Crème de la crème epistolografii

Jest rok 1944. Osiemnastoletni Allen Ginsberg wysyła do siedzącego właśnie w więzieniu Kerouca list, który zawiera kilka luźnych uwag dotyczących „Martwych dusz” Gogola. Jack ma wówczas dwadzieścia dwa lata i został zamknięty za niejasny współudział w morderstwie. To ich pierwsze epistolograficzne spotkanie, ostatnie odbędzie się 19 lat później 6 października 1963 roku. I choć ci dwaj młodzi dżentelmeni zawarli znajomość już wcześniej, w przestrzeni Columbia College, to właśnie wymagająca forma listu stała się dla nich prawdziwą płaszczyzną porozumienia, materią, która pozwoliła przypieczętować burzliwą przyjaźń. Dziś, pół wieku później, listy te stanowią fascynujące świadectwo epoki, zakulisowe zmagania z słowem i życiem (kolejność ma znaczenie!) głównych przedstawicieli „beat generation”. W tych prawie 20 latach korespondencji mieści się całe spectrum problemów i emocji. Literatura (w każdej formie, odmieniona przez wszystkie przypadki), wolna miłość (hetero- i homoseksualne związki), narkotyki (heroina, marihuana, amfetamina, LSD, meskalina etc.), jazz (wielka pasja Kerouaca), filozofia wschodu i mistycyzm (chociażby wizje Ginsberga, któremu to ukazywał się William Blake recytującego własne wiersze) oraz podróże (w szczególności zaś Meksyk i Paryż – według Ginsberga właśnie w stolicy Francji można było kupić najlepszą heroinę, a w Meksyku najtańszą marihuanę). I wiele jeszcze innych pośrednich zainteresowań, które w ostateczności prowadziły do jednego punktu – do literatury. Inspiracji szukali u Whitmana, Blake’a, Pounda i Rimbaud, sami próbując swoich sił – Kerouac w prozie, Ginsberg przede wszystkim w poezji. Nieprzejednani wydawcy i naprawdę długa i ciężka droga do sławy. W końcu trudności z podźwignięciem jej ciężaru. Ginsberg i Kerouac. Kerouac i Ginsberg. Niezwykły duet dwóch młodych, niebagatelnych i egocentrycznych pasjonatów, którym udało się stworzyć nie tylko cenione i klasyczne już dzieła, ale także, albo przede wszystkim, własne życie określić pisarstwem. Tylko i wyłącznie. „Listy” są tego najlepszym dowodem.

„Wierzę w schronienie przed zimnem, w dobre jedzenie, w alkohol, w towarzystwo wielu kobiet, we wzajemną zależność płci, w długie, pogodne, bezsensowne rozmowy, w opowieści, w książki…” Jack Kerouac w liście do Allana Ginsberga (ok. 16 grudnia 1948)

Kerouac i Ginsberg intensywnie eksploatowali życie. Ich biogram naznaczony był ciągłymi ekscesami i eksperymentami. Także w literaturze panowie nie bali się przecierać nowych szlaków. „W drodze”, czy „Skowyt” prezentują całkiem nową jakość. Wydawcy początkowo z dużym sceptycyzmem podchodzili do literackich poczynań beatników. Faktyczny przełom nastąpił dopiero po wydaniu „W drodze” Kerouaca w roku 1957 (o jej wydanie autor starał się od roku 1951). Książka napisana została metodą „spontanicznej prozy”, której bliżej zasadniczo do „Ulissesa” Joyca niż do „Anny Kareniny” Tołstoja, i do której z dużym trudem przekonali się wydawcy (zresztą również ja sama). Po tej publikacji nastąpił nagły zwrot akcji. Dla Ginsberga otworzyły się bramy niebios – jego poetycki tomik „Skowyt” również odniósł sukces, dla Kerouaca bramy piekieł. Ten pierwszy doskonale radził sobie ze sławą, żył w blasku legendy beatników, ten drugi coraz bardziej zamykał się w sobie, w końcu popadł w alkoholizm. W roku 1963 korespondencja się urywała. Zaledwie kilka lat później autor „Włóczęgów Dharmy” umrze w wyniku udaru mózgu. Ginsberg, w ciągłej kontestacji, dożyje późnej starości u boku wieloletniego kochanka Petera Orlovsky’ego.

Wszystko to, i o wiele, wiele więcej zawierają „Listy”. Codzienne problemy, przejściowe kłopoty finansowe, uwagi na temat polityki, na temat kobiet, działania narkotyków, aktualnych wydarzeń towarzyskich i problemów sercowych… Tym dwóm niebagatelnym osobowościom udało się stworzyć naprawdę rzadko spotykane, autentyczne forum wymiany literackiej i pozaliterackiej myśli (z naciskiem na tę pierwszą). Utorowali drogę do szeroko rozumianej wolności swojemu i przyszłemu pokoleniu. Wyjątkowi, nad wyraz inteligentni, nieprzewidywalni, egocentryczni panowie, których wiara we własne umiejętności i zdolności pozwoliła stworzyć legendę. Po jak pisał Kerouac w liście do swojego przyjaciela:

„Na kontynencie Szekspira taki Apollinaire to zaprawdę jeno krowi placek. Najlepszy poeta francuski to Rabelais. Najlepszy poeta rosyjski to Dostojewski. Najlepszy poeta włoski to Carso. Najlepszy poeta niemiecki to Spengler, o ile wiem, a wiem do cholery. Najlepszy poeta hiszpański to, rzecz jasna, Cervantes. Najlepszy poeta amerykański to Kerouac. Najlepszy poeta izraelski to Ginsberg [podkreślenia M.D.]. Najlepszy poeta eskimoski to Lord Gbury Igloogloo. Najlepszy poeta burroughsowski to Świat.” – Jack Kerouac w liście do Allana Ginsberga, Petera Orlovskiego, Gregory’ego Corsa (10 grudnia 1957).

Lektura „Listów” Ginsberga i Kerouaca to mocne literackie bungee, narkotykowo-czytelniczy trans, crème de la crème epistolografii. Chwała i cześć także Krzysztofowi Majerowi, który przełożył korespondencje pisarzy. Wykonał kawał dobrej translatorskiej roboty – chapeau bas! Wydawnictwo Czarne jak zwykle przygotowało dla swoich czytelników zaprawdę wyśmienity literacki kąsek. Warto, zaprawdę, warto spróbować.

Cytaty za: J. Kerouac, A. Ginsberg, „Listy”, oprac. B. Morgan, D. Stanford, tłum. Krzysztof Majer, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2012.

***

Recenzja opublikowana pierwotnie na portalu „Lubimy Czytać”

19 komentarzy

    1. Book-erko –
      nawet nie musiałam się specjalnie wysilać, tak książka naszpikowana jest takimi kąskami 🙂 Przy następnym naszym spotkaniu zabieram ją pod pachę i pożyczam Tobie 🙂

      Aż zazdroszczę, że to nie ja tłumaczyła "listy" 😀

      moc serdeczności 🙂

    1. Mag –
      ja uwielbiam dzienniki i listy, wspomnienia etc. Pamiętam, że największe wrażenie zrobił na mnie dziennik Parnickiego, który obok ilości napisanych stron zawsze też notował ile wypił danego dnia gram wódki. A powyższe listy również wysoko się plasują w moim osobisty rankingu literackim. Zachęcam, zachęcam gorąco bo to wspaniała rzecz 🙂

      moc serdeczności 🙂

  1. Mówiąc szczerze nie spodziewałam się, że taka wymiana listów może być tak interesująca dla ludzi "spoza". Chociaż kiedyś przeglądałam listy Słowackiego do matki i nieźle się w nie zaczytałam. A za Słowackim ani za taką formą literacką specjalnie nie przepadam. Bardzo ciekawie i zachęcająco napisałaś, muszę kiedyś spróbować.

    1. Blannche –
      też czytałam listy Słowackiego na studiach, świetna lektura. I to przywiązanie Julka do mamy…;)
      Bardzo lubię listy, dzienniki etc. takie trochę zaglądanie w okienko pisarzowi. Powyższe listy są tym bardziej fascynujące, że ukazują wiele z warsztatu literackiego Kerouaca i Ginsberga.
      Polecam lekturze i pozdrawiam serdecznie 🙂

  2. Niedawno miałam okazję przeczytać recenzję powyższej książki w czasopiśmie "Chimera" i już wtedy czułam się zaintrygowana. Twoja opinia jest dodatkowym potwierdzeniem tego, że korespondencja Ginsberga i Kerouaca zasługuje na wiele uwagi!
    Pozdrawiam 🙂

    1. Jak dla mnie "Chimera" całkiem zgrabnie wypełniła pustkę, jaką pozostawił po sobie "Bluszcz". Nie jest to jednak takie samo czasopismo, ale teksty trzymają poziom. Kilka błyskotliwych felietonów, dobre recenzje i fragmenty powieści (np. Mo Yana) – to najbardziej przypadło mi do gustu. Naczelnym jest Bryndal, więc czasem można się też pośmiać. Ogólnie – polecam, jeśli interesuje Cię literatura i kultura, a wnioskuję, że tak:) Za "Listami" zaczynam się rozglądać.

  3. Dobra, "soczysta" recenzja.
    widać, że książka zrobiła na Tobie wrażenie. Niestety nie przebrnęłam przez "W drodze" Kerouaca.
    Co do Chimery to mam podobne zdanie do mowa liter, jestem w trakcie czytania numeru. Krótka notka o tym tytule u mnie.
    Pozdrawiam ciepło 🙂

Skomentuj the_book Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *