„Wyznaję” to powieść szalenie ambitna. W tym opasłym tomie (prawie 800 stron!) opisana została niemal cała historia kultury europejskiej – zaczynając od średniowiecza poprzez szaleństwo Holocaustu a kończąc na świecie współczesnym. Przewodników po tych jakże różnych epokach i światach jest kilku, lecz tym najważniejszy jest Adrian Ardevol, którego poznajemy już na pierwszych kartach publikacji jako małoletniego syna Feliksa Ardevola – amatora książek i dóbr wszelkich, konesera sztuki i drogocennych przedmiotów, w końcu despotycznego ojca i męża. Adrian to człowiek wykuty z ambicji i z oczekiwań swojego rodziciela oraz niespełnionych marzeń matki. To w końcu bohater naznaczony cząstką zła, grzechem pierworodnym, który nijak nie potrafi poradzić sobie z ciążącym nad nim przekleństwem. Bo „Wyznaję” to przede wszystkim traktat mówiący o zły i próbie walki z tą wszechobecną i wieczną materią. Traktat, którego autor zapewne szukał wzorców u swoich wielkich poprzedników, chociażby Dantego. Cabre bowiem aspiracje miał i pewnie ma ogromne, podobnie jak włoski twórca – zespolić w jednej książce cały dorobek intelektualny i Europy XX wieku i w pigułce ukazać historię tego okresu. Czy mu się to udało? Niestety nie. „Wyznaję” to sprawnie napisany tekst, ciekawy fabularnie, palimpsestowy i wielowątkowy z domieszką sensacji, aczkolwiek rozczarowujący. Autor nie docenił potencjału drzemiącego w czytelniku. Przewidywalność i schematyczność odbierają książce literacki laur. Bo jak pisał Jacek Dehnel „(…) o ile mierność ma cechy wspólne, to wybitność jest za każdym razem inna.”
Bardzo ważne miejsce zajmują w książce Cabre cenne przedmioty wokół których toczą się poszczególne wątki książki. To one stanowią świadectwo ludzkiego grzechu (jeśli trzymać się wyznaczników kultury europejskiej). Skrzypce, medalik, dokumenty i listy, rękopisy i strzępy obrusu. Adrian wychowany w rodzinie w której to przedmioty stanowią największą wartość, wzrasta w przekonaniu, że stanowi jeden z okazów wspaniałej kolekcji rodzica. Jego rola sprowadza się tylko i wyłącznie do posłuszeństwa i wytrwałej nauki ku chwale swojego rodu (najlepiej, aby chłopiec znał przynajmniej 10 języków i był wirtuozem gry na skrzypcach). Jednak w momencie, gdy Adrian zaczyna dojrzewać w tajemniczych okolicznościach ginie jego ojciec. Zachowawcza i zdominowana do tej pory matka głównego bohatera przejmuje prowadzenie antykwariatu – rodzinnego biznesu a on sam zakochuje się w dziewczynie imieniem Sara Voltes – Epstein – studentce sztuk pięknych, żydówce z pochodzenia. Ich miłość dojrzewa, lecz, co oczywiste i przewidywalne, nie może się spełnić. Na drodze młodych kochanków stoją niecni i mało wrażliwi ludzie. Jednak Adrian – w rozpacz i szczęściu – zawsze będzie miał przy sobie wiernego towarzysza – jednego, jedynego przyjaciela Bernata – z pozoru egocentryka i samoluba – w rzeczywistości oddanego towarzysza życia, który nie opuści Adriana aż do śmierci.
Książka ma wiele bardzo dobrych momentów. Jak choćby świetnie nakreślone sceny w których rzeczywistość średniowiecznej inkwizycji przeplatana zostaje scenami holokaustowymi. Autor doskonale poradził sobie z ukazaniem absolutnej i wiecznej natury grzechu, gdzie wszyscy ludzie noszą sobie pierwiastek zła i dobra. I od przypadku i woli człowieka zależy, która część ludzkiej natury stanie się częścią dominującą. Drugą, godną uwagi i zapamiętania, jest scena w której bohater kreuje własny księgozbiór porównując te działania do stwarzania świata. Przepiękna metafora. Bliska każdemu czytelniczemu sercu.
Et in Arcadia Ego chciałabym powtórzyć za bohaterem książki po lekturze tekstu Cabre. No cóż, w literackiego raju nie doświadczyłam, ale przyjemności czytelniczej i owszem. Ciekawa i pasjonująca rzecz z ogromnym potencjałem, szkoda tylko, że tak mało wymagająca i oczywista. „Wyznaję” arcydziełem nie jest, ale dziełem godnym uwagi i owszem.
***
O, fajna stonowana recenzja 🙂 Jak na razie to czytałam tylko albo peany pochwalne, albo demaskującą krytykę. Teraz jeśli sięgnę po tę książkę, to już bez zbyt wysokich oczekiwań, ale też bez zbędnego sceptycyzmu 🙂
Kreskowa – muszę przyznać, że miałam duży problem z recenzją tej książki. Raz byłam bliska zachwytu a raz głębokiemu rozczarowaniu. Ale to jest po prostu dobra – przyzwoita powieść. To wszystko.
Udanej lektury 🙂
Serdeczności 🙂
Powieść wydaje mi się być magiczna. Jej wielowątkowość mnie przyciąga jak magnez, podobnie jak tytuł i co tu ukrywać, wspaniała okładka. Na pewno przeczytam i postawię na swojej półce.
Antyśko okładka faktycznie bardzo ładna. A książka ciekawa, aczkolwiek nie porywająca. Ale warta lektury, warta.
pozdrawiam 🙂