Kraszewski rządzi! Literatura jest wszystkim! „Dobrze się myśli literaturą” Ryszard Koziołek

Po lekturze znakomitych tekstów Ryszarda Koziołka można odnieść wrażenie, że oto przed nami – czytelnikami otworzyło się Morze Czerwone literatury. Że oto nastąpił cud, bo po lekturze „Dobrze się myśli literaturą” można i pokochać Izabelę Łęcką i zdecydowanie bardziej docenić jej kreatora Prusa, którego tak nieszczęśliwie i zdradziecko umieszczono na antagonizowanej/znienawidzonej liście lektur (człowieka bez biografii jak swego czasu nazwał go skonfundowany Boy). Można także zakochać się w Józefie Ignacym Kraszewskim cierpiącym na narracyjny popęd, szpiegu i bawidamku, najlepszym polskim dziennikarzu, erudycie, który to: Wyzwolił nas z rodzimego mugolstwa, czyli nieczytania po polsku, i który twierdził, że Polacy cierpią na legofobię – wstręt przed czytaniem. Kraszewskim, który świadomie i tak rozkosznie trwonił swój talent zapisując tysiące kart. Można też, i na nowo lub w ogóle, docenić prozę Stasiuka, Bieńczyka, Twardocha, ba! Sienkiewicza nawet. Można i ze zrozumieniem pokiwać głową, gdy Koziołek pisze: Rymkiewicz nie jest szalony, szalona jest literatura, która pozwala mu napisać wszystko. Można także wraz z autorem pochylić się na nietęgą kondycją polskiej, dalej światowej humanistyki zdominowanej przez bezwzględną, materialistyczną ekonomię. Lecz co najważniejsze i nieocenione to fakt, że możemy – idąc śladami autora – poddawać refleksji i zachwycać się literacką materią, która sama w sobie jest bez wątpienia człowieczym cudem! Czego manifestacją są już pierwsze słowa wydawnictwa: Mam skłonność do przyznawania literaturze najważniejszego składnika kultury. (I aż ręka świerzbi, żeby wykrzyczeć/napisać – JA TAKŻE!).

Bowiem „Dobrze się myśli literaturą” to erudycyjny, miłosny pean na rzecz literatury właśnie:

Literatura nauczyła nas pragnąć czegoś „innego”, wychodzić poza krąg codziennych przyzwyczajeń, poza rytuał wyznaczany bądź przez konwencje życia wspólnoty, bądź po prostu przez potrzeby ciała, które każe nam jeść, spać i tak dalej.

To słowo pisane właśnie jest dominantą i determinantem życia nie tylko Koziołka, ale każdego kto ulegnie czarowi ksiąg. Od ich magii nie sposób się uwolnić, gdyż parafrazując słowa autora: Literatura wymaga od czytelnika czystej żarliwości – nie chce chłodu poznania. I choć pisarz zdaje się toczyć walkę z imperatywem alfabetu, szczególnie zaś w ostatnim, świetnym tekście „Popiół na pół” (pierwodruk: „Tygodnik Powszechny” 2015, nr 14), czy też próbuje przekonać czytelnika/siebie o ograniczeniach, które narzuca literatura, albo zwyczajnie stroi sobie żarty pisząc: Wołałbym być świadkiem zdarzeń niż słów, ale tak to jest z tymi, co za dużo czytają, a za mało żyją. (I aż ręka świerzbi, żeby wykrzyczeć/napisać – AKURAT?!). To konkluzja tegoż, skądinąd fascynującego i intrygującego tekstu, jest jedna możliwa: my umrzemy, ale literatura trwać będzie (Witam, Panie Horacy. Kłaniam się w pas!): […] literatura uczy nas nie przegapiać świata, nie pozwalać mu uchodzić naszej uwadze i znikać w procesie niszczącego przemijania.

I jeszcze:

[…] literatura nie jest od dostarczania dowodów na istnienie ładu świata. Od tego jest nauka. Literatura wydobywa z ludzkiego istnienia sprzeczności, komplikację, bycie „za, a nawet przeciw” równocześnie. Udowadnia, że można – jak autor – wierzyć w utopię i twardo stać na ziemi; być emocjonalnym prawicowcem i racjonalnym lewicującym progresistą.

Literatura jest zatem wszystkim i może wszystkim się stać. Stanowi także świetny mechanizm translacji tego, co dzieje się w obrębie życia ludzkiego. Stanowi glejt, chroniący przed zapomnieniem. Więc trwać będzie, Drodzy Państwo, mimo zmienności kursów walut, mniej lub bardziej rozedrganej sceny politycznej, kryzysu duchowego w Europie etc. I Koziołek to pięknie i dobitnie udowadnia.

Wszystkie cytaty pochodzą z recenzowanej książki.

***

Recenzja opublikowana pierwotnie na portalu „Lubimy Czytać”

28 komentarzy

    1. ja w ogóle mam wrażenie (i chyba nie ja pierwsza w tym wrażeniu trwam), że my Polacy mamy jakiś kompleks związany z rodzimą literaturą. No i ta zdradziecka edukacja szkolna 😉 jakby mi ktoś powiedział w czasach licealnych, jakim interesującym gościem był Kraszewski to w te pędy czytałabym "Starą baśń". Bo Prusem byłam zafascynowana od początku 🙂

    1. A i owszem. Bo to co dla niektórych jest rzeczą oczywistą to dla niektórych niekoniecznie. Wszystko zaś to zależy, co oczywiste, od narracji którą przyszło nam przeżyć 😉 A Koziołek przypomina i porządkuję. I to jest jego wielka zasługa.

    2. Odkrywanie, że słońce wschodzi na wschodzie a zachodzi na zachodzie?! Może to i jest odkrywcze dla gimbazy ale skoro gimbaza nie czyta książek Prusa, to założę się, że tym bardziej nie przeczyta książki o książkach Prusa, chociaż może upewni się co do literackiego kunsztu Twardocha.

    3. Chyba nie do końca rozumiem twoją złość i frustrację. Pisząc o docenieniu Prusa pisałam o tym, że Koziołek pokazuje nowe tropy interpretacyjne. Trudno wymagać od gimbazy (choć nie znoszę tego piętnującego i generalizującego określenia) lub licealisty, który poznaje "Lalkę" szczątkowo i fragmentarycznie, żeby docenił ten cud polskiej literatury. I w tym momencie Koziołek się przydaje. Z tym, czym nie podołała ograniczony czasem polonista poradził sobie Koziołek. Kropka. I chwała mu za to.

    4. Złość i frustracja? Raczej krytycyzm. Zapewne wychodzimy z innych założeń – należę do tej grupy czytelników, dla których znajomość kanonu jest oczywista i odkrywanie Prusa (bo pozostać przy tym przykładzie) jest równie wartościowe co mówienie melomanowi, że to Wagner skomponował "Pierścień Nibelunga" i że warto wysłuchać go w całości.
      Komuś, kto uczył się w czasach gdy trzeba było w całość przeczytać "Lalkę", "Chłopów" czy "Nad Niemnem" nie warto mówić o licealistach, którzy poznają książki szczątkowo ani o zarobionych polonistach, bo trafiłem już na takich, którzy nie słyszeli nawet o Berencie.

    5. I tu się zgadzam. Pewnie i ty i ja należymy do gatunku wymierającego – pozostaje nam czekać tylko na kometę 😉 Pamiętam jak pierwszy raz czytałam "Lalkę" z wypiekami na twarzy i to było dopiero ekstremalne doświadczenie literackie. Tylko z drugiej strony – przez moje kilkuletnie doświadczenie pracy w szkole wynika, że Koziołek jest potrzebny. I chwała mu za to, że przypomina o wielkości Prusa. Nadrabia to o czym nauczyciele zdają się zapominać lub po prostu w przypominaniu czego brakuje im kompetencji.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *