Młodość i skrzydełka KFC, czyli biografia nietuzinkowa

Podczas rozmowy kwalifikacyjnej na poznańską polonistykę otrzymałam pytanie dotyczące Miłosza. Miałam wymienić kilka najważniejszych jego utworów, przedstawić główne założenia jego poezji oraz dokonać osobistej oceny jego twórczości. W miarę poprawnie poradziłam sobie z dwoma pierwszymi pytaniami, ale przy trzecim uraczyłam szanowną komisję stwierdzeniem, że Miłosz to może wielkim poetą był, lecz epizod współpracy z komunistycznym rządem stanowczo świadczy na jego niekorzyść. Nie to co Herbert i jego heroiczne wegetowanie. Ależ ja byłam młoda i naiwna. Zachłyśnięta wiarą, że świat istnieje tylko i wyłącznie w kolorystyce czerni i bieli. Chwała Bogu, że nie padło wtedy pytanie o Szymborską. Biedniej kobiecinie niepotrzebnie by się dostało. Bo takie kategoryczne zdania to zasadniczo przywilej młodości (w dojrzalszym wieku szafowanie bezwzględnością ideałów i dogmatów to zasadniczo patologia, dalej prosta droga do nienawiści. I jak pięknie określiła taką właśnie zdeklarowaną osobę, sama wyżej wymieniona autorka w „Lekturach nadobowiązkowych”: Wątpliwości własnych nie ma, a cudzych sobie nie życzy. (…) W czaszce ma mózg, ale to mu nie przeszkadza). Przywilejem młodości jest także prawo do pomyłki. Bo i prawdą jest, że i szanownej noblistce zdarzył się podobny epizod. Lecz mylą się ci, którzy uważają, że to przez pryzmat tej właśnie historii można ocenić dorobek poetki (tak jak i ja się myliłam). Zresztą spojrzeć, nawet bardzo dosłownie, to przecież tylko kilka kart z jej książkowej biografii. A pozostała część, czy jest nieważna?! Nieistotna w kontekście twórczości lat powojennych?! Lecz należy pamiętać, że były to czasy okrutne. Czasy kiedy każda stabilizacja była błogosławieństwem (jako lekturę uzupełniającą gorąco polecam „Wielką trwogę” M. Zaremby). I to już wszystko. Zamknijmy (kontrowersyjny) temat. Skupmy się na lekturze tekstu.

„Pamiątkowe rupiecie” to wspaniała opowieść nie tylko o życiu autorki, ale także bogata skarbnica wiedzy o życiu intelektualny Polski. Liczne opowieści i anegdoty. Jak chociażby ta dotycząca wizyty w 1960 w ZSRR, gdzie dużą swobodę w zwiedzaniu poetka zawdzięcza Broniewskiemu, który skupił na sobie całą uwagę tzw. „politycznych” uciekając z hotelu i recytując na ulicach swoje własne wiersze. Lub wspomnienie ul. Krupniczej – krakowskiej, powojennej mekki polskich literatów: Kiedyś jeden starszy pan arystokratycznego pochodzenia podszedł do stolika i uprzejmie zapytał Gałczyńskiego: „A jaka dziś szanowny panie, zupka?”. Konstanty Ildefons odpowiedział: „Chujowa”. I taka była cała ta Krupnicza. No i oczywiście sławne loteryjki, kartki – kolaże wycinków prasowych, limeryki. I era Rusinka – sławnego sekretarza noblistki, który zapytany o najciekawsze zadanie jakie otrzymał od pracodawczyni wymienił historię dotyczącą samodzielnego zakupu butów dla Szymborskiej – wskazówką było drewienko określające prawidłowy rozmiar stopy autorki. A kiedy ten sam pan próbował na nowo poukładać księgozbiór poetki usłyszał, że najlepiej aby książka Rene Girarda „Kozioł ofiarny” postawić obok prac Urszuli Kozioł. I jeszcze uwielbiane przez Szymborską skrzydełka KFC, które podobno mroziła na zapas! Mistrzostwo świata.

Lecz niniejsza biografia to nie tylko przesłodzona literacka laurka, która prezentuje uładzony obraz „pani od poezji”. W książce znalazło się także miejsce na refleksję i cierpienie. I jeśli tej pierwszej jest zasadniczo dużo – jak chociażby ten świetny fragment: – Nie zgadzam się absolutnie z myślą Dostojewskiego, że jak Boga nie ma, to wszystko wolno (…) – To myśl odrażająca. Jest przecież etyka świecka, która w bólach rodziła się przez długie wieki i która, oczywiście, wiele zawdzięcza dekalogowi. Wiara nie musi być ujęta w dogmat. Nikt nie jest całkiem niewierzący – to bólem się nie szafuje w książce Bikont i Szczęsnej. Zresztą to nie w stylu poetki. Ona byłam damą, która nawet stratę ukochanego Kornela Filipowicza, przeżyła na swój bardzo osobisty sposób. Skromność była jej cechą wrodzoną. Dlatego przed majestatycznym Miłoszem zawsze czuła się onieśmielona. Zawsze szczera, nietuzinkowa i zdystansowana. Naprawdę zazdroszczę ludziom, którzy mieli szansę ją znać.

Książkę „Pamiątkowe rupiecie” trudno zaliczyć do biografii sensu stricte. Różni się ona też zasadniczo od biografii aktualnie wiodących prym na polskim rynku wydawniczym. Daleko jej do książki Domosławskiego, czy choćby najnowszej biografii ks. Jana Twardowskiego.  Ta książka nie demaskuje, lecz raczej uchyla rąbka tajemnicy. Tak więc obok dat, konotacji rodzinnych, opisu miłości i pasji poetki, znalazło się także miejsce na fragmenty jej twórczości.. Zresztą jak sama Szymborska zauważyła: Jestem bardzo staroświecką osobą, która ma hamulce i opory przed opowiadaniem o sobie. A może przeciwnie, może ja jestem awangardowa, może w następnej epoce minie moda na publicznie odsłanianie się. Czytelnik otrzymuje więc do ręki udaną biografię „odkrywkową”.  Pozlepianą z wypowiedzi bliższych i dalszych przyjaciół, poukładaną z cytatów jej prac, wyimków z prasy a w końcu, z wielkim trudem zdobytych informacji, od niej samej. Dawno żadna książka nie sprawiła mi tyle przyjemności.

Wszystkie cytaty za: A. Bikont, J. Szczęsna „Pamiątkowe rupiecie. Biografia Wisławy Szymborskiej”, Wydawnictwo Znak, Kraków 2012.

***

Za książkę dziękuję Wydawnictwu Znak

18 komentarzy

  1. Rzeczywiście, najgłośniej jest ostatnio o takich biografiach "skandalizujących" – to brutalne, ale takie po prostu łatwiej zareklamować i sprzedać. Ale na szczęście inne też się wydaje, tylko już tak się głośno o nich nie mówi…
    Biografie polubiłam czytać w sumie nie tak dawno. Wcześniej żeby sięgnąć po jakąś biografię, wydawało mi się, że muszę bardzo lubić jej głównego bohatera, sporo już o nim wiedzieć, jeśli to pisarz – znać jego utwory. Teraz zrozumiałam, że biografie są wspaniałą lekturą i sposobem na poznanie postaci i stanowią inspirację, żeby się dorobkowi tej osoby dopiero przyjrzeć. Dlatego, pomimo że z poezją Szymborskiej raczej nie było mi po drodze, po biografię chętnie bym sięgnęła.

    1. Karolina –
      ja uwielbiam biografię! I zgadzam się, że stanowią inspirację do dalszych poszukiwań. Piękna i mądra książka. Tak jak piękna i mądra była poezja Szymborskiej.
      U mnie to z biografiami jest chyba tak, że zaspokajają troszkę moją potrzebę podglądactwa – oczywiście w jak najlepszym sensie…Jak pisarz funkcjonował wśród znajomych, w jaki sposób pracował etc. 🙂

      moc pozdrowień 🙂

    2. Ja mam podobnie – bardzo lubię książki biograficzne, na faktach czy nawet te historyczne. W drugą stronę [tj. fantasy] mnie w ogóle nie ciągnie lub wręcz omijam to szerokim łukiem.
      Może skuszę się na tę biografie – pani WS wydała się być przemiłą, ciepłą osobą, nic dziwnego, że biografia utrzymana jest w tym tonie.

  2. Ja także lubię biografie. Na tę, szczerze mówiąc, nie bardzo miałam ochotę. Twórczość Szymborskiej uważam za niezwykle wartościową, co nie oznacza od razu, że muszę dowiedzieć się o samej autorce czegokolowiek. Po Twojej recenzji zmieniłam zdanie. Poczułam wielką ochotę, by się tej skromnej kobiecie przyjrzeć z bliska, podejrzeć jak żyła, z kim się przyjaźniła, co lubiła i jak ją wspominają. Właśnie tak "odkrywkowo". Dziękuję Ci za zachętę i piękną recenzję. Pozdrawiam!

    1. Ines – na początek bardzo dziękuję za dobre słowo 🙂
      A do lektury książki serdecznie namawiam. Bardzo dobra i subtelna próba spojrzenia na czyjeś nietuzinkowe życie. Polecam gorąco – pozycja warta uwagi 🙂

      moc pozdrowień 🙂

    1. Mag –
      faktycznie dużo "powyciągały" z jej prac literackich. Czy to z wierszy czy to z "Lektur nadobowiązkowych", ale kurczę szalenie podoba mi się ta książka. Taka subtelna i delikatna. Myślę, że Szymborskiej ta książka również przypadła by do gustu. Bez dwóch zdań 🙂

      moc serdeczności 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *