Indyjski patchwork. Paulina Wilk „Lalki w ogniu. Opowieści z Indii”

Banałem jest stwierdzenie, że Indie to kraj kontrastów. Wielobarwny, różnorodny a przy tym wyjątkowo nieuchwytnym. Zbyt wiele aspektów, aby opisać go w jednym tomie. Można uchwycić jeden fragment, skupić się wycinku rzeczywistości wtedy możliwy jest potencjalny sukces. Dla reportera to prawdziwe wyzwanie. Paulina Wilk, dziennikarka „Rzeczypospolitej” zdaje się wychodzić z tego pojedynku zwycięsko. „Lalki w ogniu” to uporządkowany, nad wyraz systematyczny obraz kraju Indiry Gandhi. Skupiony na elementarnych aspektach tego niezwykłego obszaru tj. religii, prawie, kulturze jest wyjątkowym „przewodnikiem dla początkującym”. Pierwszym tekstem z którym warto się zapoznać zanim wyruszymy w podróż na kontynent azjatycki.

Paulina Wilka opisując Indie jest przybyszem, osobą z zewnątrz, która zmierzyła się z różnorodnością kraju opisując go w opozycji ubóstwo – bogactwo. Klucz, którym posługuje się dziennikarka nie jest tylko domeną obcych. Suketu Mehta bodaj w  najważniejszej książce o Indiach „Maximum City Bombaj”, która ukazał się na polskim rynku wydawniczym w ostatnich latach, również używa tego wytrycha. To bowiem pierwszy, najważniejszy kontekst, który wyznacza ramy opisywania i ujarzmiania Indii. Dla hinduskiego pisarza to problem znany z autopsji, otoczenie w którym dorastał i żył. I choć należał do kasty uprzywilejowanych to biedy w Indiach nie można zignorować, nie można funkcjonować bez jej piętna. Mehta doskonale to rozumie. Dlatego także dla Wilk ubóstwo stanowi punkt zaczepienia, początek i fundament tekstu. „Lalki w ogniu” pisane w tak silnej opozycji to świetnie skrojony, niebanalny tekst. Już pierwszy rozdział poświecony kobiecości, bliżej płodności hindusek jest doskonałym studium indyjskiej mentalności, gdzie spełnienie życzenia „Obyś była matką tysiąca synów” stanowi wyznacznik szczęścia i pełnego spełnienia w roli żony. Kolejne części tekstu wprowadzają nas w świat Indii jakich nigdy nie poznamy z perspektywy turysty. Zewnętrzna bieda jest tylko/aż łatwo dostrzegalnym skutkiem. Resztę, nieuchwytną dla mało spostrzegawczego obserwatora, próbuje opisać i okiełznać autorka. Wilk mieszkając przez pewien czas w Kalkucie, świetnie przygotowana merytorycznie maluje obraz codzienny tego wielobarwnego kraju. Kilkugodzinne dojazdy do pracy, nieokiełznany tłum ludzi, wszędobylski brud, egzystencja na granicy śmierci głodowej (żebrzące, okaleczone dzieci, sieroty i starcy, bezdomne rodziny), choroby i niewyobrażalne ubóstwo, życie na ulicy (intymne czynności wykonywane na oczach wielu czujnych obserwatorów – „Republika latryn”), czy w końcu analfabetyzm to tylko niektóre szkice wprowadzające nas w świat, który trudno zrozumieć Europejczykowi. Z jednej strony wzorce z krajów lepiej rozwiniętych, zachodnie koncerny, życie stylizowane na amerykańskie standardy z drugiej trwały i nienaruszalny podział kastowy. Węzeł gordyjski azjatyckiego państwa. Dwa światy – jak naczynia połączone – jedno wyznacza istnienie drugiego. Biedny nie otrzyma pacy, co za tym idzie zarobku, bogaty bez odpowiedniego kontekstu nie będzie mógł się wyróżniać, nie będzie miał (prawie) darmowej siły roboczej.

Osobny rozdział autorka poświęca analfabetyzmowi, czego pretekstem staje się opis wyjątkowego miejsca – College Street. Jak pisze: „Wobec obfitości tych kilku ulic reszta kraju wydaj się literacką pustynią – w innych miastach księgarnie są samotnymi wysepkami, rozrzuconymi w różnych dzielnicach i wybiórczo zaopatrzonymi. Ale tu można spędzić życie,  błądząc wśród tomów z różnych kultur i czasów – College Street jest jak paszcza wieloryba, która przez dwa stulecia opływał kulę ziemską, połykając po drodze książki. Leżą tu teraz wymieszane, w najdziwniejszej bibliotece świata, wszystkie na równych prawach (…). Każda po przejściach, każda z inną historią – są zwożone na College Street hurtowo, jak do przytułku, będącego ich wybawieniem albo cmentarzyskiem (…). Miejsce tak fenomenalne jak Collage Street mogło powstać tylko w kraju, w którym książka pozostaje świętością, talizmanem. Całowanym, jeśli upadnie na podłogę (dwa ostatnie zdania fenomenalne!). Czytelnictwo w tym wielomilionowym kraju to przywilej dostępny dla wybranych. Gazeta lub wolumin to sacrum. Być czytelnikiem znaczy należeć do elitarnego klubu. Ciekawy i niezwykły obraz w kontekście zdewaluowanej zachodniej kultury słowa.

„Lalki w ogniu” to nietuzinkowy tekst z którym warto się zapoznać. Przyzwoity fragment multikulturowych Indii. Kawał dobrej reporterskiej roboty, który pochłania bez reszty w jedną nieprzespaną noc.

***

Wszystkie cytaty pochodzą z: Paulina Wilk „ Lalki w ogniu. Opowieści  Indii”, Carta Blanca, Warszawa 2011.

6 komentarzy

  1. Zgadzam się ze stwierdzeniem, że tekst świetnie się czyta, nie mogłam się oderwać. Wstrząsnęła mną przede wszystkim sytuacja kobiet. Książka na pewno nie pozostawia czytelnika obojętnym. Dziękuję za interesującą recenzję.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *