i z nich. Piszę po nich, zaginam całe strony, pożyczam, ustawiam w chybotliwe stosy i stosiska. Zakładam jedną drugą. Książki piętrzą się w moim domu w niemal każdym pomieszczeniu. Kurzą się i mimochodem zdobywają nowe przestrzenie i pomieszczenia. Próbowałam nad tym zapanować. Chybiona moja wiara w powodzenie. Egzemplarze recenzenckie, te zakupione własnym sumptem oraz egzemplarze z macierzystego wydawnictwa – rozprzestrzeniają się niczym dobra nowina. Podobno zawsze tak miałam. Legendarny jest już mój pierwszy stos, który wyrósł przy moim dziecięcym łóżeczku – najpierw eksplorowany z mamą, potem już samodzielnie (Plastusiu, jakże ja tęsknię!). I sielskie, mityczne już wakacje u babci, gdzie biblioteka była po drugiej stronie łąki/zaniedbanego boiska i do której to biegałam nawet kilka razy dziennie (I te emocje kiedy Gilbert w końcu poprosił Anię o rękę! I Siesicka jeszcze. Jeszcze ona!). Zawsze książki. Przystań i podpora – szczególnie w okresie dojrzewania jako forma, nie ma co ukrywać, eskapizmu. I dorosłe życie, życie zawodowe – praca najpierw bibliotece, teraz w wydawnictwie. Ponadto, jestem, muszę przyznać z ciężkim sercem, trochę nazistą czytelinczym: nie ufam ludziom, którzy w domu nie mają książek. Nie rozumiem też, jak dobrowolnie można odciąć się od przyjemności jaką niesie za sobą lektura. Ale za to jestem egalitarna: nie ważne, co. Ważne, że się czyta. Wierzę, że każdy w swojej biografii czytelniczej dojrzewa z czasem do bardziej wymagających opowieści (jestem idealistką?). Kolekcjonuję słowa. Ufam, podobnie jak Kapuściński, że literatura może zmienić świat. A przynajmniej go tłumaczy. Nie jestem impulsywnym czytelnikiem. Ze względu na ograniczenia czasowe staram się dość świadomie podchodzić do wyboru lektury. A poza tym: innej drogi niż droga czytelnicza nie znam i nie mogę/nie chcę sobie wyobrazić:
[…] literatura nie jest od dostarczania dowodów na istnienie ładu świata. Od tego jest nauka. Literatura wydobywa z ludzkiego istnienia sprzeczności, komplikację, bycie „za, a nawet przeciw” równocześnie. Udowadnia, że można – jak autor – wierzyć w utopię i twardo stać na ziemi; być emocjonalnym prawicowcem i racjonalnym lewicującym progresistą.
„Dobrze się myśli literaturą” Ryszard Koziołek
Książka o czytaniu to coś dla mnie, choć raczej nie jestem czytelnikiem absolutnym. Pod szkolną ławką zdarzało mi się czytać często, ale w pod kołdrą, w toalecie, w wannie – nigdy 🙂 Justyna Sobolewska, o ile się nie mylę, jest córką Anny Sobolewskiej, autorki książki „Cela. Odpowiedź na zespół Downa”.
Nigdy w toalecie? Jest specjalny dział eseistyki zajmujący się tą dziedziną 😉
A u mnie Sobolewska jest na cenzurowanym od czasu, kiedy przeczytałam jej recenzję "Dzienników kołymskich", z której wynikało, że tej książki raczej do końca nie przeczytała albo zrobiła to wyjątkowo pobieżnie. Ja tam jestem bardzo pamiętliwa;).
Życzę udanego urlopu:).
no patrz! Kto by się spodziewał. Ale za Festiwal w Szczebrzeszynie (chociażby) powinna znów zapunktować 😉
Dziękuję 🙂 Mam nadzieję, że tak będzie 🙂
Nie znam książki Sobolewskiej, ale bardzo ją lubię jako osobę. Pewnie kiedyś sobie tą książkę nabędę. Chciałam rzec , że mam bardzo podobnie. Zazdroszczę całościennego regału – marzę o zabudowanej ścianie, gdzie mogłabym sobie bez problemu układać wszystko co mi się wala, bo nawet po porządkach, mam wrażenie że wszystko za chwilę runie 😉 oby nie!
Kocham książki, pławienie się w słowach, historiach opowiedzianych, poznawać nowe strony świata dzięki podróżniczym książkom.. mogłabym tak gadać długo, ale po co 🙂 Przecież wiadomo o co chodzi 😉
Książę polecam, bo rzecz smakowita. A regałów życzę. Dla mnie to była sprawa elementarna jak budowaliśmy dom 🙂
U nas to też porozumienie dusz 🙂
Na pewno wolę domy z książkami, ale nie jestem w tej sprawie aż tak stanowcza 😉 Od niedawna prawie wszystko do czytania mam w czytniku, czyli księgozbiór będzie mi przyrastał wolno: tylko o książki, które nie mają sensu w postaci elektronicznej albo pozycje starsze. No dobrze, też o rzeczy, które dobrze jest mieć na półce ze względu na szczególny sentyment. Oj, czytnik czynikiem, ale wygląda na to, że i tak nowe książki będą się pojawiać 🙂
A Gondowicza czytałaś? Jedyny w tym zestawie piszących o książkach jest mi całkowicie nieznany.
Ja gromadzę głównie reportaż i literaturę piękną. I tu się zgadzam, że warto mieć klucz doboru, gdyż niektóre książki są jednorazowego użytku 😉
A Gondowicza polecam szczególnie – świetne piór i erudycja 🙂
dzięki za link 🙂 Ja również uwielbiam takie książki o książkach 🙂
Byłem bardzo blisko zakupu, w Zakopanem będąc. Ale z czasem na pewno się skuszę, bo to i o mnie. A z potomstwem mam podobnie. Czytamy dużo i przyznam, że jestem pod wrażeniem poziomem książek dla dzieci.
Ale, ale – nie byłbym marudnym Pożeraczem, gdybym nie poczynił pewnego veto. Nie do końca zgadzam się z tym szczęściem. Inteligencja, świadomość innych, empatia i inne cechy rozwijane przez czytanie mogą prowadzić do stanów przeciwnych do szczęścia.