Pierwsze lata powojenne to okrutny czas. Po kilku zaledwie dniach euforii następuje okres wielkiej trwogi.[1] Z chaosu i mroku wyłania się „nowy wspaniały świat”. Polska, która ponownie pojawia się na mapie Europy, okrojona o Kresy Wschodnie z naddatkiem Ziem Odzyskanych, na skutek działań wojennych traci nie tylko terytorium, szeroko pojęte dobra materialne, fundament państwowości jakim jest inteligencja i siła ludzka, ale także poczucie bezpieczeństwa i własnej wartości. Miasta, mosty, fabryki i uniwersytety można odbudować siłą rąk własnych, lecz okrutnych obrazów zniszczenia ludzkiej godności, wypaczenia się wszelkich wartości już nie. Nie w pierwszym pokoleniu. W niespokojnych lata formowania się Polski Rzeczypospolitej Ludowej, gdzie przyjacielską opieką postanowił obdarzyć nas dobry wujek Stalin, społeczeństwo potrzebowało stabilizacji. Potrzebowało także prawodawstwa – jednym słowem norm i reguł, na których straży, odpowiednie organy będą czuwać. W jakiejkolwiek formie. W jakimkolwiek wyrazie. Homogenizacja rzeczywistości, zdawać by się mogło, była najprostszym i jedynym rozwiązaniem. Niewielu jednak spodziewało się, że przyniesie ona za sobą tak okrutną i bezwzględną rewizję dotychczasowych wartości. Komunistyczne władze w imię własnych idei ustaliły nowy dekalog. Bohaterowie II Wojny Światowej w świetle jego zasad stali się pospolitymi przestępcami. Niegodnymi życia i pochówku. I o tym właśnie jest książka Szejnert. O pamięci bestialsko zamordowanych. Albo precyzyjniej – o próbie przywrócenia porządku – oddanie należnej czci bohaterom poprzez godny i honorowy pochówek.
W roku 1988, kiedy Małgorzata Szejnert rozpoczyna swoje dziennikarskie śledztwo w sprawie miejsc pochówku żołnierzy AK, którzy zginęli wyrokiem sądu władz PRL, Polska jest na granicy zmian systemowych. Już na horyzoncie widać pewne elementy reorganizacyjne, lecz komunizm nadal uparcie, lewą nogą, trwa przy swoich przyzwyczajeniach. Reporterska praca, nie tylko ze względu na dystans czasowy, nie należy do najłatwiejszych. Tajność ustaw i wyroków, nieufność świadków i rodzin pomordowanych nie ułatwiają autorce sprawy. Wszystkie jej działania to wielkie ryzyko.
Stukot kół drewnianego wozu na dziecińcu mokotowskiego więzienia, którym wywożono ciała pomordowanych – od tego dźwięku wszystko się zaczyna. Ten dźwięk jest przyczynkiem do pytania o miejsce mogił pomordowanych. Władze komunistycznej Polski utrzymując ten fakt w tajemnicy, chciały ukarać rodziny zmarłych, wymazać bytność ich bliskich z pamięci społecznej. Grzebiąc skazanych w zbiorowych grobach chciały tym samym uniemożliwić identyfikacje ich ciał. Drobiazgowy plan, który jednak nie uwzględnił czynnika ludzkiego – determinacji bliskich, ciekawości świadków i w końcu uporu Małgorzaty Szejnert.
Ta książka jest pełna łez. Nie sposób zrozumieć motywacji katów. Nie sposób wybaczyć, że tylu wspaniałych i bohaterskich ludzi straciło życie przez niezrozumiałe i fałszywe oskarżenia. Rotmistrz Witold Pilecki, generał Fieldorf to tylko niektóre nazwiska. Młodzi mężczyźni i młode kobiety. Torturowani i zabici. To także karta naszej narodowej historii o której należy pamiętać.
Małgorzacie Szejnert udało się stworzyć reportaż niemal doskonały. Książka mająca formę dziennika, pozwala czytelnikowi, krok po kroku, śledzić dziennikarskie poczynania autorki. Ponadto, co nieczęsto zdarza się w tego typu publikacjach, reporterka otwarcie mówi o swoim zmęczeniu i rozgoryczeniu towarzyszącym jej w toku pracy. Ten sposób opisu rzeczywistości naddaje książce szczerości i siły wyrazu. Ważny, potrzebny, wybitny tekst.
***
Za książkę dziękuję Wydawnictwu Znak
[1] Polecam w tym kontekście arcyciekawą książkę Marcina Zaremby „Wielka Trwoga. Polska 1944 – 1947. Ludowa reakcja na kryzys”, Wydawnictwo Znak, Kraków 2012.
Jestem bardzo ciekawa nowej książki Szejnert, chociaż słyszałam dość niepochlebne o niej zdania. Słuszne czy nie słuszne nie ma to dla mnie znaczenia, bo to temat jest mój jak żaden inny. A propo czytam właśnie książkę Zaremby. Nie mogę przestać o niej myśleć, a po przeczytaniu rozdziału o Ziemiach Odzyskanych o gwałtach jeśli jeszcze ktoś w kontekście "Róży" zarzuci, że to jest przesada i nieprawda przegryzę tętnice! Smarzowski i tak nas widzów oszczędził. Przed zakupem książki (w tym jednym dniu, w którym Znak zrobiło prawie 50% obniżkę) przeczytałam bardzo rzeczową recenzję w Nowych Książkach, było tam kilka zarzutów wobec treści książki. Po jej skończeniu powrócę do tej recenzji, bo zdaję się, że jej autor podał kilka innych tytułów na ten temat.
Pozdrawiam serdecznie!
Papryczko dla mnie książka Zaremby to chyba najważniejsza pozycja ostatnich lat. Zbieram się już drugi miesiąc, żeby ją zrecenzować, ale mam tyle notatek i przemyśleń, że obawiam się iż forma blogowej recenzji jest zbyt mało pojemna na recenzję tej książki.Mocna i ważna książka. Jej fragmenty powinno się czytać na lekcjach historii. Dzięki za informację o recenzji w Nowych Książkach. Muszę poszukać. Moc serdeczności na weekend 🙂
Zgadzam się, że to jest pozycja bardzo ważna i że dawno nie było takiej książki. I jakże się ją czyta! Wczoraj nie mogłam się oderwać do 3 rano. No, ale trafiłam na mocny rozdział o strachu (nadziei) przed III wojną światową. Mocny rozdział. No i dużo było znów o sytuacji na Ziemiach Odzyskanych. Niby się wie, niby się człowiek (zainteresowany tematem) domyśla jak było, ale jak sobie czytałam, że nawet w 48/49 roku w głowie mieli strach, że zaraz się będą musieli znów wynosić, to mnie ciarki po plecach łażą. Bo jak tu żyć?
Nie dziwię się, że zbierasz się tak długo, ja nie wiem czy się odważę coś o niej napisać. Podobnie miałam (myślałam o niej, nie mogłam się doczekać kiedy zacznę czytać, a potem się oderwać-przecież te cechy wskazują na najwyższych lotów literaturę) podczas czytania książki historycznej miałam przy Gułagu Anne Applebaum i Powstaniu 44 Davisa-obie genialne i od obie zdarza mi się od czasu do czasu przytulać:)
I powoli ją kończę. Jestem na 450 stronie (a to już bliżej końca) i jakże się przed chwilą zdenerwowałam, jak zobaczyłam, że 50 stron ostatnich stanowią przypisy i bibliografią! Ja nie wiem jak ja ją skończę czytać, to chyba będę miała żałobę:)
Właśnie zaczęłam dla oddechu czytać Kazimierza Orłosia "Dom pod Lutnią". Myślę, że po tej lekturze (rzecz się dzieje na Mazurach w 49 roku) trzeba będzie zrobić dużą przerwę od tej tematyki. Bo to zaczyna przypominać obsesję!:)
Pozdrawiam ponownie:)
Papryczko – dla mnie osobiście to ta książka była wielkim odkryciem. Nie wiem, czy może ja jestem takim ignorantem, ale mało się chyba piszę o tym strasznym okresie. Tematykę Ziem Odzyskanych a w szczególności zaś strachu o którym piszę Zaremba czyta się gdzieś między wierszami w prozie, np. u Bator, ale tak pełnej i skrupulatnej publikacji na ten temat nie czytałam. Do tego sposób w jakim pisze Zaremba i język zasługują, moim zdaniem, na wielkie uznanie. Dla mnie również ta książka była jak studnia – do której się wpada a ta pochłania i wypluwa resztki ocalałej jaźni. Bardzo dobry, odkrywczy tekst.
Koniecznie chciałbym przeczytać "Gułag" Applebaum tym bardziej, że polecasz i kurzy się u mnie na półce.
Chociaż obsesje tematyczne, ja akurat bardzo lubię, drożę, drożę, aż do wyczerpania tematu 🙂
moc pozdrowień na tydzień cały 🙂
Można się jedynie bać, czy książka nie jest zbyt drastyczna? Niestety, jak się che poznać ten temat, to trudno się spodziewać tego, by było lekko, łatwo i przyjemnie.