Śledztwo z zakalcem. „Z jednym wyjątkiem” Katarzyna Puzyńska

Nie kupuję tego. Zupełnie nie. Ten kto wymyślił, że fajnie jest jeśli kryminał zostanie okraszony sporą dawką obyczajówki, i że nadal znajduje się w orbicie gatunku, to chyba przebywał na wczasach w Ciechocinku i mu się nieprzeciętnie nudziło albo przeżywał kryzys wieku średniego. Sięgając po książkę Puzyńskiej, miałam nadzieję na rasowy, „brudny-brutalny” kryminał (zresztą po trosze oceniłam książkę po okładce – wstyd i hańba, amatorszczyzna!) a otrzymałam Camillę Läckberg w wersji polskiej (gwoli ścisłości – wersji lepszej!), rustykalnej wsi, która pachnie ciastem i kwitnącą czereśnią. Bo jeśli spojrzymy na powieść Puzyńskiej przez pryzmat obyczajówki, to wszystkie elementy układają się w przyjemną i sympatyczną lekturę, gdzie wątki kryminalne stanowią tylko, aczkolwiek bardzo miły, pieprzny dodatek. Jeśli zaś, spojrzymy na tę książkę jako na kryminał, to boże broń nas przed takim śledztwem, dalej skutecznością i opieszałością policji (aż ręka świerzbi, żeby zapytać autorkę, czy ta czerpała inspiracji ze swoich osobniczych doświadczeń z polskimi stróżami prawa). Śledztwem, które tak naprawdę jest tłem do rozterek miłosnych bohaterów i toczy się praktycznie samo – od przypadku do przypadku. Od trupa do trupa. A toczy się wybitnie ślamazarnie. Bez szału i emocji. Aż dziw bierze, że zagadkę w końcu rozwiązano.

Jednak na tle powieściowego marazmu, pozytywnie wyróżniają się dwa elementy. Pierwszy, to wątek szachowy, który stanowi algorytm popełnianych zbrodni (choć pachnie trochę inspiracją Akuninem). Drugi, to postać Klementyny Kopp – sześćdziesięcioletnia komisarz, która jest wielką fanką coca-coli i płci pięknej. Poza tym jest bezpośrednia, dojmująco szczera i ma problem z wymową. Pełnokrwista postać, która zdaje się, że jako jedyna trzyma świat wiejsko-sielsko-przestępczy Lipowa i okolic w przysłowiowej kupie. I choć jej rozterki miłosne i złośliwostki po kilkuset stronach ździebko denerwują, to i tak wiedzie prym i rządzi miejscowym komisariatem. Zdeterminowana na cel, wie jak wykonywać swoją robotę, choć też zdarzają jej się wpadki. Gdy więc pewnego pięknego, wiosennego dnia odnalezione zostaje ciało wiekowej kwiaciarki i okazuje się, że zmarła, wcale a wcale, nie odeszła z tego świata z przyczyn naturalnych, Klementyna łapie trop i dziarsko rusza na poszukiwanie mordercy. I mimo, że towarzystwo ma niemrawe i jakieś takie ślamazarne (Daniel Podgórski – ogarnij się chłopie!), to i tak, rzecz jasna, winny zostanie złapany i ukarany (przy dużej pomocy jednak przypadku). Bez zaskoczenia.

Mam mocno ambiwalentne uczucia związane z tekstem Puzyńskiej. Rozumiem, że może się podobać – bezpieczne gatunkowo standardy są dobrze odbierane i chętnie czytane. Rozumiem, że i taka rozrywkowa literatura jest potrzebna (piszę to bez pejoratywnego nacechowania i złośliwości): gdzie świat przedstawiony pachnie szarlotką, a policjanci to urocze gapcie, a miłość!, to miłość jest najważniejsza. Ale niech to chociaż ciekawe będzie, niech autorka powalczy i poprzekomarza się trochę z naszą percepcją i inteligencją. Niech wystawia na szwank nasze pouczycie bezpieczeństwa, niech igra z konwencją… Bądź co bądź prowincjonalne nie musi oznaczać nudno. Kurdę, a w książce Puzyńskiej tak właśnie jest!

13 komentarzy

  1. Oooo, to bardzo ciekawa opinia. Napaliłam się na Puzyńską jak szczerbaty na suchary, ale chyba musze podejść do niej z lekkim dystansem. Liczyłam na książki mniej więcej tak dobre jak te Bondy, jednak mogę się przeliczyć. Co prawda nie czytałam Lackberg, ciągle mi do niej nie po drodze więc nie mam porównania, ale jeśli Puzyńska w Twoim przekonaniu jest lepsza od skandynawskiej koleżanki to klękajcie narody, skąd taka sława Camilli?

  2. To ja mam podobnie. Mnie Puzyńska nie przekonała wcale, a "Motylek" wynudził mnie do tego stopnia, że go nie skończyłam (a to zdarza mi się nadzwyczaj rzadko). Wiele mam zastrzeżeń do tej książki, następnych części (więc również "Z jednym wyjątkiem") już nie czytałam. Natomiast tło/wątek obyczajowy w kryminałach lubię bardzo, pod warunkiem, że jest dobrze wyważone i nie przesłania akcji i zagadki 🙂

    1. Uważam, ze jeśli redaktor z książki wyrzuciłby połowę tekstu to zupełnie by się nic nie stało. Ja niestety należę do tej części ludzkości, że jak zaczynam jakąś książkę to i skończyć muszę. I chyba jednak preferuję czystość w gatunkach literackich 😉

    2. ja tez się napaliłam na Puzyńską ale Motylek to dramat jakiś był. Nie lubię tego typu taniej obyczajówki a do kryminału temu to daleko, za dożo dróg na skróty uproszczeń, nieścisłości i niekonsekwencji. Myślałam ze gorzej niż Bonda się nie da ale jak widać znów się myliłam

  3. A mnie się wydaje, że z tym ślamazarnym śledztwem to nie tyle jakiś przedziwny zamysł autorki, ale po prostu – samo życie. Tylko w książkach bowiem przestępca jest łapany w ciągu kilku – kilkunastu dni i jeden policjant zajmuje się jedną sprawą. W rzeczywistości to trwa, trwa i trwa.

    Przyglądnę się wnikliwie Puzyńskiej. Ciekawi mnie ten fenomen.

    1. Z opieszałością to i pewnie racja – szczególnie zaś jeśli chodzi o krajową policję ;), ale problem tkwi w czymś innym – życie w Lipowie jest wspaniałe i jednowymiarowe – nie ma miejsca na uczucia i emocje pośrednie. To jest obraz wyidealizowany a markotność władz tylko pogarsza sprawę. I naprawdę miałam wrażenie, że tam do diaska nikt nie pracuje. Zresztą ten tekst jest dla mnie za długi i przez to nudny.

  4. Zamówiłam dziś trzy (!) pierwsze tomy serii dla mamy i mam nadzieję, że się jej spodobają. Mnie – wnosząc po Twojej opinii – chyba raczej nie przypadną do gustu, choć z ciekawości pewnie pożyczę sobie od mamy, zwłaszcza że jestem ciekawa tej autorki – w tylu miejscach spotkałam się z pozytywnymi opiniami. Choć nastawiam się sceptycznie (po porównaniu do Läckberg – tym bardziej) 🙂

Skomentuj Magdalena Baranowska Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *