Czy istnieje coś bardziej granicznego niż połączenie religii i seksualności?! Seksualności jednakże nie w kontekście uładzonej teorii, lecz takiej w rozumieniu dosłownym – pełnej płynów, wydzielin, potu, łez i nagich bezbronnych ciał. Pierwszoplanowa postać książki „Miesiąc niedziel”, wydanej właśnie w Polsce, to kwintesencja i połączenie tych dwóch na pozór różnych pierwiastków. Pastor Thomas Marshfield, bo o nim mowa, bohater książki znakomitego amerykańskiego pisarza Johna Updika, który za popełnione liczne grzechy cudzołóstwa trafia do ośrodka „odwykowego” dla „upadłych” księży. Księży dewiantów w różnorakich dziedzinach, dla których miesięczny pobyt w pensjonacie ma być wystarczającą karą za popełnione „drobne” występki. Jedyną formą terapii jaką zobowiązani są podjąć pensjonariusze jest prowadzenie codziennych zapisków, przemyśleń. Ta quasi – resocjalizacja, dzięki której poznajemy bohatera, stanowi niezwykłe świadectwo religijno-flozoficznej erudycji, erotycznego rozpasania i nieprzeciętnego, wręcz wybitnego poczucia humoru, dystansu i ironii.
Najmocniej przepraszam za moje pochodzenie; jestem chrześcijańskim pastorem a do tego Amerykaninem. (…) Według mojej diagnozy, nie cierpię na nic groźniejszego niż człowieczeństwo, i to właśnie zamierzam głosić. Choć choroba jest poważna, powinienem skromnieć dodać, że w moim przypadku prawie nie ma mowy o gorączce, a plamy owszem, występują, ale tylko jeśli zbada się prześcieradło. Masturbacja! Twa wybawcza nuta na zdumionym akordzie „ja”! Peany do świętego Onana później. Oczy Boga, moje powieki. (…) Pastor Thomas Marshfield, lat 41 od kwietnia, metr siedemdziesiąt osiem, siedemdziesiąt dwa kilo, blady i znerwicowany (…). Teraz łysiejący. Różowy na czubku głowy (…) Ubieram się konserwatywnie (…). Przypuszczam, że mój penis ma przeciętne rozmiary. Dojście do tego wniosku sporo mnie kosztowało.
Tekst Updika jest wybitnie intertekstualny. Nawiązując do sławnej powieści Nathaniela Hawthorne’a „Szkarłatna litera”,w której głównym wątkiem była zakazana miłość pomiędzy młodym pastorem a niezwykłej urody parafianką, Updik transformuje główny motyw, nadając mu silnie erotyczny, wręcz ekshibicjonistyczny wymiar, traktując cudzołóstwo nie jako grzech, lecz pełnoprawne i co najważniejsze usprawiedliwione działanie. To bowiem w ramionach ponętnej, już niemłodej organistki Alici, Marshfield pozna prawdziwą radość jaka płynie z cielesnego zbliżenia. Pierwsze tak pełne seksualne doznanie, które dalekie będzie od cotygodniowego, rytualnego małżeńskiego obowiązku, stanie się dla bohaterem prawdziwym „objawieniem”. To niebywałe odkrycie, jak się później okaże, posłuży pastorowi jako uniwersalne antidotum na wszelkie smutki i rozterki swoich parafianek. „Duchowa” i niekonwencjonalna pomoc, jaką Thomas ofiaruje swoim zbłąkanym owieczkom, będzie źródłem wielkiego skandalu i początkiem końca kariery wielebnego.
Proza Updika jest bez wątpienia arcydzielna. Nietuzinkowy bohater (którego zresztą bardzo trudno nie obdarzyć sympatią), nietuzinkowa tematyka i problematyka tekstu, gdzie do głosu dochodzi olbrzymia wiedza i inteligencja amerykańskiego autora, składają się na wybitną współczesną powieść. Język i gra słów czynią z książki prawdziwą duchową (o ironio!) ucztę, w której należy rozsmakować się kawałek po kawałku, strona po stronie, zdanie po zdaniu… .Bo zaprawdę grzechem jest tej książki nie przeczytać!
Cytaty za: „Miesiąc niedziel”, John Updike, Dom Wydawniczy REBIS, Poznań 2012.
Dzisiaj miałam ją w ręce, już chciałam kupić, wstrzymała mnie jedynie obawa przed nadbagażem. prędzej czy później po nią na pewno sięgnę. Tym bardziej, że i autor mi nie znany, a nazwisko przebija się tu i tam.
Guciamal –
ależ taki nadbagaż to istne cudeńko! 🙂 🙂 🙂
ale tak serio, serio to było moje pierwsze spotkanie z tym autorem, ale bardzo udanę dlatego szczerze polecam lekturze 🙂
Serdeczności 🙂