„Zapomniane słowa” pod redakcją Magdaleny Budzińskiej

„Daj mi słowo ancymonku!”

„Zapomniane słowa” to przedziwne i cudowne bestiarium języka polskiego. Na kartach książki zapisane zostały bowiem słowa, które powoli przechodzą lub zdążyły już przejść z funkcji on na off albo rachitycznie trwają w językowym trybie czuwania. Stand-by, gdzieś między być albo nie być, między chęcią a praktyką. Między wspomnieniem babcinego oblicza a japońską technologią i sukcesem Steve’a Jobsa. W tej książce ważne są słowa, ale także ich właściciele („użytkownicy” brzmi niepełnie i jakoś nieadekwatnie). Publikacja powstała według klucza: jeden wyraz, jedna historia. Zatem od „ancymonków” Krzysztofa Czyżewskiego, przez „charakterność” Sylwii Chutnik, „garsonierę” Hanny Samson, „miglanca” Andy Rottenberg, „ordynusa” Marka Bieńczyka, „statki” Michała Głowińskiego, aż po „żydki” Pawła Śpiewaka. Niezwykłe słów wojaże i osobiste przejścia ich właścicieli.

Pomysł na tę książkę jest tyleż prosty, co trafny. Kilkadziesiąt osób polskiej kultury poproszono o opisanie słowa, które wyszło już z użycia, a o którym warto pamiętać, o które warto powalczyć z uporczywym i bezlitosnym upływem czasu. Każde z przywołanych słów, co oczywiste, wiąże się ze wspomnieniem, jest proustowską magdalenką, która przywołuje m.in. pamięć sielskich wakacji, pierwszą miłość, obraz dawno zmarłych dziadków… Język, który kształtuje tożsamość, aby oddać sprawiedliwość hipotezie Sapira-Whorfa. Zatem raz jeszcze, aby odczarować bezlitosną rzeczywistość: łapserdak, urwis, skucha, niepomny, udatny, trzpiot…

A Jacek Podsiadło pisze:

Słowa starzeją się podobnie jak ludzie. Najpierw są tylko trochę archaiczne, nabierają dostojeństwa, budzą szacunek, ale zaraz potem robią się nieprzydatne, często śmieszne, stają się cieniami siebie sprzed lat, po kolei trafiają do umieralni dla słów.

Lecz nie ma co spuszczać nosa na kwintę i posypywać głowy popiołem, że jest się językowym abnegatem. Język przecież jest żywą tkanką, która ewoluuje. W miejsce słów zapomnianych powstają nowe. Być może za lat sto powstanie podobne wydawnictwo, które otwierać będzie słowo: „A jak Apple – iPhone 6”.

„Zapomniane słowa” pod redakcją Magdaleny Budzińskiej to językoznawcza perełka, balsam na sfatygowaną i znerwicowaną duszę polonisty i każdego entuzjastę polszczyzny. Zdecydowanie książka, o której warto pamiętać.

Na marginesie recenzji:

Przemysław Czapliński tak trafnie i intrygująco rozpoczyna swoja opowieść o zapomnianym słowie, że nie mogłam nie zacytować jego słów: Jeśli powiem, że znikają z języka słowa obelżywe, usłyszę w odpowiedzi, że coś mi się, kurwa, pomyliło. Piękne, nieprawdaż?

***

5 komentarzy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *