Lanie od Gombrowicza. O „Nocy profesora Andersena” Daga Solstada

Dag Solstad „Noc profesora Andersena”
Przeczytałam książkę, która jest książką przeciętną. Długo zastanawiałam się nad jej fenomenem, gdyż raz wydawała mi się rewelacyjna, a raz strasznie nudna, przegadana, poskładana z oczywistych- oczywistości. I tak główkując, główkując kilka dni (aż 6!) doszłam do wniosku, że jest to po prostu książka dobra, taka która nie wywołuje we mnie żadnych szczególnych odczuć (chociaż to w sumie powinno mnie zaniepokoić, gdyż zawsze bardzo emocjonalnie podchodzę do każdego przeczytanego tekstu). Ale do sedna, do recenzenckiego sedna…
Książka Solstada opowiada historię pewnego epizodu z życia profesora Andersena. Epizodu, który w uporządkowane życie bohatera wnosi przede wszystkim chaos i grozę. Bohater jest świadkiem morderstwa, morderstwa które przemilcza. Nie zawiadamia policji, nie dzieli się nawet z przyjaciółmi, tym jakże okrutnym sekretem. Podąża odmienną drogą, o której istnieniu nie miał nawet pojęcia. Ostatecznym krokiem w tejże dziwacznej podróży profesora jest zawarcie znajomość z …mordercą. Noc wigilijna, w której rozpoczyna się fabuła ksiązki zmienia naszego bohatera nie odpoznania, lecz nie jest to niestety przemiana w dickensowskiego Scrooge’a.
Podobało mi się w tej książce to, że była ona swoistą próbą (nieudaną, ale zawsze za starania należy nagradzać, dlatego plus – tak mnie uczono przynajmniej na pedagogice 🙂 )  ukazanie dwóch odmiennych natur człowieka (Doktor Jekyll i pan Hyde). Człowieka, który w naiwności swej sądzi, że jest w stanie okiełznać własna osobowość bez względu na okoliczności, że jest w stanie zapanować nad całym otaczającym go światem. Drugą rzeczą, na którą myślę warto zwrócić uwagę to ironia oraz dystans z jaką bohater opisuje hipokryzje wyższej sfery do której zresztą sam należy. Niestety nie podobało mi się to, że ta książka miejscami była przegadana i przeintelektualizowana. Jeśli faktycznie Gombrowicz był dla Solstada mistrzem, to myślę, że mistrz spuściłby mu tęgie lanie. A dostałby „wciery” (jak mówią w Poznaniu) za to, że jego teorię „gęby – maski” – jak zwał tak zwał – spłycił do dna Bałtyku. Bez dwóch zdań.
Dlatego moja ocena (jakże dawno nie widziana):  4/6
  1. P.S. Czy ja wspominałam, że w poniedziałek lecę do Francji? Taki bibliotekarski „business trip”. Tydzień zatem mnie nie będzie.
  2. P.S. Czytam „Złego” i jestem Z_A_C_H_W_Y_C_O_N_A!. Ja poznanianka książką o Warszawie! 😉 Już mam pomysł na recenzję. 
  3. Jak tak dalej pójdzie z egzemplarzami recenzenckimi to już nigdy, przenigdy, nic, żadne wydawnictwo mi nie prześle (null, zero!). Cholerka 🙂

14 komentarzy

  1. Zdaje się, że kalio chyba tej książki nie skończyła? Na razie pozytywnej recenzji nie widziałam, ale okładka ładna.
    Czekam aż napiszesz coś o Złym, mam to w domu, od lat na mnie łypie okiem z półki, dokładnie takie samo wydanie 🙂

  2. Lotto – tak…warto ja odłożyć na później 😛 pozdrawiam 🙂

    Pani Katarzyno – dziękuję 🙂 pozdrawiam 🙂

    Kornwalio – masz racje, Kalio jej nie skończyła. Okładka jest rewelacyjna, szkoda, ze wnętrze…
    A poza tym "Zły" jest rewelacyjny, właśnie w takim, fajnym, starym wydaniu 🙂 pozdrawiam 🙂

  3. "…jest to po prostu książka dobra, taka która nie wywołuje we mnie żadnych szczególnych odczuć…"

    Monia, popracuj nad tym – to zalążek genialnej definicji. Bardzo przydatnej. Mam często podobne odczucia. Niby ok, nawet podziw dla różnych rozwiązań, pomysłów lub stylu. A jednak… można nie doczytać i nic się nie stanie. natura nie skaże nas grzmotami, plagą ani innym rodzajem wyrzutu sumienia.

    Brakuje mi w Twoim określeniu tylko nazwy tego syndromu. Więc jak?

    Ja może przeczytam, jeśli zgodnie z czyjąś obietnicą trafi w moje ręce. Opis treści kojarzy mi się z Camusowskim "Upadkiem".

    Cóż, najwyżej też pomyślę, by dać autorowi wciery.

    pozdrawiam
    ren

  4. Nutto – oczywiście ucałuję 🙂 dziękuję i pozdrawiam 🙂

    Futbolowo – poproszę adres 🙂 pocztówka będzie 🙂 pozdrawiam 🙂

    Joanno – Kalio – 🙂 jednym słowem dużo nie straciłaś. Co w sumie daje niedużo :)pozdrawiam 🙂

    Ren – długo myślałam nad definicją. Niestety nic sensownego nie udało mi się wymyślić, więc jeśli tylko jakiś pomysł przyjdzie mi do głowy do zaraz dam znać 🙂
    Masz racje, podobnie jak u Camusa – bierność postaci, tylko w przypadku "Nocy…" bohater nie ponosi kary, nikt nie dowiaduje się o jego tajemnicy…
    A nad definicją intensywnie główkuję…:) pozdrawiam 🙂

    Lilybeth – dziękuję :)Sama seria podobno nie najgorsza, ale akurat ta książka nie należy do najlepszych. Może warto spróbować innego tekstu z "Kontynentów"? :)pozdrawiam 🙂

    Mayo – nie ryzykuj 🙂 w tym przypadku to się nie opłaca 🙂 dziękuję 🙂 pozdrawiam 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *