„Czy pisarze, którzy zapuszczają się na mroczniejsze terytoria duszy, zawsze powracają stamtąd nietknięci”*
Każda historia ma swój punkt zapalny. Coś się wydarzyło poza zwyczajnym porządkiem rzeczy, coś, co uruchomiło całą lawinę zdarzeń. W takim kontekście, o początkach współpracy znanego w Szwecji dramaturga i reżysera Larsa Noréna z trójką niebezpiecznych więźniów pisze autorka reportażu Elisabeth Asbrink. Tym kamieniem węgielnym, praprzyczyną całej tragedii był list wysłany przez jednego z osadzonych do cenionego i uznanego już twórcy Noréna z prośbą o współpracę i pomoc w realizacji sztuki. Projekt, który z założenia miał przynieść korzyści wszystkim jego uczestnikom (edukacyjne, resocjalizacyjne w przypadku więźniów, poznawcze w przypadku dramaturga) stał się jedną z przyczyn tragedii – zabójstwa dwójki policjantów. Sztuka „Siedem trzy” (tytuł nawiązuje do nieistniejącego już w Szwecji paragrafu dotyczącego więźniów, odsiadujących wyroki większe niż cztery lata) nie tylko okazał się tubą ideologii nazistowskiej (jak przekonuje reżyser – wbrew jego intencjom), ale także udowodnił luki szwedzkiego systemu penitencjarnego. Asbrink, sama będąc ofiarą napaści, próbuje zrozumieć i odpowiedzieć na wiele ważnych kwestii związanych z uniwersalnym pojęciem winy i kary. Wychodząc od „czułego punktu” własnych traumatycznych doświadczeń pyta o możliwości resocjalizacji przez sztukę, oto czy obcowanie osadzonego z kulturą czyni go lepszym człowiekiem, o granicę pomiędzy wolnością słowa a nazistowską propagandą.
Uprawiam coś na zasadzie archeologii pamięci pisze autorka na początku książki. Skrupulatnie, krok po kroku próbuje wyjaśnić wszystkie motywy, ale też skutki tragedii. Spotyka się i prowadzi rozmowy z więźniami, współtwórcami projektu, z pracownikami więzienia. Odkrywa kolejne zaniedbania i chaos w szwedzkim więziennictwie. Przytacza obszerne fragmenty sztuki i korespondencji skazanych. Próbuje z zastanych wycinków rzeczywistości złożyć skomplikowaną układankę, w której osobisty kontekst jest bardzo istotny. Asbrink, nie boi się przyznać do niewiedzy w kwestii chociażby postępowania z nazistami (Czy antydemokratów należy uciszać – czy może jest sens z nimi rozmawiać, zobaczyć kim są, i zapytać, dlaczego są tacy jacy są?). Jest szczera i prawdziwa w tym co prezentuje na kartach książki. Bez zbędnej kreacji i pozy. Pytania przez nią zadane jeszcze długo unosić się będą nad głowami tęgich, europejskich głów.
Bo jak pisał Coetzee w „Elizabeth Costello”:
A konkretnie nie jest już tak pewna, czy ludzie stają się zawsze lepsi pod wpływem tego, co czytają*.
Gdzieś w oddali słuchać głos aprobaty Zygmunta Baumana, Simon Weil i wielu innych myślicieli, którzy również, jak południowoafrykański noblista, powątpiewali w zbawczą moc kultury.
Wracając jednakże do meritum – „Czuły punkt” to ważny i mądry reportaż, szczególnie w kontekście intensywnie odradzających się ostatnimi czasy ruchów neonazistowskich.
*J.M.Coetzee, Elizabeth Costello, tłum. A. Betko, Znak: Kraków 2006.
***
Recenzja opublikowana pierwotnie na portalu „Lubimy Czytać”