Święta wojna świętej matki

W tej kameralnej, niezbyt obszernej książce, zmieściło się wiele, żeby nie powiedzieć wszystko: bezwarunkowa miłość, cierpienie i bezsilność, bezsens i okrucieństwo wojny, destrukcyjny charakter fanatyzmu. Jedna opowieść, która zawiera całe spektrum nieszczęść. „Wszystkie wojny Lary” to bowiem opowieść o kobiecie, która poniosła najgorsze z możliwych konsekwencji, dwóch wielkich, współczesnych wojen: tej czeczeńskiej i tej świętej, syryjskiej. Historia matki, która zrobiła wszystko, żeby uchronić synów przed nieszczęściem, ale poniosła sromotną klęskę. Reportaż Jagielskiego to bardzo rzetelna, wyważona opowieść o życiu i śmierci, statystycznie niemożliwym dramacie.

Plemiona skazane na sto lat samotności nie mają już drugiej szansy na ziem – tymi słowami Lara rozpoczyna swoją opowieść. Nieświadomie cytując Marqueza, który tą właśnie frazą przypieczętował los Macondo, Lara także używa jej, żeby podsumować swoje istnienie. Bo choć dzieciństwo spędziła w gruzińskiej, rajskiej dolinie Pankisi, to dorosłe życie okazało się dla kobiety pasmem samych nieszczęść.  Najpierw ucieczka z synami: Szamilem i Raszidem z ogarniętego wojną Groznego, potem niespokojne lata naznaczone obecnością partyzantki czeczeńskiej w jej rodzinnej wiosce, następnie rozstanie z synami, którzy z ojcem wyemigrowali do Szwajcarii w poszukiwaniu lepszego, spokojnego życia. I ostatni, najgorszy cios – przyłączenie się synów do syryjskich mudżahedinów, którzy rozczarowani europejskimi wartościowi i duchową pustką, próbowali odnaleźć własną przestrzeń i tożsamość.

Książka Jagielskiego to biografia nieugiętej, bezkompromisowej, walecznej matki, która zdolna jest stawić czoła każdej wojnie, żeby tylko uchronić własne dzieci przed niebezpieczeństwem (Marzenia są po to, żeby nigdy nie przestawało się chcieć żyć. I po to, żeby o tym przypominały). Gotowa pokonać setki mil, żeby dotrzeć do syryjskiego Aleppo, obozu mudżahedinów, aby bezskutecznie próbować przekonywać syna o bezsensowości wojny i o tym, by żyć, nie umierać. Bo Jagielski pisze właśnie o tym jednostkowym bólu, który ma być zaprzeczeniem heglowskiej historii dziejów, i który ukazuje nam „ludzką” twarz dżihadu. Pisze też o konsekwencjach wojen, które ponoszą przede wszystkim najbliżsi. I podobnie jak Swietłana Aleksijewicz (np. w „Cynkowych chłopcach”) kładzie nacisk na rozpacz i stratę rodzicielek: [ Lara w obozie mudżahedinów – dopisek M.D.]: Nasi kobiet na wojny nie zabierają. – Lara skinęła głową ze zrozumieniem. – A może właśnie powinni. Wtedy by poczuli, jak to jest umierać za innych.

Reportaż Jagielskiego to wyważony, bardzo sugestywny i uniwersalny obraz, który stawia czytelnika w opozycji do myślenia stereotypami. „Wszystkie wojny Lary” to książka, którą należy i powinno się znać, szczególnie zaś, gdy zagalopujemy się w myśleniu, że fanatyzm jest dla nas materią obcą.

***

Recenzja opublikowana pierwotnie na portalu „Lubimy Czytać”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *