Dobre wiadomości. Recenzja. Miłość

Na początek bardzo dobra wiadomość. Moja recenzja „Iwaszkiewicz (nie)poznany” dotycząca książki L. Włodek „Pra. O rodzinie Iwaszkiewiczów” została opublikowana w „Tytule Ujednoliconym” – kwartalnik wydawany przez NUKAT.

I druga równie dobra. Przeprowadzona. Regały zakupione, ale książki jeszcze nie ustawione. Niedługo fotorelacja.

***

„Zasady (i kwasy) miłości”

Mądrzy tego świata twierdzą, że miłość to czysta chemia. Według ich mniemania teoria platońska o zagubionych połówkach to mit. I jak zwykle w takich wypadkach można powołać się na osiągnięcia amerykańskich uczonych i przedstawić stosowne dane, lecz porzućmy wszelkie wiązania jonowe, enzymy i koenzymy, nadtlenki potasu i inne paskudztwa (tak, jestem totalnym ignorantem jeśli chodzi o chemię – niechaj dowodem będzie powyższa wyliczanka!) i skupmy się na rzeczach istotnych. Bowiem miłość dla zakochanego to nie żadne atomy i protony, ale, do cholery, namacalna, szalona, namiętna i mało logiczna pasja. Mieszanka cielesności i wariactwa. Bo jak twierdzą przeciwnicy „mądrych głów”  – naprawdę kocha się tylko raz. Ale ci są zasadniczo znajdują się po drugiej stronie barykady. Trudno chyba o bardziej radykalną dychotomię.

Główna bohaterka najnowszej książki Anny Janko to kobieta, którą roboczo można nazwać kobietą stateczną (nie statyczną!). Matka dwójki dzieci, wiek średni, blond włosy, mąż sztuk jeden imieniem Paw (tak, tak Paweł). Właścicielka mieszkania i psa. Zawodowo para się słowem –  poezja to jej praca. W saloniku literackim odbija więc kartę. Jej życie w takim układzie pewnie toczyłoby się niespiesznie i przewidywalnie, gdyby nie fakt, że ta kobieta stateczna z regularnymi wpłatami na konto (oczywiście mężowskimi) zakochała się. Zakochała się w swym kochanku imieniem Mat. Ale nie tak byle jak, tak z nudów. Lecz szalenie, po dziewczęcemu, bez opamiętania. Serce przejęło władzę na rozumem.

Bohaterkę książki zresztą już znamy. To ta sama osoba, która tak desperacko zmagała się z życiem w „Dziewczynie z zapałkami”. Jednak w „Pasji według św. Hanki” nie jest już smutną, zrezygnowaną, na skraju depresji istotą. Raczej to postać na skraju obsesji. Obsesji energotwórczej. Mat – koło ratunkowe jej dotychczasowego zrytualizowanego życia. Miłość, która wyzwala, ale też zniewala. I cały repertuar środków znany tylko zakochanym. Zakochanym, którzy tworzą swoją relację w cieniu małżeńskiej zdrady. Tęsknota i kłamstwa, rozstania i powroty, niełatwe wybory i poświęcenie. A wszystko to by poczuć dotyk ukochanego, zapomnieć się w erotycznym uścisku i usłyszeć garstkę słów z wyznaniem obietnicy szczęścia. Zresztą właśnie słowa w tej historii odgrywają jedną z ważniejszych ról. I chociaż wyznanie i obietnice to pożywka każdej intymnej relacji, to w tym konkretnym wypadku zyskują one wymiar dwutorowy. Słowem bowiem żyją Ona – poetka i On – poeta. Zagmatwane i intymne kombinacje liter są fundamentalną sprawą w ich relacji. W konsekwencji to one także pozwalają im egzystować – w sensie dosłownym i metaforycznym. Porozumienie dusz. Ważny dowód na teorię platońską.

Ile w tej historii namiętności. Ile literackiej doskonałości. Sposób w jaki autorka operuje słowem jest cudowno odświeżający dla polskiej, dość ciężkiej językowo prozy. Tematycznie również  wspaniałość. Bo któż z rodzimych pisarzy odważyłby się napisać z taką pasją o tym zbagatelizowanym i skomercjalizowanym uczuciu. Miłość – toć to przecież temat niegodny uwagi. A tu taka niespodzianka! Zatem ci co uważają, że polska proza umiera w konwulsjach to niech przeczyta sobie właśnie tę książkę. Niech koniecznie przeczyta książkę Anny Janko (a zaraz potem coś Joanny Bator).

***

Na marginesie recenzji: Jedyne co pamiętam z kilkuletniej edukacji szkolnej w przedmiocie chemia to sformułowanie „Fenoloftaleina jak dziewczyna z zasady się rumieni”. Basta. Żywy przykład niewydolności polskiego systemu edukacji.

***

Za książkę dziękuję Wydawnictwu Literackiemu

16 komentarzy

  1. Jejku, ta książka mnie UWIODŁA. Język, o którym piszesz – piękny. Nic, tylko brać kolorowy długopis i podkreślać (jak nigdy!) najwspanialsze zdania. Hanka jest jak kryształowa figurka, delikatna i mogąca się potłuc w każdej chwili – tak z perspektywy czasu określam tę postać. Wkrótce będę czytać "Dziewczynę z zapałkami" i mam nadzieję, że spodoba mi się równie mocno 🙂

    1. Limonka –
      uwielbiam! Metaforyka, giętkość i swoboda językowa – mistrzostwo świata. Tak lirycznie, nietuzinkowo napisana książka, że aż zapiera dech w piersiach 🙂
      Ja czytałam "Dziewczynę…" równie dobra,więć satysfakcja gwarantowana 🙂

      moc serdeczności 🙂

  2. Podwójne gratulacje zatem :)))A jeśli chodzi o Janko- nie czytałam jej powieści,ale czytałam jej felietony i jakoś nie mogę się przekonać do jej stylu. Dla mnie nie ten typ metaforyzowania, nie przemawia do mnie i trochę mnie męczy. A jak krótkie formy mnie męczą, to wolę jednak wstrzymać się z powieściami.

  3. Mag –
    dziękuję podwójnie 🙂
    A ja jednak uwielbiam jej pisarstwo. Podobnie zresztą jak cenię prozę Bator. Mimo mojej wielkie miłości do literatury faktu to i tak te jej rozbudowane piękne zdania …no cudeńko po prostu 🙂
    Ale mimo wszystko polecam gorąco i przesyłam moc serdeczności 🙂

  4. Cieszę się, że tak odbierasz Janko, bo po "Dziewczynie z zapałkami" to jedna z moich ulubionych polskich autorek. Ogromną ciekawość wzbudza "Pasja…", bo różna opinie czytałam, także negatywne. Oczywiście przekonam się sama.

    I gratulacje z tytułu opublikowania recenzji.
    Pozdrawiam!

    1. Oleńka –
      dziękuję 🙂

      Ja również przeczytałam "Dziewczynę…" jeszcze przed okresem blogowania. Bardzo mi się podobała, dlatego nie mogłam po prostu nie przeczytać "Pasji…". W podobnym klimacie, językowe cudeńko. Na pewno się spodoba 🙂

      moc pozdrowień 🙂

Skomentuj limonka Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *