„Beksińscy. Portret podwójny” Magdalena Grzebałkowska. Ojciec i syn

Najpierw zmarła Zosia. Następnie samobójstwo popełnił Tomasz. Ostatni z rodziny zginął Zdzisław. Grzebałkowska biografię Beksińskich zaczyna śmiercią – tą tomaszową. Od teoretycznego końca, od finału każdej biografii. Zresztą, w rodzinie Beksińskich śmierć zawsze była obecna – tuż za sanockim opłotkiem, tuż za rogiem warszawskiej ulicy. Bo śmierć i przemijanie fascynują zarówno ojca, jak i syna. Dla tego pierwszego śmierć jest częstym motywem malarskim, ten drugi, raz po raz próbuje popełnić samobójstwo (ostatecznie, jak wiemy, skutecznie). Ale poza nią, Grzebałkowska skupia się również/przede wszystkim na relacji ojciec – syn. Relacji, trudnej i zawiłej, którą najlepiej oddają dwa genialne zdania (zresztą często powielane w recenzjach): Zdzisław Beksiński nigdy nie uderzy swojego syna. Zdzisław Beksiński nigdy nie przytuli swojego syna.

Zdzisław Beksiński marzył o reżyserii. Ojciec powie mu: Kulturalnikiem nie będziesz. Zdzisław skończy zatem architekturę na Politechnice Krakowskiej, a w trakcie studiów żeni się z Zosią Stankiewicz – od tej pory staną się nierozłączni, małżeństwem wręcz symbiotycznym. Zosia zawsze już będzie dla artysty muzą, cieniem, służącą. Najpierw zamieszkają w Sanoku (miasteczku, które plotkuje) – rodzinnym mieście Zdzicha (w słowniku Beksińskich urzędnicy z Sanoka, to magistrackie pierogi), potem w Warszawie. Zdzisław Beksiński do trzech największych totalitaryzmów będzie zaliczał: faszyzm, komunizm i katolicyzm, a do grona największych pisarzy Manna, Gombrowicza, Dostojewskiego, Czechowa i Kafkę, a własne literackie próby skwituje słowami:

8.2.64. Przykazanie nr 1: Nie będziesz usiłował, chuju rybi, naśladować Schulza, bo w tym stylu dalej niż Schultz zajść niepodobna, więc się tylko ośmieszasz, tracisz czas i dobre samopoczucie. A to zachowaj na przestrogę. AMEN!

Zdzisław najpierw będzie próbował swoich sił w fotografii, potem w rzeźbie i rysunku – malarstwo przyjdzie stosunkowo późno. Gdy w roku 1967 rozpocznie się nagonka na Żydów, jako jeden z nielicznych otwarcie powie o swojej niechęci do zachowań i działań antysemickich. Beksiński to samotnik, ceniący własną niezależność, który panicznie boi się zmian. Jedyną rzeczą, której pragnął, to płyty gramofonowe. Syna Tomasza już nie bardzo. Decyzja o posiadaniu dziecka, to wynik presji społecznej niż rzeczywistej chęci. Gdy urodzi się Tomasz, Zdzisław będzie zmuszony pokonać swoje lęki związane z noworodkami, a opieką nad chłopcem zajmie się babcia i Zosia. Tomaszowi będzie wszystko wolno. Tomasz we wszystkim będzie naśladował ojca. Zdzisław i Tomasz tak samo będą kochać muzykę i następujące kulinaria: frytki, chipsy i cole. Zdzisław na bieżąco dokumentuje życie rodziny – najpierw prowadzi dzienniki foniczne, potem filmowe. Po przeprowadzce do Warszawy, cała rodzina zamieszka na tym samym osiedlu – Tomasz w kawalerce oddalonej raptem kilkaset metrów od mieszkania rodziców. W stolicy Tomasz zaczynie prace w radiowej Trójce, tłumaczyć będzie filmy o Bondzie i produkcje Monty Pythona, będzie też kilkakrotnie zakochany (zawsze nieszczęśliwie) i kilkakrotnie podejmie próby samobójcze. W 1998 umrze Zosia, w 1999 samobójstwo popełni Tomasz, w 2005 roku zginie Zdzisław.

Beksińscy oczami Grzebałkowskiej, to bardzo hermetyczna, poraniona, ale przede wszystkim kochająca się rodzina.

Autorce udało się stworzyć biografię totalną. W genialny i bezkompromisowy sposób sportretowała trudną relację ojca i syna. Ukazując intymność bohaterów, autorka nie szuka sensacji, lecz dopełnienia obraz, zamyka i stara się zrozumieć, tę jakże trudną i obrosłą w legendy historię. Poza tym, sprawne pióro, fascynująca fabuła, zaskakująca pointa. Biografia, która należy znać. Najlepsza jaką czytałam.

PS Niepełna lista rzeczy, których Tomasz Beksiński nienawidzi: babsztyle, ciepła cola, deszcz, jedzenie w kinie, komputery, kościół katolicki, lektor K., papierosy, piercing, Polsat, podróżowanie, rap, sąsiedzi (hałaśliwi), sport, spóźnianie, telefon przed dwunastą w południe.

***

Niepełna lista rzeczy, których autorka bloga nienawidzi:

– długiej nieobecność na blogu

– deszczu (także)

– zimy

– gotowania

– much

– niepewności

– braku stabilizacji

– kawy bez mleka

– ciepłej coli (także)

– książki „50 twarzy Greya”

– ekranizacji książki „50 twarzy Greya”

15 komentarzy

  1. Najgorsze jest to, że wydał ją Znak, a ja Znak bojkotuję od jakiego czasu (niedobra jestem, wiem) więc nie kupuję nic Znaku, a ten tytuł mnie pociąga od dłuższego czasu i przeżywam wewnętrzny konflikt. Szczególnie teraz, po tym co napisałaś, już wiem, że to na pewno jest dobra książka.. eeech.. Może na chwilę udam, że to wcale nie Znak ją wydał.. Dostanę zaćmienia w księgarni.. 😉

  2. Kurcze, przeczytałam ją ponad miesiąc temu i miałam takiego powera, żeby pisać recenzję, ale przyszła i przeprowadzka i święta i 'gość w dom' i minął mój czas na pisanie o niej, bo emocje ostygły i wydaje mi się, że już teraz nic sensownego, nowego nie napiszę. Książka świetna, mocna i mroczna, trudno o niej nie myśleć i w czasie lektury i już po niej, zwłaszcza nie mogłam się uwolnić od Tomasza, szukałam go na youtubie itp. Świetna!

    1. Paula, miałam podobnie, długo zwlekałam z recenzją, ale stwierdziłam, że ta książka jest tak dla mnie ważna, że nie odpuszczę. Zgadzam się – rewelacyjna biografia – pod każdym względem. Serdeczności 🙂

  3. Monia,
    przyklaskuję i potwierdzam. Dobra robota Grzebałkowskiej. A siła główna to bohaterowie.
    Bardzo ważne jest to zdanie (w Twoim poście) o rodzinie poranionej, lecz scalonej miłością – nawet, gdy na zewnątrz lub z dala wyglądało to różnie.
    Pamiętam tę lekturę nie tylko (choć to już by wystarczyło) jako opowieść biograficzną, lecz ogólniej – jako studium życia i życiowych supełków. Może nie o mnie wprost, ale chyba każdy może tu znaleźć coś uniwersalnego.

    Gotowania nie lubisz? Ale pałaszowanie i smakowanie jest – mam nadzieję – na liście rzeczy ulubionych? 😉

    1. Ren-Tamaryszku – Grzebałkowską podziwiam przede wszystkim za to, że mimo trudnych bohaterów – podołała. Łatwo przecież mogła popłynąć na haśle "Beksińscy przez wielkie B." Szczypta sensacji i robota zrobiona. Ale nie. Dobra praca reporterska i naprawdę doskonały literacki warsztat. Ale to historia, zgadzam się Tamaryszku, bez dwóch zdań, uniwersalna.
      Teraz zabieram się za ks. Twardowskiego.

      Nie znoszę gotować – pewnie dlatego, że nie potrafię. staram się jednak dla dziecka, ale i tak cudów nie ma. A jeść? Uwielbiam. Serdeczności 🙂

  4. Ogromnym sentymentem darzę biografie. O tragicznej historii Zdzisława Beksińskiego przeczytałam w innej książce, skądinąd bardzo ciekawej, o wdzięcznym tytule: "Warszawa kryminalna". Jego historia zafascynowała mnie tak bardzo, że dużo czytałam o nim także w artykułach prasowych, szukałam informacji w internecie. W jego życiu jest coś niepokojąco ciekawego, chociaż nietrudno się domyślić, że kryje się za nim mroczna, smutna opowieść. Gdy spojrzymy na same okoliczności śmierci całej rodziny Beksińskich wydaje się, że to jakiś żart losu, może przedziwna klątwa.

    Nic więc dziwnego, że odkąd ta książka pojawiła się na rynku poluję na nią.

  5. Mimo, że od skończenia książki minęło już wiele dni, nie mogę przestać o niej myśleć. Jak głęboko nieszczęśliwy musi być człowiek, jak uwierać go musi świat, by tyle razy próbować się z niego ewakuować? Ile krzywdy może wyrządzić brak czułości? I jak kochać dziecko, by go nie skrzywdzić. Kto zawinił? I czy w ogóle można powiedzieć, że ktoś tu zawinił.

Skomentuj Paula Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *