Nesbo. Jo Nesbo i jego „Krew na śniegu”

Długo szukałam słowa najlepiej przysposobionego do literatury, którą przedkłada nam, czytelnikom Jo Nesbø, i w pewien przesympatyczny, słoneczny, letni poranek je znalazłam: fatalizm. Bo po pierwsze: każdy, ale to każdy bohater norweskiego pisarza ma przeznaczoną pewną tragiczną misję do wykonania i wewnętrzny imperatyw, który karze robić mu rzeczy niebezpieczne i pozbawione sensu (czy mówimy o Harry Hole, czy o głównej postaci „Krwi na śniegu” Olavie). A po drugie: zawsze, ale to zawsze bohater zmaga się z weltschmerzem. No i co tu dużo ukrywać: los drwi sobie z niego okrutnie i po wielekroć. Tyle o punktach stycznych. Jeśli zaś chodzi o to, dlaczego warto przeczytać najnowszą książkę Nesbø, to wcale nie dlatego, że jej wartością jest jakieś fabularne, czy też językowe novum. Co to to nie! Przecież preferujemy melodie raz już słyszane. Warto, bo to całkiem zacna opowieść o miłości i śnieżnej zamieci.

„Krew na śniegu” to cieniusia książka, która na pierwszy rzut oka raczej reprezentuje rozbudowane opowiadanie niż wielowątkową powieść. I tak jest istotnie. Ten jednowątkowy tekst, opowiada historię pewnej niemożliwej miłości między zabójcą na zlecenie i jego ofiarą Coriną – żoną zleceniodawcy. Mamy zatem Olava, głównego bohatera książki, który sam siebie charakteryzuje następująco:

(…) nie umiem jeździć wolno, jestem miękki jak masło, zbyt łatwo się zakochuję, tracę głowę kiedy się wkurzę, i jestem słaby rachunków. Czytałem to i owo, ale wiem mało, a w każdym razie niewiele o rzeczach, które mogą się przydać. I piszę wolniej, niż rośnie stalaktyt. Do czego więc, na miłość boską, ktoś taki jak Daniel Hoffmann może wykorzystać kogoś takiego jak ja? Odpowiedź brzmi – jak chyba można było się zorientować – jako likwidatora.

Prawda, że bohatera trudno nie polubić i nie obdarzyć współczuciem i sympatią? Czyż nie podobnie było z Harrym?

Reasumując: najnowsza książka Jo Nesbø to zwarta kompozycyjnie i fabularnie historia miłości niemożliwej. Czy jak kto woli: fatalnego zauroczenia, które okazuje się wyniszczające i złudne. Co ciekawe, nie jest to klasyczny kryminał, lecz opowiadanie z dreszczykiem i nutką ironii (inna forma w której autor radzi sobie dość dobrze), które czytelnik pochłonie jednym, niedługim tchem.

I zdanie, które stanowi wisienkę na tym norweskim, literackim torcie: Nie żebym wierzył w poetów. W każdym razie nie bardziej niż w duchy.

***

Recenzja opublikowana pierwotnie na portalu „Lubimy Czytać

8 komentarzy

  1. Na pewno po Nesbo sięgnę, choć może niekoniecznie po Krew na śniegu w pierwszej kolejności. Chociaż faktycznie wątek miłosny między bohaterami wydaje się niemożliwy w praktyce… Sama nie wiem, choć widziałam książkę i jako, że jest króciótka, to pewnie nie byłoby problemów z leturą nawet jakny mi nie podeszła.

  2. Rekomendacja samego Jamesa Ellroya, bodaj jedynego pisarza kryminałów, którego poza Chandlerem wielbię bezgranicznie, skłoniła mnie w końcu do sięgnięcia po "Czerwone gardło". Po lekturach blogów i długim namyśle zdecydowałem się pominąć pierwsze dwa tomy, które ponoć są wyraźnie słabsze. Zobaczymy.

  3. UWAGA DO WSZYSTKICH – BARDZO WAŻNE ! : )
    Jak już wspomniałyśmy, 23 kwietnia Jo Nesbø odwiedzi nas w Polsce, a dokładniej we Wrocławiu. Wiemy, że nie każdy ma możliwość pojawienia się tam dlatego jedziemy, żeby zdać wam relacje.
    Wpadłyśmy na pomysł, żeby utworzyć kolaż ze zdjęciami fanów z Polski i dać mu 23 kwietnia w prezencie. Dlatego teraz zwracamy się z prośbą do WAS.
    Jeśli chcecie pomóc nam zrobić miłą niespodziankę Jo Nesbø i dołączyć się do kolażu, wysyłajcie zdjęcia mówiące o tym jakimi wielkimi fanami jesteście na nasz e-mail
    –> harryhole.fanmail@gmail.com
    Do Kolażu dołączymy kilka zdań od was!
    Koniecznie udostępnijcie ten post dalej! Niech jak najwięcej fanów dowie się o tej akcji! : )
    Z waszą pomocą uda się!
    http://www.facebook.com/onthetrial.of.harryhole
    Pozdrawiamy,
    D&S

Skomentuj Anonimowy Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *