Marinina Aleksandra „Męskie gry”
Moskwa lata dziewięćdziesiąte XX wieku. Jedna dobra kobieta przeciwko wielu, złym typkom płci męskiej. Ona sprawiedliwa – reszta już nie bardzo. Ona odważna i piękna. Oni – tchórzliwi i brzydcy. W skorumpowanej stolicy Rosji – tylko ona jedna (podkreślam!), ona jedna przeciwstawia się złu tego świata nie patrząc na konsekwencje. Dodając do tego kiepską, bo przewidywalną fabułę, morderstwa, które naszej bohaterki – major Kamieńskiej – nawet nie poruszają – ba – nawet za bardzo nie interesują – mamy oto średniej klasy kryminał, który nie zachwyca i basta. Kryminał, który i owszem porusza się po utartych ścieżkach swoich wielkich poprzedników (Chandler, Conan Doyle etc.) bowiem, a i owszem mamy tu morderstwo-morderce (nawet wielu, w przypadku tej książki)-śledztwo-śledczego no i finał-odkrycie, ale jakoś to wszystko posklejane nie tak „jak należy”. Akcja umyka i rozchodzi się jakoby na boki, że aż wypadałby chwycić się pod boki i zawołać: no szybciej, niech coś się do cholery dzieje! Nudno – 100 strona, nudno-200 strona, nudno-300 strona, nudno-400 strona i również nudno-500 strona. Sam pomysł na fabułę nie najgorszy – kilka morderstw dokonanych tym samym sposobem, kilku podejrzanych – a to wszystko w mrocznej, mroźnej Moskwie. I to zachwyca. Opis stolicy Rosji – rzetelność, realizm przedstawienia na szóstkę. Ale kurczę co z tego, że wszystko „się rozłazi”. Namęczyłam się z tą Marininą, och namęczyłam. Zresztą przystopowała moje czytelnicze zapędy na jakieś 1,5 tygodnia. I tylko dlatego, że jest kobietą:
Moja ocena: 3/6.
W pracy. Pierwszy piątkowy dyżur popołudniowy. Bardzo go zresztą lubię. Tylko ja i tysiące książek – sam na sam. Bo nie ma co się łudzić, że przybłąka się jakiś uczeń. Miodzio! Miałam tego nie czynić, no ale cóż- taki charakter – zabrałam do domu kolejne książki (mimo olbrzymiego stosu przy łóżku, grzecznie oczekującego) – Karen Blixen „Niewinne mścicielki” oraz (w końcu namówiona przez koleżanki, aczkolwiek mimo wszystko sceptyczna) Jodi Picoult „Dziewiętnaście minut”. Się zobaczy, jak mówią mędrcy tego świata. Chciałam się również pochwalić, że w ramach wyzwanie „Rosja w literaturze” dostałam od Iwonki wspaniałą, wyszytą Matrioszkę. Za którą bardzo dziękuję.
….teraz to już tylko ja, książki i płynące z radiowej „Trójki” dźwięki Pearl Jam.
Jednym słowem naprawdę dobry dzień!
P.S. A jednak przyszedł (przybłąkał!) się jeden uczeń. Chyba się spóźnił na pociąg, bo innej opcji nie ma 🙂
Marinina wciąż przede mną, ponieważ współczesne kryminały tak średnio mnie pociągają (są wyjątki oczywiście, ale to świeże znajomości, jak Mankell czy Izzo). Może to się zmieni jeszcze, ponieważ również pod wyzwanie rosyjskie mam zamiar popróbować nowego 🙂
Piątek w bibliotece naprawdę tak odludnie wygląda? Muszę zapamiętać na przyszłość, żeby celować w taką spokojną atmosferę. I będę już wiedziała o co chodzi, gdy ktoś się zapyta niewinnie o przegapiony pociąg 😉
Ha, to jednak miałam nosa, że z półki nie brałam jej kryminałów 😉 Jakoś tak mi nie podchodziły okładki i zachęty z tyłu. A co do Picoult, to ostatnio tez na próbę wzięłam jej jedną książkę i to jednak czytadło. Wciągające, nie najgorsze, przyznaję. Raz na jakiś czas można sobie wziąć dla relaksu, ale bez oczekiwania czegoś wielkiego i jako must read.
O proszę, a tyle zachwytów już słyszałam! Dobrze, że pojawiają się również inne opinie, bo pewnie bardzo bym się napaliła i rozczarowała…
To chyba najsłabsza książka tej autorki. Też od niej zaczynałam i dziwiłam się, skąd te zachwyty. Potem było już lepiej. Pozdrawiam:)
"Męskie gry" to najsłabszy kryminał tej pisarki . Przeczytałam wszystkie po polsku, ale na szczęście nie zaczynałam od niego. Może inne bardziej Ci się spodobają.
Maioofko – jeśli nowe, to niekoniecznie Marinina. Przyznam się, że jeszcze Menkela nic nie czytałam – na razie oglądałam, ale wszystko przede mną. Ja bardzo lubię kryminały, ale bardziej w konwencji historycznej np. Krajewski. A te współczesne – faktycznie nie zachwycają. W piątkowe popołudnie biblioteka jest tak puściutka, że wiatr hula na regałach, także myślę, że to faktycznie dobra pora odwiedzin 🙂
Kornwalio – myślę, że potraktuję Picault podobnie jak ty – czytadło, konieczne do przeczytania 🙂 Ciekawe jaka będzie moja opinia o tej autorce. Aż nie mogę się doczekać 🙂 Ufff ta przyjemność czytania (zaskoczenia)!
Futbolowo – ja akurat tej Marininy nie polecam. Ale jak napisała Nutta może to pierwsza, najgorsza cześć? Trudna sprawa.
Nutto – życie mi uratowałaś 🙂 Cieszę się, że nie tylko mnie ta Marinina się nie podobała. Być może teraz sięgnę po inną jej książkę. :)Skoro warto…:)
Szamanko – to już druga opinia, że to najsłabsza książka Marininy.Jednym słowem miałam pecha 🙂 Teraz czuję się zobowiązana sięgnąć po jej następną! A nich stracę 🙂 pozdrawiam 🙂
Mnie Marinina, ta zachwalana i adorowana Marinina, ogromnie rozczarowała. Czytałam trzy jej książki i muszę przyznać, że zupełnie mnie nie wciągnęły. To bardzo mierna pisarka, o sztucznym, pretensjonalnym stylu i nieciekawej prowadzonej akcji. Nie przeczytać jej książek to żadna strata. Zresztą, podobne odczucia mam wobec Virginii Woolf (jałowa, przegadana, zasupłana w swoich emocjach) oraz wobec Grażyny Plebanek (o swoich wobec niej zastrzeżeniach pisałam w komentarzach na jednym z książkowych blogów, ale, jako że prawie mnie za nie zlinczowano, więc już nie napiszę, bo nie chcę się znowu użerać z napastliwością ewentualnych wielbicielek).
*nieciekawie
Marinina nie pasowała mi w ogóle, jedynie "Kolacja z zabójcą" (to chyba pierwsza książka o Kamieńskiej) była jakby ciekawsza.
Ale z rosyjskich autorek w ten deseń zawsze lubiłam Dońcową, a przynajmniej te jej książki wydawane do 2005 roku, bo ostatnio powróciła, ale nie czytałam i nie wiem czy warto. W każdym razie "Nieściśle tajne" i kolejne tomy o Darii Wasiliewnej są naprawdę dobre. Tylko bardziej w stylu Chmielewskiej, więc zależy też jak kto lubi.
A i tak najgorsze są książki Tatiany Polakowej, tych dopiero nie mogłam czytać.
Zastanawiałam się, czy nie spróbować Marininy w związku z wyzwaniem rosyjskim. Ale chyba jednak nie. Jakoś kryminały to nie moja działka.
Jabłuszko – zgadam się z Tobą jeśli chodzi o książki Marininy. Jeśli chodzi o V. Woolf – to jestem odmiennego zdania. Bardzo lubię i ceni jej pisarstwo. Plebanek niestety nic nie czytałam. Jeśli chodzi natomiast o Twoje nieprzyjemne doświadczenia z komentowaniem książek „lubianych i uznanych” to uważam, że każdy ma prawo do własnej, odmiennej opinii. Jeśli coś nie podoba mi się, to o tym po prostu piszę nie zważając na to, że ktoś napisał np. o jakimś tekście w samych superlatywach – jak to miało miejsce w przypadku wyżej zrecenzowanej pozycji. Po to też ten blog założyłam, aby wyrażać moją własną, niezależną opinię na temat książek, ale też po to, aby móc usłyszeć opnie(odmienne) innych osób. Dzięki właśnie takim dyskusją tworzy się swoisty ferment intelektualny i można zahaczyć ona o różnorodne (czytaj bogatsze) sfery kultury (literatury). I basta:) Mnie też wiele rzeczy książkowych nie przypadło do gustu – mimo powszechnego uznania np. Prousta. Trzeba walczyć o swoje! A co tam! Jednozdaniowość jest po prostu nudna. Pozdrawiam 😀
Liritio – cieszę się, że nie jestem jedyna jeśli chodzi o niechęć do Marininy. A nawet bym powiedział, że z komentarzy wynika, że jest nas cała grupa 🙂 Ja jak na razie mam serdecznie dość kryminałów i z wielką przyjemnością czytam teraz "Zapach cedru". Pozdrawiam 🙂
Ultramaryno – Nie próbuj! oj,nie próbuj! Odradzam postokroć 🙂 Pozdrawiam 😀
a mnie się ona bardzo podoba i nawet ta recenzja tego zmienić nie może. I jej powieści, i serial na nich oparty. Postać Kamieńskiej, czytanie o niej w kolejnych tomach, to jak odwiedzanie znajomej. Fajna z niej babka.
Kasiu – ja się niestety nie przekonałam. Trudno będzie mi sięgnąć po jej następny tom. Ale podobno ta cześć jest najgorsza, więc może, niebawem spróbuję jeszcze raz cosik Marininy poczytać. Pozdrawiam 😀
A ja podzielam zdanie Kasi. Chociaż serialu jeszcze nie widziała to książka podobała i wobec tego ekranizacji pewnie sobie też poszukam.