Gdy przeczytałam „Szopkę” Papużanki, to po pierwsze pomyślałam (zaraz potem pozazdrościłam), że powieść napisana jest tak giętkim, żywym, cudownie plastycznym i sugestywnym językiem jakoby autorka posiadała dar słuchu absolutnego i nie robiła nic innego jak tylko jeździła komunikacją miejską, podsłuchiwała współpasażerów i skrzętnie notowała słowa przypadkowo napotkanych osób. Druga, późniejsza refleksja – Papużanka musi być spowinowacona z Joanną Bator. Obie Panie to właśnie język czynią główną postacią swych powieści (chociaż jak mówił Marcel Reich-Ranicki to właśnie język polski, jego nieprzetłumaczalność i hermetyczność zaś w szczególności, odpowiada za brak ekspansji naszej literatury za granicą). Tak – pomiędzy słowem a bohaterem należy postawić znak równości. I choć zgadzam się z większością krytyków, którzy zarzucają debiutanckiej książce Papużanki powielanie pewnego schemat: polska rodzina równa się rodzina okaleczona, dalej rodzina dysfunkcyjna oraz powtarzanie już dawno wybrzmiałych kwestii (patrz Kuczok, patrz Bator, patrz Surmiak-Domańska) to i tak, ten tekst robi bardzo duże wrażenie. Bardzo dobry, pisarski początek.
Głównych bohaterów powieści jest czworo. Matka, która miłość utożsamia z jedzeniem i to jedzeniem tradycyjnym, tłustym, polskim. Matka Polka. Katoliczka, choleryczka, despotka. Jest i Maciuś, syn z pierwszego małżeństwa Matki, który choć sprytny to i często potrafi być nieobliczalny. Jest i ojciec – koniecznie pisany małą literą, ponieważ w domu to nie on dzierży władzę i nie on ustanawia reguły gry. Raczej zastraszony i wycofany osobnik. W końcu jest i Wandzia, która w rodzinie pojawia się, jako ostatnia. Wandzia to dziewczę zastraszone, z ciągłym poczuciem winny i przestrachu. Rodzina przeciętna, zwykła, z problemami, w które miłość zastąpiona została nieustającymi kłótniami i pretensjami (tu bryluje zasadniczo Matka). Rodzina, w której nikt nie potrafi ze sobą rozmawiać, gdzie liczą się tylko rytuały wyznaczone przez tradycje (no i Matkę). Niedzielny obiad, niedzielna wizyta w Kościele, walka Matki z wszystkim i o wszystko (szczególnie zaś o dobre imię Maciusia – najpierw urwisa, potem despotycznego męża, potem pijaczka i cwaniaczka), nieustanne ucieczki ojca i poczucie winy Wandzi (które nie opuści jej już nigdy!). I czas, czas, który nieubłaganie płynie: „Potem Maciuś głosił chrzest. Potem Elka ogłosiła rozwód”, ale który też nie przynosi oczekiwanych zmian. Przez lata powielane te same schematy, nawarstwienie złości.
W „Szopce” Papużanki najbardziej porażająca jest ta zwyczajność i bierność bohaterów. Żaden z członków rodziny nie zrobi nic, aby przetrwać ten wzajem krąg nieufności. Podział jest równy, i być może zbyt łatwy do rozszyfrowania, na oprawców (Matka, Maciuś) i uciekających (Wandzia, ojciec) i nic lub nikt nie zmieni układu sił. A czas nie leczy ran, tylko konserwuje zaistniałe relacje.
Smutna to książka, symptomatyczna i niełatwa. Polska rodzina w (gorzkiej) pigułce.
Czytałam, bardzo mi się podobała. Rzeczywiście jest gorzką pigułką. Bardzo gorzką.
Najgorsze w tym wszystkim jest chyba to, że to taka zwyczajna polska rodzina. Ze niby wszystko ok. ale jeśli wziąć pod lupę sprawę, to niestety widzi się pewny sprawy o których najlepiej chciałoby się zapomnieć.
Pozdrawiam w ten piękny sobotni poranek 🙂
Powielanie pewnego schematu? Raczej pisanie o rzeczywistości. Polska rodzina jest dysfunkcyjna. Może nie każda i nie zawsze, ale cóż, niestety jest. Pamiętam jak na studiach rozmawialiśmy o tym, jak to się narzeka na polską rodzinę i ktoś stwierdził że nie może być tak źle. Padło więc hasło żeby podnieśli ręce do góry ci, którzy nie mieli w domu rozwodów czy uzależnień. Podniosły dwie osoby…Myślę od dłuższego czasu o "Szopce", ale z ciągle jakoś nie byłam przekonana. Porównanie do Bator zrobiło tu swoje 🙂
Kasiu,ale przecież są te dobre, nieskażone rodziny, które jednak funkcjonują w dobry sposób. Jest ich faktycznie niewiele, jeśli przyglądam się osobom w mojej biografii, ale zawsze. A z drugiej to takie smutne, że trudno odnaleźć kochającą się rodziny. Trudna, trudna sprawa.
Pozdrawiam ciepło w ten piękny sobotni poranek 🙂
Problem polega na tym, że, jasne, są takie rodziny, ale są kompletnie nieliterackie 🙂 Najlepiej się opisuje patologie, by zwrócić uwagę na pewne problemy. Nie jest tak źle z polską rodziną :). A Papużanka też mnie ujęła, szczególnie językową sprawnością. Ciekawa jestem jej kolejnej książki. Pozdrawiam.
Mag – "amen", że tak powiem 🙂 Są normalne, ale chyba jednak w mniejszości….
Właśnie debiut, całkiem zacny i ciekawe co dalej ….:) Czekam, Czekam 🙂
Jestem na świeżo po lekturze "Mokradełka" i książki H. Opfer "Kato-tata". "Szopka" jak widzę wpisuje się w ten nurt. Może sięgnę.
Po "Mokradełku" jak najbardziej, chociaż książka Surmiak jest przykładem najbardziej skrajnym z możliwych. Polecam serdecznie.
Chętnie przeczytam tę książkę, dziękuję za jej przybliżenie 🙂
Bardzo proszę. Polecam gorąco i biorę za satysfakcje czytelniczą pełną odpowiedzialność 🙂
Pierwsze skojarzenie, natychmiast zaraz na samym początku no Bator! To podobieństwo bardzo mi się podoba. Bardzo dobra rzecz!